Potrzebując paru chwil dla siebie, Gideon zablokował telefon i gładko wsunął go do kieszeni czarnych dżinsów.
Westchnął ciężko, wsparł głowę na dłoni i zerknął na umorusaną szybę starego pociągu, za którym, na nocnym pejzażu, mieniły się pomarańczowe światła portowego miasta West Calmaine w niedalekiej oddali.
Właściwie to Anvill zwyczajnie nie mógł uwierzyć we wszystko to, co się stało.
Nie wierzył, że właśnie jechał na randkę z Crystal.
Nie wierzył, że to właśnie dla niej wyprasował swoją ciemną koszulę, której nie zakładał od lat.
A przede wszystkim nie wierzył, że to wszystko działo się naprawdę.
Miał wrażenie, że wciąż jeszcze nie obudził się z popołudniowej drzemki, a cała ta zwariowana otoczka była tylko elementem jego, niezwykle realnego zresztą, snu.
Z cieniem uśmiechu na twarzy, analizował treść wszystkich SMS-ów, które do siebie wysłali, aż w końcu z porażającą siłą dotarła do niego siła wyznania Crystal.
Jeszcze raz, tak tylko dla upewnienia, wyciągnął telefon, znalazł odpowiednią wiadomość i patrzył się na nią bez przerwy, czując jakieś dziwnie przyjemne mrowienie w żołądku.
znaczy, że mi się podobasz
Crystal Amber
18:16
Cholera, było w tym coś zajebistego.
Takiego niespodziewanie przyjemnego, co sprawiło, że Gideon po prostu się cieszył.
Pociąg w końcu skończył bieg, a Gideon, spięty, zestresowany, choć absolutnie rozanielony, wyszedł z pociągu i rozglądnął się po ponurej, opustoszałej stacji kolejowej.
Nikt prócz niego nawet nie wysiadł w West Calmaine, a konduktor, jak prędko się zatrzymał, tak prędko odjechał.
I w końcu zobaczył Crystal przy automacie ze słodyczami.
— No to … Jestem. Cześć, Crys.
Po wymianie kilkudziesięciu specyficznych i dość chaotycznych wiadomości Crystal miała wrażenie, że to może jakaś jej pijacka wizja. Dopiero gwałtowny pisk kół hamującego pociągu i widok Gideona wysiadającego z pojazdu uświadomił ją, że jest trzeźwa. I niesamowicie szczęśliwa. Uszczypnęła się po kryjomu w rękę, tak dla pewności.
Z jednej strony wciąż było jej trochę głupio za ten nieszczęsny poranek, z drugiej, skrycie miała ochotę rzucić mu się na szyję.
— Hej — Na jej twarzy zagościł może i niezręczny, ale szeroki i jasny uśmiech. Odrobinę nie wiedziała, jak powinna zachować się po tym wyznaniu. Wcześniej nad tym nie myślała, ale teraz gdzieś w głowie majaczyły jej myśli czy nie powinna może próbować prezentować się lepiej? Próbować mu zaimponować?
I właśnie wtedy z automatu wypadł batonik zamówiony chwilę wcześniej.
Crystal próbowała wyjąć go wcześniej na wszelkie sposoby, przez co maszyna oberwała kilka razy z masywnego buta. Paradoksalnie to właśnie batonik przypomniał jej o tym dlaczego się spotkali. Mieli bawić się najlepiej, jak tylko mogli, a nie popisywać.
Dziewczyna wyjęła szybko batonik zza ruchomej klapy i wyciągnęła w stronę… przyjaciela? Chłopaka?
— W końcu, już się bałam, że nie przyjedziesz — rzuciła, ponownie się uśmiechając. — To jaką chcesz tę kawę?
To nie tak, że Gideon od tej pory był nieodwołalnie i bezapelacyjnie zakochany w Crystal Amber; do tej sytuacji podchodził raczej z ostrożnym entuzjazmem, bo liczył się z faktem, że nawet pomimo najszczerszych chęci, nic z tego nie wyjdzie.
Crystal była zajebistą kumpelą i świetnym towarzystwem do picia, ale w tym wszystkim Gideon raczej nie był najlepszym materiałem na chłopaka – nigdy zresztą nie był w żadnym poważnym związku i nigdy też nie traktował nikogo poważnie.
A ze wszystkich ludzi na całym świecie, Crystal była tą, której Anvill faktycznie nie chciał zranić.
Gideon spojrzał na mechaniczny wyświetlacz automatu z kawą i ściągnął brwi, wpatrując się w moc różnych nazw kaw, o których nigdy wcześniej nawet nie słyszał.
Wcześniej po prostu kupował pierwszą lepszą, najlepiej jakąś przecenioną i najtańszą, paczkę kawy, zalewał ją wrzątkiem, dolewał mlekiem i pił – z nieopisywalnym grymasem na twarzy, bo była kurewsko okropna.
— Pojęcia nie mam — mruknął z cienistym uśmiechem i kliknął pierwszą lepszą propozycję.
Kiedy papierowy kubek napełniał się kremową kawą, Gideon zerknął na Crystal i podrapał się po policzku. Cholera, w gruncie rzeczy cieszył się, że tutaj był; przez szaloną chwilę nawet miał ochotę przytulić Amber i cieszyć się tym przedziwnym momentem, na tej cholernie pustej, trochę brudnej i przytłaczającej stacji kolejowej.
Tylko gdzieś tam po drodze zabrakło mu odwagi.
— Słuchaj — zaczął. — Trochę … Wydaje mi się, że może byśmy mogli porozmawiać, no wiesz, generalnie o tym wszystkim? — zapytał, biorąc kubek.
Powoli ruszył w stronę wyjścia z peronu, co chwilę odwracając się w jej kierunku.
— W sumie nawet nie wiem, co miałbym powiedzieć. Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. No fajna jesteś.
Crystal sama nie do końca wiedziała, co może powiedzieć. Podobał jej się i im dłużej o tym myślała, tym bardziej chciała spróbować. Wiedziała, żeby nie nastawiać się nie wiadomo na co, ale gdyby im wyszło, byłoby fajnie. Byłoby naprawdę świetnie. I nie musieliby wyjaśniać rodzicom nieporozumienia, jakie powstało na ostatnim spotkaniu.
Na raz dokończyła kawę, kupioną chwilę przed przyjazdem Anvilla, po czym wyrzuciła kubek do kosza gdzieś po drodze, gdy starała się dogonić mężczyznę.
— Moglibyśmy. — Pokiwała głową. — Wydaje mi się, że nawet musimy, ale… mamy na to cały wieczór, więc spokojnie. — Posłała mu łagodny uśmiech. — To, co siądziemy gdzieś i pogadamy? Czy to już tak po drodze?
Gideon tylko pokiwał głową, obrócił papierowy kubek w dłoniach i zamyślił się na chwilę upijając łyk kremowej kawy. Gdy zastanowił się na dłużej, doszedł do wniosku, że w normalnych okolicznościach — w sensie, gdyby fizycznie żył — jego serce łomotałoby jak oszalałe. W końcu nigdy nie był na randce i nigdy nie próbował traktować kogoś na serio.
Z cichym westchnięciem, omiótł Crystal wzrokiem i uśmiechnął się mrukliwie. Faktycznie, nie kłamała — raczej mocno odstawiła się na te randki w ciemno i chyba, nawet wtedy na balu walentynkowym, nie wyglądała tak ładnie, jak tego wieczoru.
— No tak. Mamy na to cały wieczór — powtórzył. Cholera, naprawdę cieszył się, że gdzieś razem wyszli i tym razem, na pewno przez większość czasu, będą trzeźwi. — Może porozmawiamy po drodze — zaproponował i otworzył bramę dworca, czekając, aż wyjdzie pierwsza. — Albo jak znajdziemy jakieś spoko miejsce, to możemy gdzieś usiąść. Byle nie na tym obszczanym dworcu — zaproponował, kiedy już wyszli.
— Może, wiesz, znajdziemy jakąś budkę, kupimy gofry i porozmawiamy?
— Gofry? — Zaciekawiła się — O boże, nawet nie wiesz, jak dawno nie jadłam gofrów, jestem za! — Szybko przemknęła przez drzwi — W sumie to znam świetną kawiarenkę w okolicy, gdzie sprzedają niesamowite gofry, siedzenia też mają świetne więc… To chyba idealne miejsce do rozmowy.
Nie pytając nawet o zgodę, od razu skręciła w odpowiednią uliczkę, oglądając się co jakiś czas za siebie, tak dla pewności.
Już po chwili dotarli do niewielkiej, acz niezwykle klimatycznej kawiarenki Crème Caramel. Pustych miejsc było sporo. Miękkie fotele, oddzielone od reszty kawiarenki przez półprzezroczyste ścianki też na szczęście były wolne.
Gideon musiał przyznać, że ze wszystkich miast dookoła, West Calmaine znał najmniej; nie przepadał za letnim słońcem, ani upałami, choć teraz, kiedy wieczór powoli spawał całą okolicę niewyraźnym, szarym mrokiem, a uliczne lampy i świąteczne, sklepowe wystawy rozbłysnęły milionami dużych i malutkich światełek, gdzieś mimochodem stwierdził, że nawet mu się tu podobało.
Towarzystwo przecież też było całkiem niczego sobie.
Z cierpliwością podążał za Crystal, dopóki nie stanęli przed jakimś staro-zabytkowym znakiem z na wpół zdartym napisem Crème Caramel.
Wchodząc do środka, jego wzrok niemal od razu omiótł całą kawiarnię: miejsce było ciepłe, przytulne i klimatyczne — z głośników wylewały się delikatne nuty przyjemnej, cichutkiej melodii, a gdzieś w kącie, za obitymi fotelami, stał wysoki regał z niezliczoną ilością ksiąg i pomniejszych książek; zapewne romansów, horrorów i erotyki.
— Często tu przychodzisz? — zapytał, kiedy oboje rozsiedli się w miękkich fotelach.
Chwycił jedno z menu i otworzył je na pierwszej stronie, wertując wszystkie niesamowite słodkości, które serwowali w Crème Caramel.
— Dobry wieczór, witamy w Crème Caramel. Na co państwo macie ochotę? Mogę już przyjąć zamówienie? — zagaiła niewielka, malutka i rogata kelnerka, posyłając im sympatyczny uśmiech.
Crystal całkiem nieświadomie zaczęła kreślić palcem niewidzialne wzory na drewnianym stoliku. Z twarzy towarzysza próbowała odczytać, czy miejsce przypadło mu do gustu.
— Ah, czasami, kiedyś częściej, ale… w sumie to od paru lat tu nie byłam — mruknęła nieco smutnawo. Na szczęście lokal przez cały ten czas nie zmienił się ani trochę, jedyne córka właściciela, która stała teraz przed nimi w jasnym fartuszku, nieco podrosła.
— Gofry, nie? Chociaż weźmy coś jeszcze… Na co masz jeszcze ochotę? — Sama sięgnęła po kartę dań, próbując sobie przypomnieć, który z deserów smakował jeszcze równie nieziemsko.
Gideon zamówił gofra z zawrotną ilością kremu czekoladowego i bitej śmietany i, tak, aby już na dobre się zasłodzić, kubek ciepłego i aromatycznego kakao. Kiedy kelnerka z sympatycznym uśmiechem spisała wszystko w kolorowym notatniku i odeszła, Anvill zerknął na Crystal i uśmiechnął się cieniście.
— Hm … — mruknął i ściągnął brwi, podpierając brodę na dłoni. — A wiesz, że my właściwie nic o sobie nie wiemy? — odparł.
Jakoś w tamtej chwili wydawało mu się to niedorzeczne, że właściwie ledwo się znali - owszem, spędzili ze sobą dużo czasu, ale wszystkie informacje zgubiły się gdzieś pomiędzy jedną a drugą butelką wódki i późniejszym kacem.
— Znaczy, no. Ja jestem taki raczej nijaki — machnął ręką. — Ale masz może jakieś, sam nie wiem, zainteresowania?
— Czemu nijaki? — Crystal zmrużyła lekko oczy, przyglądając mu się wnikliwie. Nie postrzegała go ani trochę w ten sposób i za żadne skarby nie mogła zrozumieć, czemu tak o sobie mówił. — W sensie… Kurde wydajesz się interesujący akurat.
Nie musieli czekać długo na swoje zamówienie. Młodziutka kelnerka z trudem utrzymywała wszystkie talerzyki i kubki, ale przynajmniej nic nie spadło na podłogę. Łakocie wyglądały jeszcze lepiej niż na zdjęciach w karcie dań, a Crystal niemal na chwilę zapomniała o rozmowie. Burczący brzuch przejął kontrolę. Od razu złapała za gorącego jeszcze gofra, a bita śmietana pozostała na jej ustach, wyglądając jak mały biały wąsik.
— Jezu chryste, jakie to jest dobre — wykrztusiła z wypchanymi policzkami
— A właśnie... — Wzięła łyk ciepłego jeszcze kakao — Pytałeś o te te, zainteresowania, ale moje w sumie też nie są chyba zbyt ciekawe, więc najwyżej możemy być nudziarzami razem.
— Oh, serio — prychnął gardłowo, leniwie opierając policzek o dłoń. Westchnął, zamieszał kakao pudrowo-różową łyżeczką i oparł policzek o dłoń, mrukliwie myśląc o tym, że właściwie to przed randką powinien się ogolić.
— Popatrz, jak to pozory potrafią mylić. Nie ma we mnie w sumie nic ciekawego — zaśmiał się, poprawiając kołnierzyk czarnej koszuli. Faktycznie, Gideon nie uważał się za jakiegoś szczególnie interesującego; nie miał jakichś charakterystycznych zainteresowań, nie przeżył żadnej niezapomnianej przygody i od małego wychowywał się w niewielkiej wiosce, gdzie nic się nie działo – był raczej przeciętnym i niewyróżniającym się szarakiem.
— Z tych mniej nudnych rzeczy — zaczął. — Kiedyś, może ze dwa lata temu … — kontynuował mrukliwie. — Włamaliśmy się z Edith do gabinetu Szproty — uśmiechnął się z sentymentem. — Trwał wtedy jakiś apel, wszyscy byli akurat na holu, słuchali tych błyskotliwych przemówień naszej dyrektorki — Anvill wywrócił oczami. — Zwinęliśmy całą dokumentację i spaliliśmy gdzieś za szkołą. Och, cholera. Jaka ona była wtedy wkurwiona.
Dziewczyna żałowała, że nie miała okazji zobaczyć całej tej akcji na żywo. Słuchała jego monologu uważnie, dokończając już swojego gofra.
— Widzisz, nie jesteś nudny, ja nawet czegoś takiego nie przeżyłam, ale… to nie ważne, nie ma się co licytować — rzuciła wesoło i starła z twarzy resztki kremu. Poza kilkoma incydentami z koncertów faktycznie nie przeżyła zbytnio przygód w swoim życiu, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Liczyła, że wszystko jeszcze przed nią. — Najwyżej możesz to kiedyś powtórzyć i zabrać mnie ze sobą — nie mówiła tego raczej na poważnie, ale… kto wie.
— Poza paleniem dokumentacji też masz pewnie jakieś zainteresowania i nawet jakbyś… no nie wiem, znaczki zbierał, to zawsze jest w tym coś fascynującego! — Posłała mu ciepły uśmiech. Brzmiało to chyba nieco dziwnie z ust kogoś, kto sam nadal nie przyznał się do swoich hobby. Cóż, Crystal nie była z nich szczególnie dumna. Rysowała słabo i w dodatku rzadko, o olbrzymiej fascynacją muzyką też nie wspominała, w końcu każdy czegoś słucha, a czytanie plotek na stronie szkoły to nawet nie hobby a zwykłe zabijanie czasu i karmienie własnego wścibstwa.
— Hm, ciebie? — mruknął, mrużąc oczy.
Faktycznie, trochę go zdziwiła. Wcześniej, kiedy Gideonowi zdarzyło się kilkukrotnie lawirować myślami gdzieś dookoła Crystal i tego, jaka była, uważał, że wyglądała na dziewczynę z dobrego domu – raczej grzeczną, ułożoną i bez parcia na wielki, młodzieńczy bunt. Chociaż im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej podobała mu się ta mglista wizja zrobienia czegoś rebelianckiego w towarzystwie Amber; ostatecznie przecież po odejściu Edith trochę brakowało mu dawnych, niepoprawnych i znienawidzonych przez Pullos nawyków.
— W porządku — zgodził się w końcu. — Może zrobimy coś na Zimowisku. Hm, no tak. O ile w ogóle jedziesz? — ściągnął brwi, patrząc na nią wyczekująco. Nie był zmartwiony odpowiedzią; Crystal w końcu brała udział w chyba każdym wydarzeniu i pomyśle organizowanym przez Akademię, więc Anvill był pewny, że nie ominęłaby grudniowej wycieczki szkolnej.
— Nie, nie — zaśmiał się krótko. — Znaczków nie zbieram. Aż takim nudziarzem nie jestem — zaprzeczył, drapiąc swój szorstki policzek. — Oh, kurwa. Chyba jednak jestem aż takim nudziarzem — zmartwił się cicho, prostując plecy. — Lubię czytać — burknął zażenowany. — No i oczywiście trochę eksperymentować z alchemią — dodał, chcąc jakby wybronić się od bycia kompletnie drętwym.
— A ty? Zbierasz znaczki?
— Znaczki to może nie, ale… Płyty już tak. Głównie zespołów, których słucham, ale w sumie nie tylko, a tak to rysuję, ale to już całkiem nic ciekawego — Mruknęła jakby od niechcenia. — No i te koncerty oczywiście, ale to już chyba nawet nie hobby… w sensie… każdy chyba lubi się czasem zabawić, nie?
Crystal omiotła wzrokiem puste już naczynia po niesamowitych deserach i zerknęła na towarzysza, upewniając się, że też już zjadł. Dobrze jej się tu siedziało i gadało, ale nie chciała spędzić tu całej nocy. Co jak co, ale jednak nakręciła się na wesołe miasteczko. W końcu nigdy w takim nie była.
— Zbieramy się powoli? — Nie czekając nawet na odpowiedź, zaczęła układać talerzyki i kubki na zgrabną kupkę. Porozmawiać przecież mogli też po drodze.
Pomachała szybko młodziutkiej kelnerce, dając znać, żeby podeszła, a gdy tylko diablica pojawiła się przy ich stoliku, Amber wepchnęła w jej drobną dłoń zapłatę razem z napiwkiem.
— Chodź, chodź — Rzuciła, powoli ruszając do drzwi.
— No a zimowisko... — zagaiła, opuszczając lokal. — Jak mogłabym nie jechać? Zapowiada się super, może chociaż tę wycieczkę przeżyję.
— Wątpię — odparł krótko.
— Przepraszam cię, Crystal, ale nie wyglądasz, jakbyś miała przeżyć to całe zimowisko. Zwłaszcza teraz, kiedy jesteś pijana pięć dni w tygodniu i tylko okazjonalnie bywasz trzeźwa— pokiwał głową z cichym śmiechem.
— Już nie mówiąc o tym, że ja jestem pijusem i że te twoje nowe koleżanki chyba też są pijusami — burknął rozbawiony. — Generalnie, na twoim miejscu już skrobałbym testament — posłał jej cienisty uśmiech.
— To gdzie jest to wesołe miasteczko?
— Cóż… mówiłam tylko o przeżyciu, nie o trzeźwości, bo na to sama już chyba liczę. Ktoś z was na pewno coś przemyci, czuję to w pęknięciach. — Wzruszyła lekko ramionami. Bawiło ją to, jak chłopak ją podsumował, ale… miał rację. Ostatnio faktycznie przesadzała i nie zapowiadało się, żeby na zimowisku coś się zmieniło. W końcu to wycieczka szkolna, a na wycieczkach zawsze się pije. — Fajnie byłoby po prostu raz wrócić w jednym kawałku, bez rozbijania się.
Mimo wszystko nawet rozbicie się nie brzmiało już tak źle. Czuła się dość bezpiecznie, wiedziała, że znajdzie się ktoś, kto ją poskłada, albo chociaż jej poszuka, gdyby stukła się na osobności.
— O patrz! Już jesteśmy! — Na jej twarzy pojawił się wielki usmiech gdy tylko dostrzegła kolorowe światełka tańczące w oddali. Karuzele, diabelskie młyny, kolejki górskie. Wszystko już na nich czekało.
Bez wahania chwyciła Gideona za rękę i szarpiąc go za sobą, popędziła w stronę bramy wejściowej, a zaraz po tym od razu do kasy z bilecikami.
— Na co idziemy najpierw?
Wesołe miasteczko w West Calmaine było ogromne; dalej, niż Gideon w ogóle mógł spojrzeć, rozpościerała się niezliczona ilość budek z: niezdrowym jedzeniem, pluszakami, gadżetami, kolorowymi zabawami i pamiątkami, a gdzieś w tle i gdzieś nad ich głowami, wyrastały ogromne karuzele, z których słychać było szum wagoników i łoskot krzyków tych, którzy pewnie żałowali, że w ogóle wsiedli na ten ogromny rollercoaster.
Ludzi też było co niemiara; pomiędzy tłumem młodzieży i młodych dorosłych, Gideon i Crystal stali tak blisko siebie, że brakowało przestrzeni, by swobodnie oddychać (o ile między swądem spalonych frytek i tłustych hamburgerów w ogóle można było jakkolwiek oddychać).
— Sam nie wiem — odparł, drapiąc się po policzku. Obejrzał się dookoła i mrużąc oczy w skupieniu, spojrzał na Crystal z cienistym, choć szczerym uśmiechem.
— Może … No nie wiem, ale ta kolejka górska wygląda diabelsko fajnie — przyznał, spoglądając na ogromne, metalowe konstrukcje i tory, które ciągnęły się nad nimi w przeróżnych spiralach, gwałtownych spadach i uniesieniach.
— Co ty na to? — zagaił.
I musiał przyznać, że w całym swoim życiu, chyba nigdy nie bawił się tak dobrze. Zaśmiewając się z Crystal do rozpuchu, wsiedli chyba do każdej karuzeli, nawet jeśli nierzadko Gideona mdliło i parokrotnie miał wrażenie, że zrzyga się na kolejnym zakręcie.
Kiedy zaliczyli wszystkie ekstremalne rozrywki, Anvill w końcu miał dość i nie chciał już słuchać o żadnej kolejnej karuzeli.
— Teraz musimy znaleźć tę watę cukrową.
— Wata watą, ale czekaj… — Wymamrotała, wachlując się ręką, by dojść do siebie po intensywnej rozrywce. Bawiła się świetnie, pomimo mdłości, które odczuwała jak gdyby naprawdę miała jakiekolwiek narządy wewnętrzne. Pewnie wszystkie by się powywracały na lewą stronę po ostatniej karuzeli.
— Słuchaj, przypomniałam sobie o czymś cholernie ważnym — wysapała gdy złapała w końcu oddech.
— Miałam ci coś powiedzieć już tak na żywo i na trzeźwo. — Rzuciła, łapiąc jego rękę, by mieć pewność, że chłopak faktycznie jej słucha. Miała przecież powiedzieć mu to od razu. Wzięła szybko głęboki oddech po czym, spojrzała Gideonowi w oczy.
— Podobasz mi się.
Właściwie to czuła, że powinna powiedzieć coś jeszcze, zrobić coś jeszcze, ale nie chciała też zrujnować atmosfery, która towarzyszyła im przez cały wieczór.
— Ah, chodź poszukać tej waty, musi gdzieś tu być — Pociągnęła Anvilla w stronę najróżniejszych stoisk.
Gideon w rozbawieniu wysłuchał Crystal do samego końca, a potem, wzruszając ramionami, poszedł w ślad za dziewczyną, rozglądając się po kolorowych stoiskach w poszukiwaniu waty cukrowej. Przez kilka chwil milczał, aż w końcu zebrał się w sobie wystarczająco by trochę zwolnić, podrapać swój policzek i mruknąć:
— No tak, ty mi w sumie też — zerknął gdzieś w bok i dodał : —Teoretycznie moglibyśmy spróbować, no wiesz.
Sam nie był do końca pewien, czy przez szum tych wszystkich karuzel i krzyki dzieciaków, Crystal usłyszała cokolwiek z tego, co postanowił powiedzieć - poza tym wyglądała na całkiem zaabsorbowaną poszukiwaniami słodkości, ale Anvill wiedział, że drugi raz nie zdobędzie się na takie wyznanie.
— Wiesz, nie wiem, czy to wszystko nam w ogóle wyjdzie, ale spróbować nie zaszkodzi, nie?
— Jaki chcesz kolor? — Wypaliła od razu gdy na jednym ze stoisk zauważyła sylfa nawijającego słodką watę na drewniane patyczki. Crystal nie czekając nawet na odpowiedź, popędziła w jego stronę, by już po chwili wrócić z dwoma wielkimi błękitnymi chmurkami.
— A no, możemy spróbować — wymamrotała, wgryzając się w słodki obłok. — Właściwie myślę, że musimy — dorzuciła, posyłając chłopakowi uśmiech. — Zawsze warto próbować, nie?
Może i Crystal nie dawała tego po sobie znać, była całkiem podekscytowana tą propozycją, jednak sama wizja związku nieco ją martwiła. Nie bała się zobowiązań, raczej tego, że sama zrobi coś nie tak, w końcu sama nigdy wcześniej nikogo nie miała.
Gdy w całym wesołym miasteczku nie pozostało już żadne miejsce, którego by nie odwiedzili, ruszyli w stronę stacji, odwiedzając parę mniejszych sklepów po drodze, zdążyli nawet kupić prezenty świąteczne na kolejny poranek.
Na stację dotarli w ostatniej chwili, lokomotywa była już niemal gotowa do odjazdu, ale zdążyli. Crystal Od razu pociągnęła Anvilla na jedno z wolnych miejsc gdzieś na końcu wagonu, aż w końcu rozsiadła się wygodnie na siedzeniu i wyjęła z kieszeni telefon wraz ze słuchawkami. Szybko podpięła kable pod urządzenie, puściła album jednego z ulubionych zespołów i zerknęła na Gideona z łagodnym uśmiechem
— Chcesz jedną? — Spytała, wsuwając słuchawkę do ucha.
Gideon z ogólną wdzięcznością, chociaż bez krzykliwej radości, przyjął słuchawkę od Crystal i rozpływając się w niewygodnym, pociągowym siedzeniu, wsłuchał się w jakieś wątpliwe rzępolenie buczące w jego uchu zagłuszane ociężałym szumem starego pociągu i szelestem przymrożonych torów.
Powrót do Akademii minął im w atmosferze nic nieznaczących słów i kilku rozmów, których Gideon nawet nie potrafił sobie przypomnieć — miał wrażenie, że oboje bardziej niż na sobie, skupili się na piosenkach, które towarzyszyły im aż do samego końca podróży.
Potem, kiedy w nocy wrócili do szkolnego gmachu, Gideon odprowadził Crystal pod drzwi jej pokoju i rozmawiając pokrótce, z cienistym uśmiechem wrócił do siebie — był pewny, że tego wieczoru nie pomyśli o niczym innym, niż o tej randce.
To oni są razem? Omg lol
OdpowiedzUsuńNa to wychodzi 😳
UsuńUUU nowa parka *-*
OdpowiedzUsuń