Znowu tutaj jestem.
Kolejny raz przed znanym sobie wejściem do ogromnego budynku stał z opuszczonymi ramionami. Pamiętał pierwszy dzień gdy tutaj przybył.. Zdezorientowany i wymordowany od skwierczącego słońca, teraz był otoczony chłodem bijącym od ostałego śniegu pod akademią. Na'veen wziął głęboki oddech. Mróz szczypał go w nozdrza wzywając jego blady uśmiech. Nie myślał, że tu wróci. Nie myślał, że te niezgrabne nogi staną w tym miejscu ponownie. Po takim długim czasie wydawało mu się, że znajdzie wyjście, że znajdzie sposób by wrócić do swojego domu. Myślał, że..
Potrząsnął głową na boki. Sam nie wiedział właściwie co myśleć. W tym momencie jego głowa była tylko szumiącym kotłem pełnym wody. Zanim ruszył do środka wyciągnął rękę i zgarnął część śniegu, teraz oblepiający jego dłoń. Wciąż nie jego dłoń. Westchnął i wezwał część siebie, którą nigdy nie zapomniał. Którą wiedział, że była prawdziwie jego, dając mu oparcie. Śnieg topniał i krystalizował się wokoło buzując cicho. Mężczyzna przechylił głowę na bok badając kształt budzący się w jego objęciu. Oszroniony manat zakołysał się w powietrzu, jego grzbiet był upstrzony wieloma płatkami śniegu a wnętrze czyste jak jego ukochana Fala.
- Meidin mhaith, malutki.. - Małe stworzenie płynęło w przestrzeni blisko twarzy, niemal dotykając jego włosów. Towarzystwo dodawało mu otuchy, nawet jeśli to była tylko jego iluzja. Na'veen westchnął. Brakowało mu odwagi na kolejny krok, by wejść do samej akademii. Potrzebował więcej czasu by pozbierać reszty siebie z głębin i wrócić do starych i nowych obowiązków.
- Jeszcze chwilę.. - Odszedł od głównego wejścia i postanowił użyć nieco siły swoich niewygodnych lądowych płetw i ruszył na spacer do pobliskiego ogrodu akademii..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz