Aurora nie czekała na zaproszenie, pożarła niemal całą pieczeń w kilku gryzach, widząc, że zżarła niemal większość oderwała kawałek, którego nie rozszarpała zębami, położyła go na talerzu wiedźmy i ze zbolałą miną wybełkotała:
— Pwaszam.
Przełknęła resztę, wciąż czuła głód, otarła usta i westchnęła. Pieczeń była smaczna, aczkolwiek nie wypełniała jej w pełni. Zżarłaby jej więcej. Gdyby więcej było.
Nazywała się więc Nemora, dobre imię dla magiczki.
— Z Katorphy, urodziłam się tutaj, mieszkałam w Dokuarze... nic szczególnego, tylko tu żyję...
Chciało jej się żreć, zaczęła trzęść nerwowo nogą, wprawiając w drżenie stolik i stół przy, którym siedziały.
— A pani? Czym się pani zajmuje? Zmienia pani ludzi w ropuchy? Pożera dzieci, lata na miotle? — pytała, starając się wyrzucić chęć jedzenia z głowy. — Siedzenie w lesie na zadupiu chyba trochę zobowiązuje, co?
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz