By
Shadow Memory
|
20:57
|
NamGi wyszedł. Poinstruował ją, co dokładnie ma zrobić, zapłacił, spojrzał na nią z ukosa i wyszedł. I tyle Donga widziała. Minęło kilka minut nim kompletnie ochłonęła. Dopiero wtedy jej serce zaczęło walić jak oszalałe, jakby chciało wyskoczyć z piersi i pognać za Azjatą.
Skuliła się i wbiła szpony w swoje ramię, by uspokoić buzującą krew i emocje. Po chwili zaczęła szaleńczo się śmiać, zwracając uwagę pozostałych gości oraz obsługi. Wariacko, przerażająco, szczęśliwie. NamGi żył i miał się dobrze, podobnie jak Bao. Nie znali się, nie mieli prawa mieć głębszych relacji, ale Jelly i tak cieszyła się jak głupia. Jak nastolatka, którą była kiedy pierwszy raz poznała rodzeństwo Dong.
Dorzuciła napiwek do skórzanego portfela, po czym wyszła z kawiarni. Miała chwilę czasu, by się spakować i przygotować do wyprawy. Po czym przypomniała sobie o największym problemie.
— O kurwa — wyrwało jej się. Zasłoniła usta dłonią. — Ven.
Skuliła się i wbiła szpony w swoje ramię, by uspokoić buzującą krew i emocje. Po chwili zaczęła szaleńczo się śmiać, zwracając uwagę pozostałych gości oraz obsługi. Wariacko, przerażająco, szczęśliwie. NamGi żył i miał się dobrze, podobnie jak Bao. Nie znali się, nie mieli prawa mieć głębszych relacji, ale Jelly i tak cieszyła się jak głupia. Jak nastolatka, którą była kiedy pierwszy raz poznała rodzeństwo Dong.
Dorzuciła napiwek do skórzanego portfela, po czym wyszła z kawiarni. Miała chwilę czasu, by się spakować i przygotować do wyprawy. Po czym przypomniała sobie o największym problemie.
— O kurwa — wyrwało jej się. Zasłoniła usta dłonią. — Ven.
Zostawiła go samego w księgarni, na pastwę klientów i nierozładowanego towaru. I nie dość, że sklep nie był uprzątnięty to jeszcze miała mu zaraz oznajmić, że rzuca cały interes i wyjeżdża do Chin razem z cudownie odnalezionym NamGim.
Ven się zmienił, zdecydowanie, nie był już chłopcem. W ciągu trzech lat dorósł i mimo, że miał ledwie dziewiętnaście lat, wydawał się o wiele dojrzalszy niż Jelly.
Meduza z ciężkim sercem ruszyła w kierunku sklepu i mieszkania, czując, że nie wyjdzie stamtąd żywa. Minęła parę ulic i stanęła przed księgarnią. Wpełzła niepewnie do środka, zadzwonił dzwonek. Sklep był uładzony, wręcz za bardzo. Ven należał do osób zdecydowanie pedantycznych. Stał za ladą, sprawdzając zamówienia. Na nosie miał okulary w złotych oprawkach. Elegancki, młody biznesmen. Gdy tylko usłyszał Jelly, jego oblicze się zmieniło z przystojnego dżentelmena stał się zmorą. Wykrzywił usta, ukazując kły i wysuwając język. Rysy mu się wyostrzyły, a Jelly mogłaby przysiąść, że mordował ją wzrokiem.
— Gdzieś się podziewała?! — fuknął, podpierając biodro ręką. — Zostawiłaś mnie na pastwę klientów, sklep, zamówienia... — zaczął wyliczać. — Czy ty jesteś niepoważna?
Jelly spuściła głowę jak dziecko, karcone przez matkę. Poprawiła bluzkę i próbowała posyłać przyjacielowi spojrzenia godne smutnego kota, jednak na bazyliszka to nie działało.
— Ven, jest coś, co muszę ci powiedzieć...
Ven się zmienił, zdecydowanie, nie był już chłopcem. W ciągu trzech lat dorósł i mimo, że miał ledwie dziewiętnaście lat, wydawał się o wiele dojrzalszy niż Jelly.
Meduza z ciężkim sercem ruszyła w kierunku sklepu i mieszkania, czując, że nie wyjdzie stamtąd żywa. Minęła parę ulic i stanęła przed księgarnią. Wpełzła niepewnie do środka, zadzwonił dzwonek. Sklep był uładzony, wręcz za bardzo. Ven należał do osób zdecydowanie pedantycznych. Stał za ladą, sprawdzając zamówienia. Na nosie miał okulary w złotych oprawkach. Elegancki, młody biznesmen. Gdy tylko usłyszał Jelly, jego oblicze się zmieniło z przystojnego dżentelmena stał się zmorą. Wykrzywił usta, ukazując kły i wysuwając język. Rysy mu się wyostrzyły, a Jelly mogłaby przysiąść, że mordował ją wzrokiem.
— Gdzieś się podziewała?! — fuknął, podpierając biodro ręką. — Zostawiłaś mnie na pastwę klientów, sklep, zamówienia... — zaczął wyliczać. — Czy ty jesteś niepoważna?
Jelly spuściła głowę jak dziecko, karcone przez matkę. Poprawiła bluzkę i próbowała posyłać przyjacielowi spojrzenia godne smutnego kota, jednak na bazyliszka to nie działało.
— Ven, jest coś, co muszę ci powiedzieć...
Przez oczy chłopaka prześlizgnął się błysk.
— Ja wiem, że będziesz zły, ale... ja... muszę wyjechać...
Pokręcił głową, obrażony.
— No, świetnie! Zawsze tak jest, gdy ja czegoś wymagam, to uciekasz, ale, gdy ty coś chcesz, to zawsze mam się godzić. Nie możesz teraz wyjechać do jasnej cholery, co ja sam zrobię?!
Rozkręcał się, wiedziała to. Kiedyś trzymałby gębę na kłódkę, nie pisnąłby ani słowa. Ale nie był już dzieckiem, z mamei i podnóżka powoli robił się mężczyzną, który wyraźnie stawiał warunki.
— Ven! — przerwała mu ostro Jelly. — Tu chodzi o moje ciało, o moją moc. Może uda nam się sprawić, by było bardziej obliczalne — zaczęła tłumaczyć, ale widząc sceptycyzm Vena wypaliła: — NamGi, spotkałam NamGiego i ja razem z nim...
Ven oparł się o ladę, skrzyżował ręce na piersi i pokiwał głową.
— I zamiast myśleć głową zaczęłaś myśleć czym, Jelly? — rzucił jej pełne politowania spojrzenie. — Skąd ja wiedziałem, że to będzie NamGi — prychnął.
Jelly przełknęła ślinę. Niepewnie podpełzła do bazyliszka i objęła go delikatnie, owijając część tułowia wokół jego ciała, czuła jak buzował jeszcze chwilę, ale po chwili odwzajemnił uścisk, oplatając swoim ogonem jej tors.
— Mogłaś wcześniej powiedzieć.
— Nie wiedziałam...
Uniósł głowę i spojrzał w jej oczy.
— Jak długo?
Wzruszyła ramionami, a on tylko westchnął. Uniósł rękę i położył ją na policzku meduzy.
— Wróć żywa — powiedział, po czym odsunął się.
— No, świetnie! Zawsze tak jest, gdy ja czegoś wymagam, to uciekasz, ale, gdy ty coś chcesz, to zawsze mam się godzić. Nie możesz teraz wyjechać do jasnej cholery, co ja sam zrobię?!
Rozkręcał się, wiedziała to. Kiedyś trzymałby gębę na kłódkę, nie pisnąłby ani słowa. Ale nie był już dzieckiem, z mamei i podnóżka powoli robił się mężczyzną, który wyraźnie stawiał warunki.
— Ven! — przerwała mu ostro Jelly. — Tu chodzi o moje ciało, o moją moc. Może uda nam się sprawić, by było bardziej obliczalne — zaczęła tłumaczyć, ale widząc sceptycyzm Vena wypaliła: — NamGi, spotkałam NamGiego i ja razem z nim...
Ven oparł się o ladę, skrzyżował ręce na piersi i pokiwał głową.
— I zamiast myśleć głową zaczęłaś myśleć czym, Jelly? — rzucił jej pełne politowania spojrzenie. — Skąd ja wiedziałem, że to będzie NamGi — prychnął.
Jelly przełknęła ślinę. Niepewnie podpełzła do bazyliszka i objęła go delikatnie, owijając część tułowia wokół jego ciała, czuła jak buzował jeszcze chwilę, ale po chwili odwzajemnił uścisk, oplatając swoim ogonem jej tors.
— Mogłaś wcześniej powiedzieć.
— Nie wiedziałam...
Uniósł głowę i spojrzał w jej oczy.
— Jak długo?
Wzruszyła ramionami, a on tylko westchnął. Uniósł rękę i położył ją na policzku meduzy.
— Wróć żywa — powiedział, po czym odsunął się.
Kiwnęła głową.
~*~
Spakowała tylko najpotrzebniejsze ubrania i kilka sztuk broni. Nie potrzebowała więcej. Z dość obszernym plecakiem, ostrożnie popełzła na dół, do sklepu. Położyła pakunek obok lady i zerknęła na Vena, którego mina wyrażała jedynie zmęczenie i smutek. Coś ukuło ją w sercu, nie powinna go tak zostawiać, ale moc, miała szansę opanować ją, a poza tym... Dong.
Pożegnali się bez słów, Ven wtulił się w jej pierś, czuła jego ciepły oddech. Skrzyżowali spojrzenia, a on jedynie skinął głową.
Jelly nie oglądając się za siebie, udała się w kierunku rynku. Dochodziła dziesiąta, a ona była gotowa do podróży.
Pożegnali się bez słów, Ven wtulił się w jej pierś, czuła jego ciepły oddech. Skrzyżowali spojrzenia, a on jedynie skinął głową.
Jelly nie oglądając się za siebie, udała się w kierunku rynku. Dochodziła dziesiąta, a ona była gotowa do podróży.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz