W całym swoim młodym życiu Jovie miała okazję przejechać się samochodem tylko jeden raz. Mimo tego pokochała podróże tym czterokołowym pojazdem tak bardzo, że każda minuta była dla niej czystą przyjemnością oraz zabawą.
Przez całą podróż wierciła się na siedzeniu i mimo upomnień ze strony brata oraz próśb Mistrza Vaitasa, nie uspokoiła się.
Wyglądała przez lewe okno, a potem na czworakach ruszała do prawego, zakłócając cichą radość Jericho z pokonywanej przez nich trasy.
Ostatecznie białowłosy chłopak nie wytrzymał dłużej tego, jak kościste kolana siostry wbijają się w jego uda i chwycił ją, po czym delikatnie odepchnął na jej stronę siedzenia. Jovie posłała mu pytające spojrzenie, ale darowała sobie pytania, więc zwróciła głowę w stronę jej lewego okna, do którego po pewnym czasie przycisnęła policzek. Obserwowała… Mijane przez nich obiekty, budynki czy ludzi, a w swojej głowie tworzyła krótkie historie. Kim są, ich przeszłość, ich przyszłość, co właściwie teraz robią.
To była jedna z jej ulubionych zabaw, do których mimo swych starań, nie potrafiła nakłonić brata.
Nie był fanem takiej formy zabawy. Mówił jej, że to głupie i bezsensowne. Dlatego poddała się po piątej próbie, a zabawa o wymyślaniu historii o nieznajomych z ulic stało się jej prywatną formą rozrywki.
Tylko jej…
I w sumie, gdyby się tak zastanowić, to nawet dobrze. Czuła się całkiem miło, że wreszcie miała coś prywatnego, czego nie musiała dzielić z bratem....
Ciszę przerwało westchnięcie ze strony Mistrza Vaitasa. Jovie nie drgnęła, przygniatając rumianym policzkiem szybę samochodu. Jericho otworzył oczy i spojrzał na Mistrza, wyczekując pierwszych słów.
- Powinnyśmy się w sumie pośpieszyć. Chciałbym zakwaterować oraz zapisać was, zanim zaczną się pierwsze lekcje i uczniowie…zaczną wychodzić na korytarze – rzekł, ukradkiem zerkając na białowłosą, która wciąż była zapatrzona w świat, od którego odgradzała ją szklana, cienka powierzchnia.
- Przyspiesz trochę – powiedział Vaitas, stukając w okienko, które odgradzało kierowcę od pasażerów pojazdu.
Nie dostał żadnej odpowiedzi od mężczyzny prowadzącego samochód, jednakże po chwili wóz przyspieszył, co było potwierdzeniem tego, iż usłyszał oraz zrozumiał rozkaz.
Teraz świat za oknem migał zbyt szybko i Jovie już nie miała czasu, aby wychwytać jakieś interesujące elementy krajobrazu. Oznaczało to koniec jej zabawy…
Nieco zła odsunęła się od okna i wtuliła plecy o oparcie miękkiego siedzenia.
Zaczęła się nudzić, nie lubiła siedzieć tak długo w jednym miejscu.
- Długo jeszcze? – zapytała, patrząc wyczekująco na Mistrza.
- Jeszcze parę minut i będziemy na miejscu. Cierpliwości Jovie – rzekł spokojnie.
Białowłosa cicho prychnęła, po czym rozwaliła się na siedzeniu i zamknęła na moment oczy. Jednakże nie była w stanie przesiedzieć tak, chociażby minuty, dlatego już po chwili znów zaczęła niepotrzebnie się poruszać, rozglądać i wydawać z siebie dźwięki.
Bezustanne pop pop z ust Jovie zaczęło przeszkadzać towarzyszom jej podróży i mimo upomnień czy próśb…dziewczyna całkowicie się nie wyciszyła, a jedynie nieco ograniczyła. Oboje wiedzieli, że lepiej już być nie może, dlatego sami liczyli, aby trafić do celu ich podróży jak najszybciej.
Było to teoretycznie 15 minut drugi, jednakże dla Jericho i mistrza Vaitas’a trwało to jak by w nieskończoność. Przebywanie w tak małym miejscu, z tak…aktywną osobą jak Jovie potrafiło wyprowadzić z równowagi nawet osobę, która słynąć mogła z anielskiej cierpliwości.
Dlatego gdy rzeczywiście dotarli do celu, drzwi czarnego samochodu otworzyły się zdumiewająco szybko.
- Nawet nie próbuj zdejmować butów Jovie – rzucił Mistrz, wychodząc z samochodu.
Dziewczyna na jego słowa momentalnie cofnęła rękę, która wcześniej sięgała ku brązowym kozakom.
- Ale...
- Bez dyskusji, wysiadaj – przerwał jej.
Jovie westchnęła, a jej botki zetknęły się z kamienną dróżką, pokrytą kołderką białego puchu. Wysiadła z samochodu i poczęła od małych kroczków przed siebie, po chwili zatrzymała się i uniosła wzrok.
Patrzyła teraz na ogromny budynek, największy, jaki dotąd było jej w życiu zobaczyć. Był większy od rezydencji Mistrza, czy siedziby zakonu Białego Horyzontu. Znacznie, znacznie większy…
Jovie aż rozwarła usta z wrażenia i gdyby nie głos jej brata, stałaby tak może jeszcze z dobrą chwilę, wlepiając swe oczy w ogromną budowlę przed nimi.
W małych podskokach podeszła z powrotem do samochodu i chwyciła za walizkę, którą podał jej brat.
Poprawiła uroczy, pudrowo-różowy berecik na swojej głowie, następnie pociągnęła walizkę za sobą i zaczęła kierować się w stronę wejścia. Serce w jej klatce piersiowej biło tak szybko, krew buzowała w żyłach i mimo niskiej temperatury tego dzisiejszego poranka, ona czuła się, jakby mogła zdjąć z siebie te zimowe ubranko i iść dalej tylko w tym, co miała pod spodem płaszczyka.
‘’Zatrzymaj się na moment Jovie i poczekaj na nas, co?’’ – głos Jericho rozległ się echem w jej głowie, a ona momentalnie zatrzymała się i odwróciła. Bliźniak oraz Mistrz Vaitas powoli ją doganiali. Niby nie dzieliła ich spora odległość, a oboje mężczyzn nie szło jakimś żółwiowym tempem, jednakże białowłosa miała wrażenie, jakby ciągnęło się to w nieskończoność.
Zaczęła kręcić się i podskakiwać, patrząc na nich co raz to bardziej zniecierpliwiona, ale…wytrzymała. Cała trójka weszła do środka i Jovie znowu poczuła, że zalewa ją fala ciepła oraz ekscytacji.
Jakże było tutaj pięknie! Tak osobliwie! Tak magicznie! Tak wiele miejsca! Oczami wyobraźni już widziała siebie odkrywającą każdy zakamarek tego miejsca, poznającą nowych ludzi i rzeczy.
Była na to gotowa! Pragnęła już zacząć swoją przygodę, jednakże, zamiast tego kazano jej znowu czekać w miejscu u boku Jericho.
- Zamienię jeszcze parę słów z dyrektorką, dokończę wszystkie pozostałe formalności i wracam do was. Jericho, miej oko na siostrę – przekazał jedynie Mistrz Vaitas, po czym zniknął im obu z oczu. Jovie zagryzła wargę, niezadowolona z takiego obrotu sytuacji. Miała zdecydowanie dość czekania na dziś, chciała zacząć zwiedzać i poznawać.
Zrobiła mały krok przed siebie, wychylając delikatnie głowę, jednakże ręka brata chwyciła jej ramię i zatrzymała.
‘’Jovie…’’ – jego głos brzmiał zawsze delikatniej i milej w jej głowie, niż poza nią.
- Przecież nigdzie nie uciekam – odpowiedziała bratu i pacnęła rękę, która wciąż trzymała jej ramię.
- Chciałam się tylko rozejrzeć… - dodała nieco ciszej.
- Zawsze tak mówisz – zaczął – a potem znikasz z zawrotną prędkością i trudno cię później znaleźć. Białowłosa spojrzała na swego bliźniaka i zmarszczyła brwi. Nie podobały jej się te zarzuty, którymi została obrzucona.
- To nie prawda! – wręcz wrzasnęła.
- Nie podnoś tak głosu. Niektórzy jeszcze śpią, wiesz? Uszanuj to.
Jego spokój, brak jakiegokolwiek podekscytowania aktualną sytuacją ją irytowało, zaś fakt, że Jericho miał jeszcze czelność jej dogryzać, dodawało tylko oliwy do ognia.
Gdyby miała możliwość, poszłaby sobie. Poszłaby i nie raczyłaby nawet obejrzeć się za siebie. Zostawiłaby go, nie odpowiedziałaby mu, gdyby krzyknął za nią, a jeżeli postanowiłby ruszyć w jej ślady, ona perfidnie zaczęłaby uciekać, żeby go zgubić i pobyć nareszcie…chociaż trochę sama. Kochała swojego brata, jednakże była zmęczona jego nadopiekuńczością. Męczyła ją jego persona. Kochała go, ale chciała odetchnąć, wszak spędziła w jego towarzystwie prawie całe swoje życie.
Fakt, że nareszcie miała okazję posiadać znajomych, którzy nie byli jej bratem… Ah, jakże fakt ten cieszył jej serce oraz umysł.
Mimo podburzonych emocji została u boku brata i grzecznie czekała na Mistrza Vaitasa.
Po pewnej chwili czekania ponownie ujrzeli tą znajomą, szczupłą sylwetkę odzianą w białą szatę ze złotymi zdobieniami.
- Wybaczcie. Rozmowa nieco się przedłużyła – odrzekł, posyłając w ich kierunku delikatny uśmiech, który był w sumie rzadkością u tego mężczyzny.
- A po drodze załatwiłem formalności z pokojami – dodał szybko, wyjmując z kieszeni dwa kluczyki.
- Mogliśmy…zrobić to sami – przyznał Jericho cichym głosem, wyciągając rękę w kierunku klucza.
- Fakt, jednakże stwierdziłem, że skoro zabrałem się za całą tę robotę, to mogę również załatwić wam i to.
- C-chwila…- głos Jericho dziwnie się załamał, kiedy zobaczył, że Jovie dostaje od Mistrza kluczyk do osobnego pokoju – Jovie będzie miała pokój w innym miejscu…?
- Tak. Panowie mają osobne skrzydło, panie również – odpowiedział mu szybko, nie wyglądając na przejętego zaniepokojeniem podopiecznego.
Jericho drgnął na ów słowa i spuścił głowę. Zazwyczaj nie pozwalał swym emocjom wychodzić na światło dzienne i tłamsił je w środku, jednakże kiedy już przejmowały nad nim kontrolę…zawsze wyraźnie dało je się wyczuć.
Był smutny, niepewny, nawet właściwie nieco przerażony taką zmianą. Przecież dotąd dzielili pokój razem, a nagle mają się tak rozdzielić?
Wcześniejsza złość na brata nagle przeszła dziewczynie. Tak bardzo skupiła się na nowych doświadczeniach, jakie ją tu czekają, że nawet jej do głowy nie przyszło, iż ta ogromna fala nowości może jednak kogoś przytłoczyć.
Westchnęła cicho, sięgając po jego dłoń, którą po chwili ostrożnie ujęła. Jej głos delikatny i pełen troski odezwał się w głowie brata.
‘’Ej, spokojnie. Wiem, że to coś nowego, ale nie martw się. Jeżeli cokolwiek się będzie działo…możemy porozmawiać. Przecież wiesz o tym…’’.
Nagła burza emocji bliźniaka nieco ustąpiła. Poczuła to, również zauważyła, jak rozluźnia mięśnie.
W odpowiedzi na jej słowa jedynie lekko przytaknął, ściskając przy tym mocniej jej dłoń. Był to dla niej znak, że nie będzie chciał jej jak na razie puścić. Jeżeli to sprawi, że jej brat poczuje się nieco pewniej... W porządku.
- Za nim się z wami pożegnam, daję wam również to – a wypowiadając ów słowa, sięgnął ręką ku kieszeni. Stamtąd wygrzebał…telefon komórkowy. Nie był to jakiś wyszukany, najnowszy model o niesamowitej liczbie możliwości. Zwykły, stary telefon służący jedynie do wysyłania SMS-ów oraz dzwonienia. Mimo tego ów widok przywrócił poprzedni entuzjazm Jovie.
Dotąd nie dostawali tego typu rzeczy do ręki.
- Coś się dzieje? Dzwonicie. Mój numer jest już tam zapisany, więc nie musicie się martwić o zapamiętywanie – powiedział, a telefon powędrował od Mistrza do dłoni Jericho – nie zgubcie go albo nie zepsujcie.
Oboje pokiwali głowami. Jovie żywo, Jericho nieco mniej.
- To tyle z mojej strony, dalej radzicie sobie sami. Zachowujcie się odpowiednio i starajcie nie wpadać w żadne kłopoty. Liczę na was – posłał im kolejny uśmiech, następnie zrobił pierwszy krok do tyłu - Do usłyszenia.
Nie było żadnego przytulenia się na do widzenia. Taka tradycja nie występowała pomiędzy nimi. Nie było to również w stylu ich opiekuna. Dobrze to wiedzieli, dlatego nigdy nie domagali się o coś więcej. Tyle wystarczyło…
Ostatecznie zostali sami. Całkowicie sami…
- W takim razie teraz trzeba będzie…
- ZNALEŹĆ NASZE POKOJE! – Jovie wręcz krzyknęła.
- Ugh, na Bogów, Jovie uspokój się…- głos Jericho brzmiał błagalnie, ale nie był zirytowany. Dziewczyna roześmiała się, ciągnąc brata za sobą. Jednakże nie przeszli zbyt długiej drogi, właściwie to nawet nie wyszli z aktualnego pomieszczenia…
- Czekaj... Dokąd właściwie mamy się kierować?
- Dobre…pytanie…
ktokolwiek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz