Aurora przyjęła dłoń nieznajomej. Ciepła, przyjemna, tak jak każda ludzka... Gdy wciąż były pokryte skórą, nie rozpadały się jak rozmiękłe mięso.
Zamknęła na chwilę oczy, starając się rozwiać wszelkie myśli o jedzeniu ludzi, stop, nie była przecież taka, nie odczuwała w tym momencie głodu.
Otworzyła zimne jak lód oczy i spojrzała z uśmiechem na wysoką dziewczynę.
— Dziękuję, to naprawdę miłe, że chcesz mi pomóc. — Spodobała jej się, wzrost, otwartość... specyficzna, dobrze mieć osobę, która wprowadzi cię w ten świat...
Podążyła za gestem dziewczyny, zaczynało się późne popołudnie, śnieg chrzęścił pod jej tanimi, niezbyt ciepłymi butami, które przecież i tak nie wpływały na komfort jej życia. Wszakże, Aurora nie odczuwała zimna. Akademia malowała się pięknie, wielkie zamczysko, porośnięte wiecznym bluszczem, skąpane w promieniach zachodzącego słońca. Gdyby nadal żyła, pewnie wybrałaby to miejsce na swoją naukę.
Tu jednak doprowadziła ją Cisza, poszukująca uporczywie pewnej kobiety...
— Mam pomagać w bibliotece — odparła z uśmiechem, odsłaniając nienaturalne, niepokojące zęby.
Aurora zdawała sobie sprawę z tego, że nie wiedziała już za bardzo jak człowiek działa. Więc starała się naśladować jak najbardziej znajome zachowania, tak jak teraz kopiowała Saszę.
— Szukam kilku osób... Dyrektorki... Aquaty Pullos? Oraz Eliona lub Eliota Velveli, jeden pies, który z tych, w każdym razie, miałam się do nich zgłosić, wiesz może gdzie powinnam szukać?
Zapachniało słodko, kusząco, nienatarczywie, ale woń była wyczuwalna, smakowita...
Przełknęła ślinę. Balaur. Nie, miała szukać lisa...
— Długo tu jesteś? — spytała Saszy. — W sumie, jak ci się żyje?
Nie wiedziała jak rozmawiać z człowiekiem...
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz