Duże miasto, idealne do działania... po cichu. Skoro ludzie tam ginęli, to jeden czy dwa trupy nie robiły różnicy, poza tym, świeże ciała musiały znajdować się kostnicach, prosektoriach i innych składowiskach trupów. Brzmiało to wybornie. Jednakże, nim Aurora mogła przejść do realizacji swoich planów, musiała odczekać swoje u stukniętej, leśnej babki.
— Nie, nie dziękuję! Nie potrzebuję ciepła i... ognia...
Weszły do środka, miejsce wyglądało jak chata wiedźmy. Substancje podejrzanego pochodzenia, smród kadzidła. Czuła się, jakby miała zaraz rozpłynąć się niczym lód. Aurora miała wrażenie, że wpadła w pułapkę, jak śliwka w przysłowiowe gówno...
— Obojętnie, byleby dużo... najlepiej mięsa... — mruknęła, rozglądając się po chacie.
Znalazła najzimniejszy kącik, w którym przycupnęła, zwijając się w wielką, kościsto-krwawą kulkę i łypiąc oczami, przypominającymi lód wszędzie.
— Aurora... jestem Aurora... — wydusiła, nie wiedząc właściwie po co.
Nie przypominała sobie, by ostatnio przedstawiała się komuś, czuła się... dziwnie z tym. Zostawiała ślad, możliwe, że później ktoś mógłby ją wytropić, po imieniu. Westchnęła głośno, wzięła jedno z pęt suszonych ziół, powąchała, zaczęła je skubać, a następnie żreć. Bo na tym właśnie skupiała się jej egzystencja, na napychaniu żołądka.
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz