Ruch w skromnej księgarni był zaskakująco duży, biorąc pod uwagę, że miasto, w którym się znajdowała nie specjalizowało się w sztuce lub nauce. Taau było miastem portowym, morskim, a mimo wszystko, księgarnia wciśnięta między dwa duże budynki w bocznej uliczce, prosperowała dobrze.
W środku, wśród klientów, kręciły się dwie postacie. A raczej biegały z miejsca na miejsce, przeczesując ogromne, sięgające niemal od posadzki, po sufit lokalu półki na książki, kartony na zapleczu bądź w księgarni, w poszukiwaniu zamówień, książek dotyczących warzenia eliksirów, bestiariuszy.
Tą osobliwą dwójką byli Jelly Gorgon i Ven Viperios, absolwenci Akademii Nook of Wolves. Oboje należeli do ras gadzich i oboje nie mieli gdzie się podziać. Teoretycznie, zarówno Ven jak i Jelly mogli udać się gdzie indziej, próbować rozpocząć życie na nowo. Viperios miał przecież brata, w innym wymiarze, ziemskim. Ale listy od niego otrzymywał rzadko i były mgliste, zwykle opisywały rejsy, po Morzu Śródziemnym, u boku ukochanego.
Jelly nie miała do kogo wracać. Matka i babka ją wyklęły, wydziedziczyły. W domu nie miała czego szukać, zaś prababcia... Tęskniła za nią, w końcu była osobą, dzięki której przeżyła i znalazła spokój.
Gorgon wręczyła ostatniej parze zapakowane książki i z uśmiechem pożegnała ich, gdy wychodzili. Słońce powoli zachodziło, więc meduza chwyciła kilka kartonów, by posegregować książki.
— Słońce zachodzi — rzucił elokwentnie Ven, zerkając na dziewczynę.
Westchnęła głośno. Póki miała siłę i ciało, wolała szybko wykonać cięższą pracę.
— Wiem, dlatego chcę być produktywna teraz — odparła.
Ostatnie promienie dziennego światła, wpadające do sklepu zniknęły. Dziewczyna pod ciężarem kartonów padła na dębową posadzkę. Ven jedynie przewrócił oczami i podszedł, pomóc koleżance.
Powrót do normalności, nauka życia zajęły mu tygodnie. Najpierw odrzucił wizerunek wiecznego dziecka i tą przeklętą opaskę na oczy, zaczął nosić okulary. Wyrósł, z małego, zahukanego chłopca, którym był jeszcze w Now pozostało wspomnienie.
Odrzucił kilka kartonów, pełnych książek i ostrożnie, asekurując Jelly ogonem postanowił ją na nogi.
Zdążyła się przez te trzy lata przyzwyczaić do nowego ciała, jednak nie umiejętności magicznych, które z nim przyszły. Wciąż nie radziła sobie z kontrolą mrozu, a raczej, nie potrafiła tego aktywować. Czasem chciałaby wejść na wodę w Taau i zakrzyknąć "Let it go", ale świat to nie bajka.
— Słyszałem, że Gideon Anvill prowadzi gdzieś niedaleko sklep, nie chciałabyś może tego... no... naprawić? — spytał Ven, pochylając się nad dziewczyną.
Urósł, zdecydowanie.
— Ja... nie wiem, ostatni raz, gdy miałam do czynienia z Gideonem miałam wrażenie, że chciał mnie zatłuc... — burknęła meduza, przeklinając w myślach swoją niezdolność do trzymania języka za zębami.
— Powinnaś — odparł, puszczając ją i porządkując bałagan. — Nie wiemy jak twoje będzie zachowywać się za parę lat, to może być ryzykowne.
Przeniósł wzrok na Jelly, która bawiła się kulą mrozu. Westchnął głośno. Ona przez trzy lata się prawie w ogóle nie zmieniła.
Plotka 3
Już wkrótce...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz