Odkąd Anvill skończył akademię, jego życie było spokojnym pasmem powtarzających się schematów oraz zachowań. Rzadko bywało tak, że w ciągu tygodnia działo się coś szczególnie niespodziewanego i raczej mało co potrafiło go zaskoczyć. Z reguły jedynym urozmaiceniem mijających dni były zmiany pogody, które tutaj, szczególnie w Taau, były szybkie oraz gwałtowne — porywisty wiatr ze sztormowego oceanu Ferte mógł w jednej chwili przywiać chmury, które przysłoniłyby jesienne słońce w całym mieście i sprowadziłyby ulewny deszcz, który siekałby z ciemnego jak noc nieba przez dwadzieścia minut, tylko po to, by już po chwili znów ustąpić ciepłej bryzie.
I tylko ten, pozornie niewyróżniający się, październik zapoczątkował tuzin zmian w spokojnym, jak dotąd, życiu Gideona.
W pewnym momencie tego trzyletniego związku, zerwanie stało się już tylko kwestią czasu. Może i nie było to widowisko na skalę burzliwego rozwodu, bo oprócz kilku małych kłótni stanowiących o rozpadzie ich pożycia, nie prowadzili żadnych wojen, ale, tak czy inaczej, Anvill'owi trochę trudno było się z tym wszystkim pogodzić. Już od przeszło kilku miesięcy nie układało im się zbyt dobrze, ale oboje starali się to ukrywać pod przykrywką sporadycznych, romantycznych kolacji zwieńczonych dwudziestominutowymi, seksualnymi uniesieniami, które widocznie miały wynagrodzić pracoholiczną tendencję Crystal.
I kiedy ona bez reszty pochłonęła się pracy, już nie do końca zważając, ani pamiętając o swoim partnerze, on po zamknięciu sklepu zamiast do domu, zaczął chodzić na imprezy. Nie chciał prosić się o uwagę i nie chciał też wracać do mieszkania, które zawsze wyglądało na puste, nawet jeśli oboje byli już w środku.
I tylko ten, pozornie niewyróżniający się, październik zapoczątkował tuzin zmian w spokojnym, jak dotąd, życiu Gideona.
W pewnym momencie tego trzyletniego związku, zerwanie stało się już tylko kwestią czasu. Może i nie było to widowisko na skalę burzliwego rozwodu, bo oprócz kilku małych kłótni stanowiących o rozpadzie ich pożycia, nie prowadzili żadnych wojen, ale, tak czy inaczej, Anvill'owi trochę trudno było się z tym wszystkim pogodzić. Już od przeszło kilku miesięcy nie układało im się zbyt dobrze, ale oboje starali się to ukrywać pod przykrywką sporadycznych, romantycznych kolacji zwieńczonych dwudziestominutowymi, seksualnymi uniesieniami, które widocznie miały wynagrodzić pracoholiczną tendencję Crystal.
I kiedy ona bez reszty pochłonęła się pracy, już nie do końca zważając, ani pamiętając o swoim partnerze, on po zamknięciu sklepu zamiast do domu, zaczął chodzić na imprezy. Nie chciał prosić się o uwagę i nie chciał też wracać do mieszkania, które zawsze wyglądało na puste, nawet jeśli oboje byli już w środku.
Ich związek skończył się końcem października, kiedy Gideon na jednej z imprez zdradził Crystal z jakąś urokliwą wróżką i nazajutrz, dla czystego sumienia przyznawszy się do skoku w bok, oficjalnie postanowił zerwać ich pseudozwiązek. Jeszcze na odchodne zachował się jak dżentelmen i nie każąc Crystal wyprowadzać się z ich mieszkania i szukać czegoś nowego, sam spakował swoje rzeczy i przeniósł się do ciasnej kawalerki nieopodal swojego sklepu.
Listopad zaczął się więc zawodem miłosnym, ale przynajmniej Anvill nie musiał martwić się utrzymywaniem rozpadającego się związku.
— Moment, moment. Jeszcze zamknięte — odparł od razu zza zaplecza, kiedy tylko te przeklęte dzwoneczki nad drzwiami zabrzęczały w drażniąco-spokojnej melodii. Faktycznie, tym razem do Alchemy & Ashes Gideon przyszedł wcześniej i, jak zawsze, nie przekręcił zamka, ale plakietka na drzwiach z napisem "Przepraszamy, zamknięte" i małym dopiskiem pod spodem ,,wampiry o tej porze jeszcze śpią" mogła dać do zrozumienia, że sklep jeszcze nie działa.
Listopad zaczął się więc zawodem miłosnym, ale przynajmniej Anvill nie musiał martwić się utrzymywaniem rozpadającego się związku.
— Moment, moment. Jeszcze zamknięte — odparł od razu zza zaplecza, kiedy tylko te przeklęte dzwoneczki nad drzwiami zabrzęczały w drażniąco-spokojnej melodii. Faktycznie, tym razem do Alchemy & Ashes Gideon przyszedł wcześniej i, jak zawsze, nie przekręcił zamka, ale plakietka na drzwiach z napisem "Przepraszamy, zamknięte" i małym dopiskiem pod spodem ,,wampiry o tej porze jeszcze śpią" mogła dać do zrozumienia, że sklep jeszcze nie działa.
Do lady przywiał go tylko specyficzny zapach krwi wymieszanej z czymś okropnie śmierdzącym, no i przenikliwa ciekawość, kto i po co w ogóle zakłócał jego spokój. Po drodze uchylił kilka okien dyskretnie dając do zrozumienia, że jego nowa klientka cuchnie i w końcu wbił w nią wyczekujący wzrok, poprawiając okulary.
— Aha, bo my się znamy, tak? — mruknął tępo, spoglądając z natarczywością na ranę dziewczyny, snując scenariusze gdzie właściwie mogła się tak załatwić. Nawet nie zaprzątał sobie głowy ich możliwą znajomością, bo Gideon nigdy nie miał pamięci do twarzy. Pewnie już kiedyś była jego klientką albo pili razem przy barze, albo chodzili do jednej klasy na wydziale alchemicznym w Nook of Wolves; cokolwiek to było - nie pamiętał. — No dobra, dobra. Spróbuję ci pomóc, ale to może chwilę zająć — ostrzegł i skinął głową na znak, że ma się powlec za nim.
— Aha, bo my się znamy, tak? — mruknął tępo, spoglądając z natarczywością na ranę dziewczyny, snując scenariusze gdzie właściwie mogła się tak załatwić. Nawet nie zaprzątał sobie głowy ich możliwą znajomością, bo Gideon nigdy nie miał pamięci do twarzy. Pewnie już kiedyś była jego klientką albo pili razem przy barze, albo chodzili do jednej klasy na wydziale alchemicznym w Nook of Wolves; cokolwiek to było - nie pamiętał. — No dobra, dobra. Spróbuję ci pomóc, ale to może chwilę zająć — ostrzegł i skinął głową na znak, że ma się powlec za nim.
Bez pośpiechu wprowadził ją do niewielkiego gabinetu na zapleczu, w którym znajdowało się kilka szafek, półek i fotel medyczny na takie przypadki jak ten. Kiedy dziewczyna już usiadła właśnie na nim, Gideon wypełnił strzykawkę niebieskawo-zielonkawym roztworem, zaaplikował nową igłę i wymacując żyłę na zgięciu łokcia brunetki, wsunął ją pod jej skórę i powoli wlał całą zawartość do krwiobiegu.
— To generalne lekarstwo. Działa na większość słabszych i przeciętnych trucizn. Na twoją akurat nie. Ty na tym zyskasz, hm, co najwyżej kilka godzin, ale to wystarczy. W tym czasie spróbuję zrobić odtrutkę na bazie tego śmierdzącego czegoś w słoiku, co ze sobą przywlokłaś — odparł i powoli rozłożył potrzebny sprzęt na biurku w kącie pokoju. — Tak, a póki co leż i odpoczywaj. Wkrótce poczujesz się lepiej, ale nie na długo — dodał, siadając na krześle obrotowym i odkręcając słój.
— To skąd się znamy?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz