Szybko pożałowała, że tym razem nie wzięła ze sobą żadnego wsparcia. Nie doceniła przeciwnika i to był dla niej bardzo poważny błąd. Zlecenie na Girtablilu wzięła, zakładając że nie będzie ono trudne, chociaż cena, jaką oferowano za jego jad powinna jej wiele powiedzieć. Ostatnio szło jej tak dobrze, że chyba jej ego aż za bardzo urosło. Aqrabuamelu, jak nazywano go w niektórych częściach świata, był ogromny. Człowiek Skorpion był czterokrotnie większy od Atei w wilczej formie. Miał cztery pary odnóży i długi ogon, zakończony właśnie jadem, który po wbiciu w ciało, bezpośrednio wpuszczał przeciwnikowi. Ten jad miała zdobyć, oczywiście najpierw należało zabić potwora, a potem dziwnym urządzeniem, które dał jej zleceniodawca, wyciągnąć go i przenieść do sporego słoika. Należało przy tym uważać, bo jad prosto z ogona był śmiertelny. Co gorsza, ta ciecz nabłyszczała pancerz i chociaż na każdej innej części ciała nie była aż tak mocna, bo nie była w czystej postaci, nadal mogła narobić szkód. A była świadkiem, jak Girtablilu robił sobie prysznic z własnej wydzieliny. Paskudnie to wyglądało.
Udało jej się pokonać wroga, ale bardzo dużym kosztem. Kilka ataków odnóży skorpiona ją dosięgnęło. Bez problemu rozszarpał jej skórę w kilku miejscach i chociaż dzięki przyspieszonej regeneracji zrobiła się z tego jedynie szrama, czuła jak jad rozchodził się po jej ciele. Dobrze, że nie ten z ogona, bo zapewne nie zdążyłaby się zorientować w tym, co się działo, a już byłaby martwa. Niemniej, to poświęcenie pozwoliło jej wygrać i zdobyć ten jad. Zapełniła nim nawet drugi słoik, trochę większy, który wzięła sama z zamiarem sprzedania go alchemikowi w pobliżu. Z całą pewnością sporo na tym zarobi, bo jednak był to bardzo rzadko spotykany składnik alchemiczny, a potrzebny do kilku jeszcze rzadziej występujących eliksirów. Robiąc wcześniej research na temat przeciwnika, coś tam o tym wyczytała. Poza tym z całą pewnością przyda się to do stworzenia odtrutki. Była zmęczona, ale miała mało czasu na zniwelowanie działania trucizny, więc musiała wbrew wycieńczeniu dotrzeć do najbliższego sklepu alchemicznego. Wiedziała, że w Taau powstał jeden niedawno i tam musiała się udać.
Przemiana w człowieka nie była dobrym rozwiązaniem, ale za późno się zorientowała. Była blada, zaczynały pojawiać jej się sińce pod oczami i jeszcze dodatkowo jej słabsze, ludzkie ciało nie pomagało. Na boku miała ogromną, nadal lekko krwawiącą szramę, którą prowizorycznie oczyściła czystą wódką i owinęła bandażem. Następnie ubrała się, tym razem wbrew temu, co wolała, zakładając bieliznę i zarzuciła plecak ze zdobyczami na plecy. Jęknęła przy tym z bólu, ale mogła to wytrzymać. Stając na chwilę w miejscu, zamknęła oczy i zaciągnęła się zapachem lasu, szukając ścieżki, często uczęszczanej przez mieszkańców. Bez trudu znalazła ślad ich zapachu i za nim podążyła, wychodząc dzięki temu z lasu. Jakieś pół godziny później była przed sklepem i zatrzymała się, dziwiąc że rozpoznawała ten zapach. Nie wiedziała, do kogo należał, ale była pewna, że już kiedyś się z nim spotkała. Kiedy weszła do środka, już wiedziała dlaczego.
Gideon Anvill.
Pamiętała go z akademii. Zwracał jej uwagę od początku, kiedy się pojawiła w szkole, ale za każdym razem, kiedy przychodziło jej do głowy spróbować zagadać, ktoś odwracał jej uwagę. Albo Kerberos, albo Aldert, a i on nieczęsto bywał sam. Widok jego znajomej twarzy dał jej nadzieję na to, że może pomoże jej za niższą opłatą niż inny alchemik. Chociaż jeśli miała być szczera, wolałaby się mu pokazać po trzech latach w o wiele lepszej formie niż jako prawie trup. Już zaczynała mieć dreszcze, robiło jej się nieprzyjemnie zimno, a przecież wolała niskie temperatury.
-Hej, dawno się nie widzieliśmy... - zagadała głosem, którego nie rozpoznała. Był wyjątkowo słaby, a słyszała go jakby w tle. -Potrzebuję twojej pomocy... - powoli podeszła do lady, położyła na niej plecak i wyciągnęła z niego większy słoik trucizny. Jej koszulka już zaczynała przesiąkać krwią pomieszaną z ropą, niedobrze... -Potrzebuję odtrutkę na tę truciznę, najlepiej jak najszybciej, bo aż tak odporna nie jestem... - oparła się, nie czując na siłach, żeby stać bez problemu. Czy powinno jej się robić aż tak niedobrze?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz