Kawiarnia
Floris
Cëiteag mimo tego, że dostała kartkę postanowiła, że nie spojrzy na nią. Chciała mieć niespodziankę, poczuć zaskoczenie, kiedy spotka swoją "drugą połówkę" na dzisiejszy dzień. Przeczesała swoje krótkie włosy, które układały się w wyjątkowo romantyczne fale. Stwierdziła, że nie będzie się malować. Postawiła jedynie na błyszczyk, który optycznie powiększał jej usta i sprawiał, że ślicznie pachniały. Jagodami. Tak samo zresztą jak jej ulubione perfumy i balsam do ciała. Różne rodzaje jagód osadzały się na jej skórze.
Poprawiła swoją czysto-białą sukienkę, która opinała jej ciało. Nie była bardzo długa, bo do kolan, z długimi rękawami. Swetrowa. Do tego długie, zamszowe buty na obcasie w kolorze jasnego brązu i dość długi płaszcz, w tym samym kolorze. Powoli szła w stronę kawiarni, trochę się denerwując. Raczej nie chodziła do takich miejsc, a jej Randki wyglądały… zupełnie inaczej.
Zazwyczaj odbywały się z rasami podobnymi do niej. W dziczy. Teraz miało być zupełnie inaczej. Nie wiedziała, na kogo trafi i na dodatek to miejsce. Rzadko jadała słodycze. Rzadko w ogóle jadała.
♡ ♪ ♡
Dumat nie zapisał się na randkę w ciemno. Ktoś, zapewne chcąc zakpić z Ciszy dopisał go do listy duszyczek, poszukujących wrażeń. Koniec końców, doszedł do wniosku, że w gruncie rzeczy może na tym skorzystać, bo nie pozwoliłby sobie na, niektóre, ekskluzywne wyjścia. Ostatecznie okazało się, że wylosował jako miejsce spotkania kawiarnię, co z jednej strony go niezmiernie go ucieszyło, a z drugiej, zasmuciło, bo miał lekką nadzieję na udanie się do restauracji. W każdym razie, Dumat, w czarnych spodniach, beżowej koszuli z mankietami i czerwonej, satynowej koszuli wszedł do kawiarnii, gdzie udał się do jednej z pracownic, chcąc potwierdzić rezerwację. Kelnerka zaprowadziła go do stolika, gdzie Dumat usadowił się i sięgnął po menu.
♡ ♪ ♡
Nie zauważyła nikogo przed kawiarnią, kto potencjalnie mógłby czekać na nią. Uznała więc, że najpewniej chłopak z którym miała się spotkać, był już w środku. Weszła do środka i kątem oka już zauważyła znajomą jej twarz. Skrzywiła się nieco, jednak jej zmieszanie przerwała jej śliczna nimfa o pięknych blond lokach. Zamrugała dwa razy zaskoczona i na jej twarzy pojawił się zakłopotany uśmiech, kiedy kelnerka po krótkiej wymianie zdań, poprowadziła ją do stolika, gdzie siedział… Dumat. Jej powieka zadrżała nerwowo. Usiadła przed nauczycielem niepewnie.
— Ekhem. Dzień Dobry, Panu — na jej policzkach pojawił się rumieniec. Typowo jak na jej zażenowanie. Cóż.
Najwyraźniej los lubił sobie z niej kpić, jeśli chodziło o miłość.
— Zapisał się Pan na randkę, serio? — nie mogła się powstrzymać, by na niego nie patrzeć z tym ironicznym spojrzeniem.
— To jest naprawdę niekomfortowe, nie uważa Pan? — pierwszy raz uśmiechnęła się do niego uroczo, a nie z pewnego rodzaju kpiną. Chyba sama nie dowierzała jeszcze w to co się dzieje. Obejrzała się dookoła i zamknęła na moment oczy. Może być jeszcze miło, prawda? To, że mieli ciężkie początki, nie znaczy, że nie uda im się naprawić chociaż trochę tej melodii. Oparła się na swoich dłoniach, a łokcie o stolik. Przekręciła lekko głowę, przypominając sobie tą śliczną melodię. Może sobie wmawiała, ale miała wtedy wrażenie, że grał tylko i wyłącznie dla niej. Złapała za estetycznie ułożone menu i zrobiła dziubek, widząc te wszystkie propozycje. Nigdy nie umiała decydować, jeśli chodziło o jedzenie.
Zrezygnowana szybko położyła znów menu i spojrzała na włosy mężczyzny. Wyglądały na miłe w dotyku. Miała ochotę ich dotknąć już wcześniej, jak wskoczyła na niego wtedy w formie lisa. Nerwowo machnęła swoim długim ogonem.
— Co Pan Sobie zamawia? — zagaiła po dłuższej chwili. Dziwne, że nie mówiła non stop, jak zawsze. Ale chyba skołowanie wzięło nad nią górę. Ścisnęło ją w żołądku. To jakaś farsa. Bogowie zlitujcie się - pomyślała tylko. Nagle przy ich stoliku pojawiła się kelnerka, przez co dziewczyna aż podskoczyła i się napuszyła na futrze. Nie umiała wyluzować. Nie sądziła, że trafi akurat na NIEGO podczas randki.
— Czy mogę już przyjąć od ślicznej pary zamówienie? — zapytała z promiennym uśmiechem. Tea już całkiem spaliła buraka. Cicho wydukała, że poprosi o herbatę Roiboos z porzeczkami, jeżynami i ziołami. Plus galaretkę z owocami. Kelnerka szybko zanotowała to w swoim małym notatniczku.
— A dla uroczego Pana? — zwróciła się w stronę mężczyzny. Wyglądała trochę jakby go kokietowała, ale Wálshy uznała, że po prostu tak już się odzywała do klientów. Lisiczka starała się wyciszyć, podczas kiedy Dumat zamawiał.
♡ ♪ ♡
Widok Tei niespecjalnie go zaskoczył, gdzieś w głębi podejrzewał, że to ona dopisała do na listę uczestników randki w ciemno. Obserwował jej nerwowe zachowanie, gdy go zauważyła, nie dziwił się. Ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych.
— Dzień dobry, pani Teo — rzekł spokojnym głosem, odkładając menu.
Nie spodziewał się, że tak prędko zada kolejne pytanie.
— Nie, nie zapisywałem się, moja obecność tutaj jest zasługą ucznia bądź nauczyciela.
Przyjął wygodniejszą pozycję i wyciągnął małe, czarne etui na binokle, które po chwili założył, by przeczytać dokładniej pozycję w karcie. Uniósł oczy znad oprawek, słysząc marudzącą lisiczkę.
— Istotnie, jest niekomfortowe, ale zamiast skupiać się na negatywnych aspektach naszej sytuacji, spojrzałbym na pozytywną stronę. W kawiarnii podają naprawdę dobre łakocie jak i napary, więc radziłbym się skupić na doznaniach smakowych.
Zamilkł, próbując skupić się na wybraniu odpowiedniego deseru, jednakże widok puszystych, białych uszu uczennicy rozpraszał go dostatecznie. Cisza była specyficzna, lubiła zatapiać się w puchowych, chłodnych kołdrach, wylegiwać wśród aksamitnych poduszek, bądź obsypywać pieszczotami futrzaki. A siedząca przed nim dziewczyna miała zarówno puchaty ogon jak i aksamitne, delikatne uszka, które jakaś głęboko skrywana część Dumata chciała pogłaskać.
— Myślałem nad zamówieniem wiśniowego bubble tea oraz makaroników malinowych i wiśniowych, a pani? — spytał zaciekawiony.
Doszedł do wniosku, że zapłaci za dzisiejsze spotkanie, miał nadzieję, że dziewczyna na to przystanie, gdy usłyszał zamówienie lisiczki, szybko wyliczył cenę i dyskretnie upewnił się, że ma wystarczającą liczbę pieniędzy, nie lubił niespodzianek. Po chwili, przy ich stoliku pojawiła się atrakcyjna, młoda kelnerka, która przypominała Dumatowi o spotkaniu z Adielem. Jeździec apokalipsy kokietował pannę o podobnej urodzie.
— Poproszę wiśniowe bubble tea oraz zestaw makaroników malinowo-wiśniowych — odparł z uśmiechem, składając menu.
Gdy kelnerka się oddaliła, zwrócił się do zmieszanej Tei:
— Posprzątała pani klasę? Jak prosiłem? — spytał, podpierając podbródek dłonią i zerkając na uczennicę.
Obserwował nerwowe zachowanie lisiczki, niepokojąc się nieco, że zmieszanie jest wynikiem wcześniejszej rozmowy, bądź też jego osoby. Dumat zdawał sobie sprawę, że na jeźdców apokalipsy bądź siły i elementy wszechświata w formie ludzkiej ludzie reagowali zgoła inaczej.
— Mogłaby mi pani powiedzieć, w której jest klasie i od jak dawna uczęszcza pani do Nook of Wolves? Ciekawi mnie również relacja z dyrektorką, chciałbym zweryfikować parę informacji.
♡ ♪ ♡
Sztywny - ale w sumie czego mogła się spodziewać? Raczej nic, by się nie zmieniło przez tak krótki czas. Przewróciła oczami, opierając się ponownie na swojej dłoni i nieco znudzona oglądała swoją wolną dłoń i paznokcie. Jasne, nie zapisywał się. Zaśmiała się serdecznie tylko.
— No cóż. Ale może faktycznie na tym skorzystamy — puściła mu oczko, rozluźniając się nieco.
— No właśnie słyszałam, ale jakoś nigdy nie chodziłam do takich miejsc — wzruszyła ramionami tylko, po czym zatrzepotała uszkami radośnie.
On chyba też jej się przyglądał co jakiś czas. Zdecydowanie czuła na sobie jego wzrok. Kiedy zamówił i zadał jej pytanie, ta tylko przekręciła głowę w bok I przestała się opierać na ręce.
— Tak, wszystko posprzątane, mówiłam przecież, że to zrobię — była nieco zdziwiona tym pytaniem. Raczej nie była osobą niesłowną.
Zadawał dużo pytań. Co trochę dziwiło dziewczynę. Zwłaszcza, że pytał o nieco inne rzeczy, niż dziewczyna mogłaby się spodziewać umawiając się z kimś.
— A Pan to na przesłuchanie przyszedł, czy na randkę? — sprytnie odbiła piłeczkę, mrużąc lekko swoje powieki. Zamerdała swoim ogonem zadowolona z siebie.
— Alchemia. Jeśli chodzi o Panią Pullos, to taka jak z resztą nauczycieli. Raczej wszyscy mnie po prostu lubią - no, nie licząc Pana — co miała powiedzieć? Raczej się dogadywała z wszystkimi. Jest popularna w szkole - nie tylko wśród kadry, ale i uczniów. Przeczesała pazurami swoje włosy.
— A Pan? Co Pan tak naprawdę robi w tej szkole? — Niby nauczyciel, ale jakiś niechętny do zajęć, co dla lisicy było podejrzane. Czasem bywała głupkowata, ale Na pewno nie ślepa. Nagle jej wzrok powędrował na jego rogi.
— Tak właściwie. Czym Pan jest? — była ciekawa, co tu dużo mówić. Nie wyglądał na nic konkretnego, nie miał żadnych cech, dzięki którym można byłoby rozpoznać rasę tego mistycznego Pana. Nie bardzo wiedziała co ma o nim myśleć. Z jednej strony strasznie się jej podobał. Był przystojny, zadbany. Z drugiej strony Dumat to po prostu gruboskórny gbur. Albo po prostu na takiego się kreował w jej oczach.
♡ ♪ ♡
Słysząc jej odpowiedź zmartwił się nieco. Rzeczywiście, wydawała się szczuplejsza, a w porównaniu, co do niektórych uczniów, pasowałoby stwierdzenie, marna. Uśmiechnął się, gdy potwierdziła, że klasa muzyczna przygotowana, wierzył dziewczynie, aczkolwiek wolał się upewnić, domyślał się, że jeśli dbała o porządek tak jak dbała o ciało, to nie miał się czym martwić.
— Spotkanie. Ludzie podczas spotkań zadają różne typy pytań, by dowiedzieć się o sobie jak najwięcej. Randka również jest spotkaniem, nie precyzuje jednak o jakie fakty z pani życia mam pytać — zrobił przerwę, obserwując jej reakcję, po chwili kontynuował. — Po pani minie, wnioskuję, że odpowiednie pytanie powinno ocierać się o naturę osobistą lub romantyczną.
Starał się zachować powagę, widząc puszystą, białą kitę, którą Tea machała na wszystkie strony. Ogon wyprowadzał go z równowagi. Słuchał jej słów z uwagą, chodziła do klasy alchemicznej, wychodziło więc na to, że będzie jego uczennicą, co w pewien sposób cieszyło go, a zarazem przerażało, bo był świadomy tego, że nie jest w stanie konwencjonalnymi i legalnymi środkami nad nią zapanować. Lubili ją nauczyciele, dlaczego? Być może przeoczył coś, co powinien dotrzec już wcześniej? Hmm… specyficzna dziewczyna.
Gdy zadała pytanie odnośnie jego pobytu w szkole, zamarł na chwilę, zastanawiając się czy powinien jej powiedzieć całą prawdę, czy naprowadzić może na odpowiedź.
— Nie mam wykształcenia pedagogicznego i z moimi kompetencjami, raczej nie powinienem tu pracować — odparł, barwiąc się końcówką obrusa. — Powiedzmy, że aktualnie robię urlop w Nook of Wolves, gdyż praca, którą aktualnie wykonywałem była dość… stresująca — mruknął, przypominając sobie potyczki z Adielem, zamach w Sarajewie i epidemie hiszpanki.
Wydawała się nieco naburmuszona, niczym obrażone dziecko. Dodawało jej to uroku, a poza tym, pokazała, że jest w stanie się odpowiednio zachować. Szanując ciszę i każdy dźwięk, ostrożnie dobierając słowa. Nawet melodia, która ją otaczała skupiła się bardziej na mistycznej pieśni lodu niż na tych upierdliwymi dzwonkach.
Zmrużył duże, lśniące oczy i przyjrzał się jej z uwagą. Nie wiedział czy powinien odpowiadać na to pytanie. Stłumił parsknięcie, uśmiechnął się szczerze, szeroko, jakby sam kpiąc z tego, co miał zamiar zrobić. Randki kojarzyły mu się z żenująco głębokimi tekstami, które miał zamiar wykorzystać.
— Trudno jednoznacznie określić, ale w pewnych momentach, jestem wszystkim i zarazem niczym, wszędzie i nigdzie. Otaczam panią, choć zapewne nie poczuje pani mojej obecności, podobnie jak inni. Mało kto jest w stanie przebywać ze mną w odosobnieniu, większość śmiałków potrzebuje po tym wszystkim psychologa. Byłem, jestem i będę. — Poprawił eleganckie mankiety, decydując się na niepoprawny i dość śmiały, żeby nie powiedzieć bezczelny komentarz. — Aby w pełni się mną delektować, trzeba spełnić...pewne warunki — dodał nieco ciszej, obserwując jej drgające uszka.
Zastanawiał się, jak bardzo zniechęci tym komentarzem dziewczynę, przez chwilę intrygowało go też czy zaciekawi się na tyle, by sprawdzić te warunki, czy zrozumie, że gdy wokół niej zapanuje cisza, będzie mógł ją obserwować, wypełniać, przerażać.
♡ ♪ ♡
Przerażało ją to, że mówił w tak specificzny i sztywny sposób będąc na spotkaniu stricte towarzyskim. Jednak mogła tylko robić dobrą minę, do złej gry i jakoś spędzić ten czas.
— Niekoniecznie… dobra, niż już nie mówię - ma Pań rację — uniosła na krótki moment dłonie w górę, jakby ktoś do niej celował, w geście obronnym. Po tym się uśmiechnęła delikatnie, a jej uszy oklapły w tył. O dziwo, odpowiedział chyba szczerze na jej pytanie. Była przekonana, że będzie szukał wymówek.
— Dobrze wiedzieć, że mamy tak świetnie wyszkoloną kadrę nauczycielską — zaśmiała się szczerze i perliście. Zasłoniła przy tym usta, żeby było trochę ciszej.
— Dobra, rozumiem, ta przerwa długo będzie trwała? — uniosła jedną brew i odsłoniła rozradowane usta. Była ciekawa, czy nauczyciel planował zostać tu na dłużej, czy też nie. Jednak naprawdę przeżyła szok dopiero chwilę potem, kiedy to mężczyzna tak chamsko użył flirtu wobec niej. Zdziwiona uniosła obie brwi i wpatrywała się w niego z lekkim niedowierzaniem. Wyciągnęła rękę i stuknęła go w czoło dwa razy niepewnie.
— Puk, Puk, Panie Dumat, dobrze się Pan czuje, nie walnął się gdzieś Pan? — złapała go za policzek i pogładziła. Był ciepły, ale gorączki nie miał. Odsunęła dłoń i podrapała się delikatnie pazurem po policzku, wciąż mu się przyglądając.
— Jakie to warunki? — ściszyła lekko głos i zmrużyła oczy, wpatrując się w te jego zalotnie. Nagle podeszła do nich kelnerka i przerwała cały ten moment, kładąc ich zamówienie przed nimi. Tea ładnie podziękowała i wróciła wzrokiem najpierw do seksownego mężczyzny, który podobał się jej w takim wydaniu.
— Ja chętnie je spełnię — mruknęła w jego stronę, po czym poprawiła kosmyk włosów, a jej uszka zadygotały z podniecenia. Nawet nie bardzo chciało się jej jeść z tego wszystkiego.
♡ ♪ ♡
Ton jej głosu zmienił się ze znudzonego, wręcz sfrustrowanego w bardziej energiczny, radosny, mówiła szybciej. Mowa jej ciała zdradzała ekscytację, była wulkanem energii, który niemal kipiał. Uśmiechnął się lekko, gdy spytała szczerze czy zostaje, jakby radowała się z tego, że będzie go widywać.
— Cóż, wszystko zależy od pani Pullos oraz mojego szefa, ale póki co, zostanę tutaj.
Uśmiechnął się lekko i przymknął oczy, gdy mała piąstka zbliżyła się do niego i lekko postukała w czoło. Normalnie, pewnie nie pochwaliłby takiego zachowania, jednakże obecnie miał dobry humor więc nieśmiałość dziewczyny i próby nawiązania kontaktu nie przeszkadzały mu. Wydawały się tylko nieco komiczne. Zamarł, gdy drobna dłoń znalazła się na jego policzku i przejechała po nim lekko. Wywołało to w nim swoisty dreszcz, dziwną reakcję, zawsze to czuł, gdy ktoś go dotykał.
Niezręczny dla Dumata moment przerwała kelnerka, która przyniosła mu jego upragnione bubble tea i makaroniki. Już miał się za nie zabierać, gdy usłyszał głos uczennicy. Mowa jej ciała, ton, wypowiedzi, wszystko wręcz krzyczało “Bierz mnie!” lub “Mam na ciebie ochotę”. Cisza postanowiła zagrać w tę grę i nieco ostudzić zapał dziewczyny. Na usta mężczyzny wpłynął delikatny uśmiech, po czym lekko, na chwilę, nawinął na jeden ze swoich długich, kościstych palców swój czarny lok. Uniósł się lekko, po czym nachylił się do Tei, dla postronnych wyglądało to tak, jakby próbował pocałować ją w policzek, jednakże, Dumat musnął ją delikatnie nosem, drugą ręką złapał za jej podbródek. Następnie zbliżył się do puchatych uszu dziewczyny i delikatnie przejechał po nich palcem, po czym szepnął uwodzicielskim głosem, jakby zwracał się do kochanki:
— To mogą być dla pani, naprawdę kłopotliwe warunki, pełne wyrzeczeń, cierpienia — szeptał, bawiąc się lekko jej włosami. — Musi pani… musi pani tylko… milczeć jak grób. — Odsunął się od dziewczyny, a ton jego głosu zmienił się na sarkastyczny, zajął swoje miejsce.
Sięgnął po kubek z bubble tea i delikatnie chwycił za słomkę, przypatrując się Tei. Skosztował makaronika, który był wyborny, słodki, chrupki, w końcu po to tu przyszedł, by smakować łakocie.
♡ ♪ ♡
— To w sumie fajnie, będziemy mieli okazję się częściej widywać — była ciekawa jakie będą jego zajęcia i czy on w ogóle był tak naprawdę w stanie kogokolwiek uczyć. Zamierzała się przekonać, prędzej czy później i tak pewnie, by trafiła na jakieś jego lekcje. Złapała za łyżeczkę i zaczęła powoli jeść galaretkę, przyglądając się temu tajemniczemu facetowi.
Jej ogon zwolnił ruchy, a uszy zatrzymały się jakby chciały dokładnie usłyszeć, co Dumat miał jej do powiedzenia.
— Jezu, ale Pan przeciąga tą zabawę — zamruczała, kiedy ten delikatnie muskał jej kosmyki białych, miękkich włosów. Lubiła to. Zwłaszcza podobało się jej to, że to właśnie on to robił. Bo mimo jej porywczego, jeśli chodzi o kochanków charakteru - z nauczycielem romansu jeszcze nie miała. Bo czuła, że między nimi iskrzy, ale no… chwilę potem zrozumiala, że się myliła.
— Przepraszam, co? — odłożyła talerz na bok. Jej ton głosu był oburzony. Zrobiła się czerwona na twarzy, a po kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
— Jak Pan tak bardzo lubi milczące kobiety… — wzięła łyk herbaty i po chwili wstała od stołu.
— … To może zwłoki z cmentarza będą dla Pana odpowiednie! — warknęła w jego stronę zwierzęco na koniec i podeszła do lady chcąc zapłacić, ale zdziwione Panie tylko powiedziały, że wszystko było już opłacone. Spojrzała ostatni raz w stronę Dumata zanim wyszła z kawiarni.
— Adios, Senior! — machnęła na niego ręką, uniosła dumnie brodę w górę i wyszła na ulicę, szybkim krokiem kierując się w stronę stacji kolejowej.
♡ ♪ ♡
Na usta Dumata wpłynął triumfalny uśmieszek, oburzona, urażona, zdegustowana. Planował kompletnie obrzydzić się w jej oczach. Parsknął tylko na wzmiankę o zwłokach i cmentarzach, przepadał za takimi miejscami, ciche, spokojne, a i sąsiedzi nie byli uciążliwi.
— Rzeczywiście — przytaknął, próbując grać kompletnego kretyna. — Ma pani rację, stosunek z żywymi ludźmi nie jest tak dobry, gdyż zawsze mogą wstać i sobie pójść…
Ledwie dokończył wypowiedź z poważną miną, gdy tylko podeszła do lady, dokończył makaroniki i Bubble Tea, próbując się nie roześmiać. Ktokolwiek myślał, że Cisza należała do istot normalnych, niech rzuci kamieniem. Dumat, mimo budowania wizerunku skrytego dżentelmena miał zwichrowane poczucie humoru, ociekało one krwią, brudem i niepoprawnością.
— Au revoir, ma chérie — pożegnał się, widząc jak dziewczyna wychodzi z kawiarni.
Przez dłuższą chwilę delektował się ciszą, zajadając się ciastkami i popijając herbatą, było jednak… za cicho. Zbyt spokojnie. Zmrużył tylko oczy, nonsens, uwielbiał miejsca i ludzi pozbawionych chaosu, hałasu i wszelkich uciążliwości, jednak teraz, doskwierało mu dziwne uczucie, może naprawdę przesadził i powinien przeprosić? Cóż, randki z nauczycielami nigdy nie kończą się dobrze, a nawet nie powinny być praktykowane.
Wyszedł z kawiarni, delektując się świeżym powietrzem, spojrzał na ludzi, by dostrzec ją gdzieś w tłumie, jednakże, ta, zdążyła mu uciec. Udał się w dyskretniejsze miejsce, by przybrać swoją prawdziwą postać, tę, w której wielu znajdowało ukojenie, tę, której wielu nienawidziło, w końcu był Ciszą. W ten sposób, namierzenie uczennicy wydawało mu się prostsze. Dlaczego to robił? Trudno było określić, ale jednym z trapiących nieśmiertelne, istniejące wiecznie byty była czysta, nieprzerwana nuda. Przez, którą Dumat podjął także upierdliwą pracę. Może właśnie tego mu było trzeba? Osoby, dzięki której mógłby przerwać nudę, wyjść z własnej strefy komfortu, kosztem zdrowia psychicznego? Chyba tak.
Zauważył ją, gdy ze skwaszoną miną dreptała w kierunku dworca, przez chwilę Ciszy zrobiło się jej szkoda, nie chciał jej aż tak ranić. Dał sobie czas, by ją obserwować, puchate uszka i ogon wydawały się utrzymane w dobrym stanie, powinna być zdrowa, martwiło go jednak jak drobna i chudziutka była. Zapewne nie przelewało się w jej domu rodzinnym. Otoczył ją delikatną, wyciszającą jedynie lekko barierą, chyba dostrzegła, że do jej uszu nie docierają dźwięki ulicy, ani rozmowy przechodniów.
— Tak jak mówiłem, droga pani — powiedział, uśmiechając się lekko, gdy ta zaczęła szukać go wzrokiem. — Są pewne okoliczności, podczas których można się cieszyć moją obecnością, a Cisza, jest jedną z nich — dodał, obserwując uważnie jej zachowanie.
Wziął głęboki wdech. Raz jeden do błędu mógł się przyznać.
— Cóż, najmocniej przepraszam panią za me nietaktowne zachowanie, jeśli pani wybaczy…
♡ ♪ ♡
Starała się go nie słuchać, gdy wychodziła. Szczerze? W normalnej sytuacji, by nawet ją to rozbawiło, jej poczucie humoru było czystym dnem, bo każdy żart ją śmieszył. Nawet ten najgorszy. Ale była nie w humorze. Chciała miło spędzić ten czas, z jakimś miłym chłopakiem. Nagle usłyszała jakiś głos. Nie, to był głos Dumata. Ale…? Gdzie on był? Stanęła i zaczęła się rozglądać, zirytowana nieco. Może trochę nawet się przestraszyła.
— Ta cisza, mnie nie dotyczy… Nienawidzę jej — szepnęła, bardziej sama do siebie, niż do niego. Naprawdę nie lubiła ciszy. Męczyła ją. Była smętna. Sprawiała, że miała gorszy humor.
— Więc możesz po prostu mnie zostawić w cholernym spokoju i moim małym, popierdolonym chaosie — rzuciła nieco głośniej, siadając na ławkę, która stała nieopodal. Chciało się jej płakać z nerwów, więc ukryła twarz w swoich dłoniach, a łokcie oparła o swoje kolana. Jej ogon znieruchomiał, a oszy smętnie opadły w tył. Nie sądziła, że jeszcze przy kimś kiedykolwiek się rozpłacze. A przynajmniej przy kimś innym niż Kára, Crystal, czy jej rodzeństwo.
— Daj mi proszę spokój — pierwsze łzy, skapnęły na jej dłonie. Starała się jednak wycierać chusteczką oczy w ich koncikach.
— I jestem Cëiteag, Cëity, Tea, ale nie Pani, aż tak stara jeszcze nie jestem — dodała po chwili, wymuszając uśmiech i odsuwając dłonie od twarzy.
— Totalnie najgorsza randka w moim życiu. Przytuli mnie Pan chociaż? — zapytała z marną nadzieja w głosie.
♪
Płakała, a Dumat nie wiedział jak postępować z płaczącymi ludźmi. Widział ich często, człowiek otwierał się zwykle w samotności, w kojącej ciszy, w której mógł dowolnie zawodzić nad swoim losem. Niestety, Cisza nie wiedziała w jaki sposób pomóc takim ludziom, zwykle przyglądał się spokojnie, zastanawiając się dlaczego. Działanie ludzi były mu dalekie od logiki.
Zdumiał się lekko, gdy poprosiła go o przejście na ty, jednak, w głębi poczuł pewną radość, ulgę.
— W takim razie, Teo, jeśli sobie tego życzysz, możesz i mnie nazywać pełnym imieniem. Tylko proszę, nie na lekcjach — powiedział, obserwując jej smętną, puchatą kitę i oklapnięte uszka.
Pozwolił sobie znów przybrać ludzką postać, po czym przysiadł się do rozpaczającej dziewczyny, która lekko zdumiała się, może trochę przeraziła, gdy zauważyła, jak pojawia się właściwie znikąd. Huh? Przytulić? Dumat, nieco zmieszany opuścił głowę, nie przywykł do specjalnej wylewności w stosunku do ludzi, jednak przystał na jej prośbę, niepewnie obejmując ją na wysokości ramion i pozwalając opaść jej puchatym uszkom na jego pierś. Położył brodę na jej głowie, a puch i sierść łaskotały go nieco. Do jego nozdrzy dotarł lekki zapach leśnych owoców, który towarzyszył dziewczynie, rzucił tylko:
— Proszę wybaczyć moje impertynenckie zachowanie, nie przywykłem do obcowania z ludźmi.
Uszka nadal korciły, bialutkie, puchate, jak dwie chmurki. Nuvole Bianche. Nie pytając o pozwolenie, przejechał delikatnie po jednym z nich. Puchate, mięciutkie, jakby głaskał kota. Na usta Ciszy wpłynął uśmiech, urocze, puchate, drugą wolną ręką również przejechał po jej drugim uchu.
♪
Aż wzdrygnęła się kiedy facet pojawił się znikąd. Otworzyła szerzej oczy i zamrugała dwa razy zdziwiona, spoglądając w jego stronę. Sama nie wiedziała, czemu było jej w zasadzie przykro. Jednak teraz jej myśli skupiły się na czymś innym. Na kimś innym. Na nim. Trochę zaczął ją przerażać, ale w jakiś sposób, to dziwne zachowanie ją przyciągało. No i ta zmiana podejścia z jego strony.
— Na pewno? Nie chcę żeby znów ktoś był na mnie obrażony — dopytała niepewnie, kiedy zaproponował, by ona też przeszła z nim na ty, co było nieco zaskakujące.
— Raczej na lekcjach bym nawet nie próbowała, jeszcze życie mi miłe — uśmiechnęła się, po czym wtuliła się bezradnie w mężczyznę, objęła go za plecy, delikatnie ściskając materiał opinający jego ciało. Od razu zrobiło się jej lepiej. Kochała się tulić do ludzi, zwierząt. W zasadzie do wszystkiego co można było objąć.
— Jasne, też przepraszam, pewnie to dla Ciebie niekomfortowe — tak samo, jak niekomfortowe było dla niej zwracanie się do mężczyzny per ty. Nagle otworzyła szerzej oczy, czując jak mężczyzna dotyka jej uszu. Zesztywniała w jego ramionach i wydała z siebie bliżej nieokreślony pomruk przyjemności. Jej ogon poruszył się, nieznacznie unosząc się do góry. Odsunęła twarz od jego torsu i spojrzała mu w oczy, rumieniąc się, dziwiąc.
— Huh, naprawdę Cię korciło — uśmiechnęła się jednak. Wcześniej widziała, że się przyglądał jej uszom, ale nie sądziła, że ich dotknie.
— Wiesz, to naprawdę przyjemne, Dumat — dodała po chwili nieśmiało, przenosząc ręce na jego ramiona.
♪
Prychnął tylko, słysząc słowa dziewczyny. Oj na lekcjach nie miała, co próbować, pewną formę i dyscyplinę należało zachować. W szczególności do krnąbrnych lisów. Zamarł, gdy poczuł jak się w niego wtula, tak dawno nie miał bliższych kontaktów z człowiekiem. W końcu, było to bezcelowe, ilekroć zdążył się przywiązać do istoty śmiertelnej, ta odchodziła. Zwykle unikał kontaktu, pozwolił sobie na zbyt dużą śmiałość w stosunku do uczennicy. Spojrzał w jej szkliste oczy i zarumienioną twarz, dlaczego? Sprawiało jej to przyjemność? Czy ją krępował?
— Och, rzeczywiście, lubię puchate rzeczy i zwierzęta, koty, poduszki, pluszaki — wyliczał. — Jednym z ludzkich odruchów, gdy zobaczą coś wyglądającego na miłe w dotyku, jest dotknięcie tego, więc domyślam się, że w moim przypadku też to tak działa — dodał, miziając dziewczynę za uszkiem.
Bialutkie, milutkie, urocze. Raz na jakiś czas mógł sobie pozwolić na pewną śmiałość wobec innych, szkoda tylko, że takie zachowanie mogło skończyć się skandalem moralnym. Katastrofa.
— Nie dziwię się, że może być to przyjemne. Dla wielu istot, mających pewne cechy zwierzęce, akurat te części ciała są wrażliwe na dotyk. — Ujął parę uszu w obie dłonie, zachowywał się tak, jakby głaskał kota. — Domyślam się, że twój ogon również zalicza się do tej kategorii, jednakże, nie będę cię wprawiał w dyskomfort.
Puścił jej uszka, jednak ta, ku jemu zdumieniu, położyła ręce jego sztywnych ramionach. Musiało to wyglądać dość komicznie, bo Dumat, w przeciwieństwie do uczennicy, wydawał się o wiele większy.
♪
— Serio? — uśmiechnęła się smutno — To czemu wtedy mnie odepchnąłeś od siebie? — zapytała, pomrukując z zadowoleniem, gdy ten pieścił jej wrażliwe uszka, tak, że co jakiś czas nimi potrzepywała radośnie i energicznie.
— Nie każdy tak ma w sumie — sięgnęła dłonią do jego rogu i przejechała po nim, czując przyjemną, falującą, ale mocną strukturę kości.
— Jeśli masz ochotę, to dotknij, nie mam nic przeciwko, tylko.. delikatnie — dotknęła swoim ogonem jego policzka, a potem położyła mu go na kolanach, wycierając resztki łez i już całkiem się rozchmurzając. Puściła go po chwili całkiem i wystawiła dłoń w jego stronę.
— Lubisz przygody? Życie jest nudne, a słyszałam, że w mieście Everfar jest bal książęcy i… może byśmy się wkręcili? — wyszczerzyła swoje dwa, ostre siekacze w uśmiechu, wstając powoli z wciąż wyciągnętą ręką. Spojrzała na swój strój.
— Tylko bym musiała zrobić szybkie zakupy — sama chwyciła go za dłoń i pociągnęła w swoją stronę. Był już stracony - nie miał wyboru i musiał iść, bo Cëity nie zamierzała mu odpuścić. Wolną ręką wyciągnęła ze swojej małej torebki telefon i zaczęła szukać najbliższego sklepu z kieckami w Taau. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że leży miotła wiedźmy, a obok niej przyjaźnie wyglądająca kobieta. Puściła na moment mężczyznę i puściła mu oczko. Podeszła do kobiety.
— Przepraszam Panią — zaczepiła kobietę, a gdy rudowłosa piękność obróciła się w jej stronę, ta wyprostowała swoją postawę, łapiąc się za dłonie przy swoim brzuchu.
— Tak? Coś się stało? — mimo delikatnego wyglądu, głos miała ciężki i dosyć męski.
— Mogłaby mi Pani pożyczyć miotełkę? Oczywiście nie za darmo, no i zwrócę! Chciałabym zabrać mojego przyjaciela na przygodę, a to może być super transport! — radośnie tłumaczyła kobiecie powód dla którego chciała pożyczyć miotle. Ta tylko się zaśmiała i machnęła dłonią rozbawiona w ich stronę.
— Jasne, a jak się nazywasz, Kochanie?
— Jestem Cëity! Cëiteag Wálshy! — delikatnie dygnela w jej stronę, a po tym oczy wiedźmy zaświeciły się, a z jej sakwy w zielonej poświacie do rąk Wálshy trafiła plakietka z jej imieniem i nazwiskiem oraz kontaktem. Podała jej w dłoni miotle.
— Jestem Natasha Sołtysik, tam masz moje dane. Tylko nie zgub
, Cëity — zaśmiała się, po czym pstryknęła palcami i zniknęła. Tea była zdziwiona, że tak łatwo jej poszło, ale się cieszyła. Przywołała miotle, tak, że zaczęła lewitować i wsiadła bokiem na jej początek.
— Wsiadasz? Prooooszę! — poklepała miejsce obok.
♪
— Ponieważ nie lubię tak nagłych i śmiałych kontaktów, są dość krępujące. — Spokojnie odsunął się od niej, usadawiając się wygodnie.
Nie zdążył jej odpowiedzieć na pytanie, gdy ta pociągnęła go gwałtownie za sobą. Nie wiedział, gdzie go ciągnęła, ale gdy zauważył sklep z ubraniami założył, że chce coś sobie kupić.
— Bal książęcy? — wydukał w końcu, gdy otrząsnął się z szoku. — Dlaczego miałbym udać się na bal książęcy, nie interesuję się zbytnio polityką Enosii.
Puścił jej rękę i stanął w oddali.
— Oczywiście, droga wolna, tylko mam nadzieję, że mój portfel nie ucierpi.
Tea jednak podeszła do starszej kobiety, która była w posiadaniu miotły. Nie podobało się to Dumatowi, przeczuwał, że lisica może mieć głupi pomysł. Gdy spojrzała na niego, rozmarzonymi, sczenięcymi oczami, zawołał tylko:
— Zapomnij, nie wsiądę przecież na latający kij!
♪
Zmarszczyła brwi, słysząc jego odpowiedź. Przytulanie i siedzenie na ramieniu raczej nie były śmiałe według małej dziewczyny. Raczej przyjacielskie, wspierające, Pozytywne. Musiał mieć naprawdę samotne życie. Co w sumie było przykre. Naprawdę przygnębiające.
— Rozumiem, ale nie masz czasem ochoty kogoś przytulić? — przez dłuższy moment wpatrywała się w jego piękne, sinokoperkowe (xD) oczy.
— Bo może być zabawnie, słyszałam, że Król szuka księciowi żony, zobaczymy kogo wybierze i nie ucierpi, tam się za nic nie płaci… ale trzeba mieć zaproszenia. MY damy radę bez — puściła mu oczko, po czym zeszła z miotły, kiedy się sprzeciwił. Zmarszczyła brwi i splotła ich palce, a w drugą dłoń chwyciła miotełkę. Weszła najpierw do sklepu. Wybrała pierwszą lepszą kreację, dość elegancką, obcisłą. W kolorze błękitnego nieba i białymi kryształkami. Weszła do przebieralni, szybko się w nią wcisnęła, a starą schowała do torebki. Zapłaciła, już nie ściągając z siebie pięknej sukienki. Wskoczyła na lewitującą miotle i wciągnęła Dumata na nią, po czym odlecieli będąc jeszcze w sklepie. Pomachała na pożegnanie sprzedawcy i wznieśli się wysoko nad ziemię i ponad miasto. Tea wydała z siebie okrzyk radości, przypominający wycie lisa.
— Trzymaj się, staruszku mocno, jeśli nie chcesz spaść! — ścisnęła mocno swoje uda, siedząc bokiem na długiej miotle. Jej oczy zabłyszczały, kiedy z góry mogli zobaczyć zmarznięte i przykryte śniegiem Taau. Miasto portowe wydawało się mieć teraz zupełnie inny klimat, niż zawsze. Uśmiechnęła się, gdy zaczęli się już oddalać i kierować się w stronę Everfar. Wydawało się być bardzo daleko, ale to nie był kłopot. Przynajmniej nie dla szukającej przygód, romantyczki. Lasy były piękne. Gdzieniegdzie mogli zobaczyć malutkie punkciki światła oraz ludzi. Byli tak wysoko, że mogli zobaczyć z góry nawet Sanktuarium dla zwierząt.
— Ale superrrr… powinniśmy częściej robić takie rzeczy! — powoli zaczęli lądować na górzystym mieście, niedaleko zamku. Zeskoczyła z miotły i otrzepała sukienkę z niewidzialnego kurzu i innych brudów, które na nią spadły podczas lotu miotłą.
— Chodź. Trzeba wymyślić plan i dostać się do środka — przymknęła oczy i kiedy w końcu, chyba niezadowolony mężczyzna zszedł, ta pstryknęła palcami, a miotła zniknęła w jej dłoniach. Złapała go za rękę i się do niego uśmiechnęła.
— W sumie jak już tyle wytrzymałeś, to chyba nie możesz się aż tak źle bawić! — zaśmiała się radośnie, rozglądając się dookoła. Zaczęło się robić ciemno i pięknie. Światełka latarni oraz pojedynczych lampionów, sprawiały, że było jeszcze bardziej romantycznie.
— Patrz.. Przez tamto okno uda nam się wejść, nikt nas nie zauważy! — pokazała mu okno na wyższym poziomie z którego zwisały ozdobne, ale solidnie wyglądające pnącza, po których można było się wspiąć bez problemu.
Wciąż nie puściła jego dłoni, wręcz przeciwnie ścisnęła ją i przysunęła się bliżej rogatego mężczyzny.
— Chyba nie jest aż tak źle, co? — spojrzała mu w oczy, wyciszając się na dłuższą chwilę i puszczając jego dłoń. Przymrużyła swoje powieki i złożyła ręce na swojej piersi.
♪
— Nie, trudno mi orientować się w kontaktach międzyludzkich.
Zerknął na nią, poprawiając kręcące się jak wełna barana loczki.
— Czemu nie planujesz kandydować? Życie na salonach powinno ci odpowiadać.
Poszedł do sklepu za nią, obserwował jak kupowała sukienkę, a potem, przebierała się prędko. Nie rozumiał dlaczego nie wróciła do Nook of Wolves po ubranie, tylko je kupiła, z perspektywy Ciszy, było to tylko marnotrawstwo pieniędzy. Westchnął tylko, obserwując dziewczynę w nowej kreacji, błękitny kolor i kryształki wskazywały, że projektant inspirował się motywem lodowo-zimowym. Suknia pasowała do osoby, która przyjmowała postać śnieżnego lisa. Tea prezentowała się w kreacji ładnie, aczkolwiek ta uwydatniła jej wychudzone, kościste ciało. Dumat przekrzywił głowę, dochodząc do wniosku, że pod względem wyglądu, woli kształty rubensowskie.
Gdy Tea pociągnęła go za sobą i zmusiła do zajęcia miejsca na kiju, nie protestował, właściwie to nic nie powiedział. Gdy oderwal i się od ziemi, złapał ją lekko w talii, jakby obawiał się, że spadnie. Nie bardzo chciał spotkać się z ziemią w postaci ludzkiej, gdyż wiedział, że zostanie z niego kupa rozbryźniętych wnętrzności. Westchnął tylko, postanawiając delektować się świeżym powietrzem i ładnymi widokami.
Wylądowali w jakimś miasteczku, gdzie latarnie zaczynały spoglądać na nich sennym, ciepłym światłem, które koiło zmysły Ciszy. Dziewczyna wskazała na okno pałacu, a Dumat spojrzał na nią, jakby zwariowała. Och tak, śmiertelni i ich werwa. Nie podobał mu się ten pomysł
— Prędzej bym powiedział, że jestem tu w roli twojego opiekuna, pilnującego, byś nie wpakowała się w jakieś tarapaty. — powiedział krzyżując ręce na piersi i spoglądając z lekkim pobłażaniem na dziewczynę. Chyba nie oczekiwała od niego, że włamie się do pałacu?
— Jeśli chodzi o mnie, mogę wejść do środka w każdej chwili, wystarczy, że wrócę do swojej prawdziwej postaci, nie wiem jednak, czemu ma to służyć. — Podszedł do muru i szarpnął za pnącza, część rośliny oderwała się i została w ręce Dumata. — Naprawdę masz zamiar się po tym wspinać, nie wróżę dobrze takiej wyprawie.
Odsunął się, obserwując kwiaty, posadzone w pięknych doniczkach i lśniące lekkim światłem latarnie.
— Teo, nie wiem czy zauważyłaś, nie przepadam za balami, ani skupiskami ludzi. Wolałbym delektować się twoim towarzystwem w spokojniejszym, prywatniejszym miejscu. — Przejechał palcem po brudnym murze, a kurz, który zebrał, roztarł między palcami, po czym zerknął na dziewczynę.
♪
— Ale ja nie potrzebuje opieki, wcale, a wcale! — brzmiała jak małe obrażone dziecko, któremu ktoś popsuł plany ucieczki z domu, po kłótni z rodzicami. Przewróciła oczami i objęła się za ramiona, nieco już zmarznięta. Robiło się coraz chłodniej ostatnimi czasy. No i pojawiało się coraz więcej śniegu.
— No jak to czemu? — spytała patrząc na niego podejrzliwie — Dobrej zabawie oczywiście, bo niby czemu innemu? — uniosła lekko jedną brew ku górze nieco zdziwiona. Był odklejony od rzeczywistości. Przynajmniej od tej, którą Cëiteag tak dobrze znała. Na jego zdanie, tylko westchnęła ciężko i lekko wydęła dolną wargę w przód z robiąc przy tym smutna minę. Uszy jej oklaply, a ona zaczęła się bawić swoimi włosami.
— No dobra, nie to nie — puściła włosy i wtedy spojrzała na niego oniemiała. Co on właśnie powiedział? Na jej pokojach pojawił się nieśmiały rumieniec, a ona zaśmiała się nerwowo najpierw. Potem spojrzała w ziemię i zaczęła w niej grzebać butem. Nie wiedziała w co on sobie pogrywał. Znowu robił sobie z niej jakieś durne żarty i tyle.
— To gdzie byś chciał iść? — posłała mu spokojny uśmiech i wyciągnęła się mocno ku górze, wydając z siebie bliżej nieokreślony pomruk.
— Napijemy się czegoś może?
♪
Westchnął, widząc naburmuszoną lisiczkę. Powoli przyzwyczajał się do jej infantylnego zachowania, zauważył jak kuli się i lekko drży. Dumat stał pośród śniegu niewzruszony, płatki wirowały wokół, nie odczuwał temperatury. Uszy dziewczyny oklapły, a ona sama zaczęła nieśmiało, może nieco nerwowo grzebać butem w ziemi. Wydawała się zmieszana, ale zarazem, zawiedziona?
Nie miał pojęcia, gdzie właściwie chciałby pójść. Zwykle chadzał sam w ulubione miejsca, delektując się dziewiczą, cichą naturą bez udziału ludzi. Obserwował życie takim, jakim było, wsłuchując się w melodię przyrody. Nie potrafił odnaleźć się w społeczeństwie, co dopiero teraz zauważył, nie wiedział, gdzie chciałaby iść Tea.
— Czuję się swobodnie, gdy jestem otoczony muzyką i w gruncie rzeczy, samotnością — powiedział bardziej do siebie niż do niej.
Podparł brodę, po czym, widząc skuloną lisiczkę zdjął swój czarny płaszcz i narzucił go na jej ramiona. I tak nie odczuwał temperatury, więc niekoniecznie, by mu się przydał.
— Najchętniej zagrałbym ci coś na fortepianie, po prostu… to przyjemniejszy sposób komunikacji, mogę przekazać emocje, których nie potrafiłbym wyrazić.
Uniósł lekko brwi, słysząc entuzjastyczne pytanie dziewczyny. Niekoniecznie działał też na niego alkohol.
— Teo, domyślam się, że chciałabyś mnie upić, jednak jest to raczej niemożliwe. — Uśmiechnął się lekko, wodząc palcem po jej puchatych uszach. — Mimo że, powiedziałem ci kim jestem, zdajesz się w pewien sposób wciąż traktować mnie jak człowieka? Dlaczego? — spytał, po czym gestem zaprosił ją, by dołączyła u jego boku. Miał zamiar się przejść.
♪
Chuchnęła sobie ciepłym powietrzem w swoje zmarznięte dłonie, ale mało to pomogło. Nie bardzo wiedziała, gdzie mężczyzna tak naprawdę chciałby się udać. Rozumiała co do niej mówił, ale nie miała po prostu pomysłu, gdzie mogliby się udać.
— Może pójdziemy do *świątyni? Jest tam fortepian chyba — zagaiła, gdy ten nakładał na nią swój ciepły płaszcz, który był o wiele za duży, więc się w nim zwyczajnie topiła.
— Dziękuję. Nie czujesz zimna? — owinęła się nim bardziej i zamruczała zwierzęco, zadowolona. Bo mimo, że kochała zimę, to jeszcze bardziej uwielbiała ciepłe ubrania, koce i przyjemne wieczory z herbatą w sali kominkowej.
— Nie ważne, ja też nie jestem człowiekiem, a jednak wszyscy mnie tak traktują — jej uszko zadrżało, kiedy przejechał po nim palcem. Naprawdę musi lubić puchate rzeczy. Zaśmiała się pod nosem i złapała go pod ramię, a miotełka czarownicy grzecznie zaczęła podążać za tymczasową właścicielką.
— I niekoniecznie upić, ale alkohol to jedna z ludzkich uciech, prawda? — położyła na moment swoją głowę na jego ramieniu. Do świątyni było blisko, a droga była dobrze oświetlona. Mijali tłumy, bo wszyscy szli na przyjęcie w zamku, albo po prostu wybierali się gdzieś, mimo późnej pory. Miasto dziś było naprawdę żywe. Jednak, gdy dotarli do świątyni, była opustoszała, martwa cisza otaczała to miejsce. Tea o tym wiedziała, bo swego czasu często tu przychodziła. Puściła ramię mężczyzny i otworzyła duże, ciężkie drzwi do środka. Wnętrze oświetlało tylko parę świec i światło księżyca wpadające przez kolorowe witraże.
— Tam — wskazała dłonią w stronę ołtarza, obok którego stał fortepian. Echo jej głosu rozeszło się po całym, dość sporym budynku.
— Znowu będziesz mógł mi zagrać — uśmiechnęła się w jego stronę wesoło.
♪
Świątynia brzmiała dość enigmatycznie, ale zarazem spokojnie i kojąco. Podobał mu się ten pomysł, lubił odwiedzać miejsca sakralne, kojarzyły się mu nad wyraz dobrze. Zaimponowało mu to, że przystała na jego propozycję, doszedł do wniosku, że w tym wypadku nie ma się o co martwić, Tea potrafiła być spokojniejsza, łagodniejsza, więc powoli zaczął doceniać jej towarzystwo.
— Nie, pogoda na mnie nie wpływa, nie odczuwam wielu doznań, które towarzyszą organizmom żywym. Mogę ci za to powiedzieć, że zima ma piękną melodię.
Złapała go pod ramię, ledwie widział jej drobną dłoń i ręką, która wystawała spod grubego płaszcza. Przytrzymał ją, gdy przechodzili po zamarzniętym lodzie, nie chciał, by upadła.
— Teo, myślę, że się nie zrozumieliśmy. Masz zdecydowanie ludzkie ciało i odbierasz nim wszelkie bodźce jak człowiek, no, może z drobnymi różnicami, ja zaś, nigdy nim nie byłem i nie będę — westchnął ciężko. — Ludzkich, dobrze, że to zaznaczyłaś. Mnie nie dotyczy.
Położyła głowę na jego ramieniu, mijali ludzi, zmierzających na bal. Wydawali się tacy radośni, pełni euforii, głośni. Dumat lubił jedynie przyglądać się takim tłumom, a nie brać udział w zabawach, które tworzyli. Nie należał do specjalnie towarzyskich osób. W końcu dotarli do świątyni, Cisza zauważyła pewne wpływy kultury romańskiej, wydawało się, że Enossia i Ziemia rozwijały się w podobny sposób, wręcz przenikały. Witraże ukazywały ważne sceny z historii krainy. Dumat, urzeczony pięknem świątyni, nie zauważył, gdy dziewczyna puściła go i wskazała na fortepian. Uśmiechnął się i usatysfakcjonowany podszedł do instrumentu. Przejechał palcem po klawiszach, delektował się ciszą, spokojem i poczuciem, że ktoś mu towarzyszy. Usiadł, po czym przymknął na chwilę oczy, zastanawiając się, co powinien zagrać. Po chwili, zaczął grać melodią, która przypominała upływ czasu, samotność i tajemniczość zarazem. Spod jego palców rozbrzmiewała historia Ciszy, pełna samotności, spokoju. Dumat dzielił się swoimi emocjami z pomocą dźwięków, swoimi odczuciami, dlatego rzadko kiedy czuł się zrozumiany przez ludzi, społeczeństwo. Zakończył grę, po czym posłał Tei łagodne spojrzenie, uśmiechając się szeroko.
— Andare — powiedział, rozcierając długie, kościste palce. — Iść.
Przygryzł wargę i spojrzał na ładną posadzkę.
— Proszę o wybaczenie, moje zachowanie względem ciebie było nieodpowiednie, nie powinienem się tak do ciebie odnosić. W pewien sposób, wynikało to z tego, gdyż obawiałem się w pewien sposób hałasu i chaosu, który cię otaczał… ja… trudno mi funkcjonować w takich warunkach, przepraszam.
Nie potrafił odczytać emocji, które wyrażały jej oczy, mimika twarzy. Mimo istnienia przez tak długi czas, wciąż miał problem z rozumieniem życia.
♪
Dumat coraz bardziej ją fascynował. Zdecydowanie nie potrafiła go zrozumieć, ani dostrzec w sposób jaki powinna. Cały czas podziwiała tylko ten jego denerwujący spokój, którego ona nigdy nie potrafiła opanować.
— Czyli jesteś związany z dźwiękiem? Szczerze mówiąc to pierwszy raz słyszę o takim stworzeniu jak Ty — Odwróciła wzrok na jeden z najbliższych witraży i usiadła w jednej z ław przy instrumencie. Oparła się łokciem i zmrużyła oczy. Ta chwila miała w sobie coś takiego, że miała ochotę spędzać z nim więcej czasu, mimo atmosfery, której zwykle unikała.
— A żyje już dość długo, to się robi męczące… — to powiedziała bardziej do siebie, niżeli mężczyzny. Nigdy nikomu nie dała odczuć, że tak naprawdę życie robi się coraz nudniejsze i monotonne. Nie chciała do końca zniknąć, ale życie nie było już takie porywające jak cztery tysięcę lat temu, gdy była jeszcze młodą, nieokrzesaną i wyjątkową bestią, gdy mogła obserwować początki cywilizacji. Ich rozwój.
— Nie żeby to było coś złego, bo nie jest oczywiście! — i mówiła prawdę. Cieszyła się, że poznała coś nowego po takim czasie. W końcu ile można było żyć taką smutną, szarą nudą, gdzie prawie wszystko się już widziało, czy przeżyło?
— Masz ludzkie ciało, po prostu nie umiesz go wykorzystać i tyle, też nie umiałam — Wstała z ławy, by wolnym krokiem podejść do Rogatego mężczyzny i przysiąść się obok niego, gdy zaczął grać. Owinęła go w pasie swoim ogonem, wsłuchując się w graną przez Dumata melodie.
— Nic się nie stało — przełknęła ślinę i zamknęła swoje oczy, odchylając się nieco w tył, ale uważając, by nie spaść na plecy. Nie chciała się ubrudzić, ani potłuc.
— Też przepraszam, lata samotności i ciszy sprawiły, że już nigdy nie chciałam być sama, źle reaguje, gdy jest zbyt spokojnie — Położyła swoją dłoń na tej jego i uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając w końcu w jego oczy. Nadstawiła uszy do góry jakby czegoś nasłuchiwała.
— Ale nie każdy musi lubić mój chaos i powinnam to uszanować — poklepała go po tej dłoni i ją puściła, żeby nie było mu niezręcznie.
♪
— Nie jestem stworzeniem, jestem Ciszą. Otaczam każdą istotę, gdy nie wydaje dźwięku, po prostu… jestem personifikacją zjawiska fizycznego. To, co widzisz to jedynie naczynie, puste ciało, pozbawione zmysłów — powiedział, prostując się i spoglądając na Teę.
Słysząc jej słowa uśmiechnął się łagodnie. Skoro też była długowieczna, mogła zrozumieć ból, który trapił i jego.
— Rozumiem, co czujesz, w pewnym momencie, życie staje się monotonne, bolesne. Gdy odchodzą bliscy, którymi się zajmujesz, ludzie, których życie śledziłeś… istnienie to dar, a zarazem przekleństwo.
Uśmiechnął się, słysząc jej słowa. Była taka urocza, miła, nie wydawała się dojrzała, stara, wręcz przeciwnie, ale gdy powiedziała, że również już długo żyje, poczuł pewną więź, podobał mu się fakt, że nie jest sam.
— Wątpię… nie nauczę się.
Oplotła go w pasie ogonem, wzdrygnął się. Nie przywykł do dotyku, ludzkich odruchów, przejechał dłońmi po jej ogonie, głaszcząc aksamitne futerko. Delikatna, przyjemna. Miała ładną twarz, podobnie jak delektował się krajobrazami, tak teraz fascynował się ciałem Tei.
— Więc jesteśmy przeciwieństwami, ty nie możesz znieść ciszy, ja hałasu. To trochę przykre — rzucił smutno. Uniósł wzrok i spojrzał w jej oczy, po czym przeniósł wzrok na jej aksamitne, miękkie usta. — Teo… dziękuję, że jesteś w stanie uszanować moje podejście do świata, powinienem więc uszanować też twoje…
Przeniósł rękę na jej podbródek i uniósł lekko jej głowę.
— Jeśli pozwolisz… — szepnął, nachylając się nad nią.
♡ ♪ ♡
Nie widziała w nim tego co mówił. Ciało nie mogło być tylko i wyłącznie naczyniem, zwłaszcza, że ona też tak myślała, gdy pierwszy raz była w stanie zamienić się w człowieka.
— Skoro jesteś w stanie się spersonifikować, to jesteś stworzeniem. Czy Ci się to podoba, czy nie — bycie ciszą wydało się jej być naprawdę przykre. Może jemu to przestało przeszkadzać z wiekiem, jednak ona dobrze pamięta swoją tułaczkę, sześć tysięcy lat temu, kiedy świat wyglądał zupełnie inaczej. Dla niej to była jedna wielka, martwa cisza. Cisza, która zostawiła mocny ślad w jej zmęczonej psychice.
— Racja, to dar. Dlatego oboje wciąż tu jesteśmy. I będziemy… prawdopodobnie do samego końca — mimo, że brzmiało to przygnębiająco, to wcale nie miało. Zdawała sobie sprawę z tego, że skoro nic nie zdołalo jej zabić przez taki czas, to wątpliwym będzie, że to kiedykolwiek nastąpi. Prędzej umrze ze starości, która raczej nastąpić nie chciała zbyt szybko.
— Zawsze możemy się o to założyć, przynajmniej będzie ciekawie — zaśmiała się. Był uparty i bardzo chciał postawić na swoim. Tak samo jak ona, ale to chyba właśnie ich łączyło. Nie dawali za wygraną.
— Z jednej strony tak, z drugiej przeciwieństwa się przyciągają, więc chyba to nie takie przykre — puściła mu oczko. Przysunęła się bliżej, kiedy ton jego głosu jakby się zmienił, a przynajmniej tak się jej wydało. Spojrzała mu w oczy, gdy ten chwycił ją za podbródek. Czuła przyjemne uczucie ciepła, rozchodzące się po jej ciele, gdy chwytała go za policzki i przysunęła swoje usta do tych jego. Były delikatne. Wbrew wszystkiemu co powiedział, realne. Ciepłe. Żywe. Nie chciało się jej wierzyć, że on nic nie czuł, ale jeśli tak było musiała się z tym po prostu pogodzić.
♡ ♪ ♡
Dumat chciał przyjrzeć się barwie jej oczu, bo przypominała mu lodowce na Antarktydzie, otoczone oceanem błękitu. Nie spodziewał się tego, że dziewczyna odważy się na tak śmiały krok. W momencie, gdy chwyciła jego policzki, po raz kolejny tego dnia, wybiła go z rytmu, sprawiając, że na chwilę stał się oderwany od rzeczywistości. Rozmowa, którą jeszcze przed chwilą toczyli, uleciała gdzieś, nie pozwalając się skupić. Chciał ją kontynuować, dowiedzieć się więcej o dziewczynie i jej życiu, bo wydawała się równie długowieczna, co on. Rozchylił wargi, bo cokolwiek powiedzieć, przerwać ciszę. Pocałunku się nie spodziewał. Ludzie obdarzali nimi swoich bliskich, obiektu zainteresowań. Więc dlaczego to zrobiła? Cisza poczuła się skonfundowana, usta Tei były miękkie, delikatne, zaskakujące. Dumat miał nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak, dlaczego, dlaczego zdecydowała się to zrobić?
Po chwili, odsunął się od niej zdumiony, może ta chwila, te wszystkie emocje, którymi się podzielili potrzebowała ujścia, które znalazła w pocałunku. Nie wiedział za bardzo, co zrobić, nie potrafił odnaleźć się w tej sytuacji. Dotknął niepewnie opuszkami palców swoich warg, jakby nie dowierzając, co się właśnie wydarzyło. Nigdy nie miał kontaktów z drugim człowiekiem. W ogóle z człowiekiem, na poziomie romantycznym. Andare. Powinien iść naprzód, rozwijać się, a nie zamykać na relacje z ludźmi. Nie wiedział, jak się zachować, jednak, widząc zmieszaną, znów zasmuconą minę Tei, uśmiechnął się łagodnie i odgarnąć jeden z niesfornych loków, który opadał mu na twarz.
Przysunął się znów do niej i przejechał dłonią, po jej policzku. Nie miał bliskiego człowieka, nigdy nie doświadczył uczuć, których tak łaknęli ludzie. Poza tym, Tea była jego uczennicą, to mogło otrzeć się o skandal moralny, jednakże, zdecydował się. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek, nieśmiały. Dumat nie wiedział, czy potrafi być namiętnych, raczej nie. Czuł się niepewnie w jej otoczeniu, wydawała się obeznana w sprawach uczuciowych, nie to, co on.
Po czym przypomniał sobie, że Tea przeminie, że każda żywa istota odejdzie i nigdy nie znajdzie kogoś, z kim mógłby trwać, co bolało Ciszę niezmiernie. Nie znali się, Dumat niestety przywiązywał się do ludzi, istot, więc utrata była dla niego szokiem. Dlatego nie przywiązywał się do ludzi. Może jednak… powinien odejść od sztywnych konwenansów, które sobie narzucał, jednak nie chciał zranić jej uczuć.
— Teo… nie wiem nawet jak ubrać w słowa to, co myślę — powiedział, wodząc po jej policzku palcem. — Nie nawiązywałem kontaktów z ludźmi, nie potrafię tego, czego ode mnie oczekujesz… zapewne.
Sam nie wiedział, czego oczekiwać, czego się spodziewać, czego chcieć. Na kosmos był w końcu Ciszą, a zachowywał się jak byle nastolatek.
— Szlag, jestem nauczycielem, a ja… mam takie myśli — mruknął, jakby zdegustowany swym przesadnym zainteresowaniem młodą uczennicą.
To co przeżywała w środku było naprawdę niespodziewane. Często bywała zauroczona, ale tym razem było jakoś inaczej. Świadomość, że jest to ktoś długowieczny, sprawiała, że czuła się nieco pewniej kierując swoje uczucia na niego. Choć go wcale tak naprawdę nie znała. No i był jej nauczycielem, co w sumie też było jakąś przeszkodą. Wszystko jednak prysło w momencie, kiedy się odsunął. Czuła, że zrobiła źle. Bywała zbyt emocjonalna i często żałowała swoich wybryków, choć nigdy się nie przyznała przed nikim do tego. Otworzyła szerzej oczy, a jej ekspresja tylko minimalnie się zmieniła. Mogła wydać się tylko odrobinę bardziej smutna. Przyglądała się jak swoimi zgrabnymi palcami dotyka swojej wargi. Przegięła. Zaraz dostanie lekturę, że zrobiła źle. Tylko, że ona dobrze o tym wiedziała, mimo, że chciała żeby może było inaczej. Odwróciła wzrok tylko na moment, a jej uszy i ogon zesztywniały, odsuwając się jak najdalej od ciała "intruza". Wtedy on zrobił jednak ten krok w jej kierunku. Kiedy on położył jej dłoń na policzku, ta już dawno zabrała swoje ręce od niego w zdziwieniu, kiedy ją pocałował. Była skołowana. Oparła dłonie o jego tors, tak jakby chciała go odepchnąć, jednak tego nie zrobiła. Wtuliła się w jego palec bardziej policzkiem, kiedy się odezwał. Dawno się już tak nie czuła.
— Wszystko w porządku. Nic na siłę, prawda? — czuła gule w gardle i się odsunęła od niego, by wstać z miejsca i odchrząknąć. Chciała przynajmniej udawać, że wcale nie jest jej przykro, więc na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
— Wiesz ja… ja naprawdę niczego nie oczekuje, przepraszam za to — złapała się palcami za miejsce, gdzie robią się zmarszczki królicze. Tak naprawdę nie chciała tego mówić. Wolałaby powiedzieć coś typu: jesteś super facetem, daj mi szansę. Ale wiedziała, że nie miała szans od początku. Ruszyła w stronę ołtarza i usiadła tam na schodach.
— Tak swoją drogą, to, że jesteś nauczycielem nie znaczy, że nie masz prawda do pewnych rzeczy, no chyba, że ktoś jest nieletni — wymusiła śmiech i spojrzała w drugą stronę niż on siedział. Wzięła głęboki oddech. Zamknęła oczy i zaczęła cicho śpiewać "Sanctuary", na chwilę zamykając się w sobie.
♡ ♪ ♡
Znów to zrobił. Uraził ją, widział to w jej oczach, nie wydawała się zadowolona. Wiedział, że nie nadaje się do życia z ludźmi, to się właśnie stało. Westchnął ciężko, gdy odeszła od niego.
— Przepraszam, znów cię uraziłem, nie chciałem tego robić… — powiedział, przecierając zmęczony oczy.
Zwykle czuł jedno wielkie nic, więc dopiero teraz w pewien sposób wszystkie emocje, których nie powinien nawet odczuwać, uderzyły w Ciszę z dwojoną siłą. Czuł się wyjątkowo przygnębiony, zawstydzony.
— Nie, to ja powinienem przeprosić, jestem… zbyt zamknięty chyba. Odnoszę wrażenie… — przełknął ślinę. — Domyślam się, że możesz oczekiwać czegoś intymnego, zmysłowego i problem polega na tym, że… ja… myślę, że chciałbym, tylko nie wiem czy mógłbym w tym współuczestniczyć — westchnął, opierając się o instrument.
Prychnął tylko na wzmiankę o wieku, dla niego wszyscy wokół byli nieletni. Przygnębiona Tea zaczęła cicho śpiewać, nie znał tej melodii, ale doceniał, że tworzy muzykę, czuł się komfortowo w jej towarzystwie.
Przerwała swój śpiew, wzięła głęboki oddech i uchyliła swoje powieki, a głowę skierowała w jego stronę.
— Nie uraziłeś, spokojnie — wymusiła uśmiech i oparła brodę na swoich dłoniach. Nie lubiła okazywać słabości. Czy ją zranił? Może trochę, choć raczej nie był do końca pewny, co tak naprawdę źle powiedział. Wstała z miejsca i wystawiła w jego stronę rękę, by wstał.
— Nie przejmuj się tym wszystkim, kiedyś na kogoś się otworzysz — była tego pewna. Nie można istnieć i nic nie czuć cały swój żywot do drugiej osoby. Przynajmniej ona tak myślała. Poza tym, było jej go też szkoda, nie potrafiła sobie do końca wyobrazić jak wygląda takie życie. Ale chciała mu pomóc.
— Intymność, to nie tylko to o czym myśli większość ludzi — dodała zaraz podchodząc bliżej i łapiąc go delikatnie za dłonie i pociągając do siebie.
— Intymność też nie zawsze musi wiązać się z romantycznością — objęła go za plecy i przytuliła jak przyjaciela. Tak po prostu.
— No dalej, przytul się — uśmiechnęła się delikatnie.
♡ ♪ ♡
Odetchnął z ulgą. Nie potrafił zrozumieć ludzkich emocji, więc cieszył go fakt, że jej nie skrzywdził. Podeszła do niego i gestem zaprosiła do wstania. Wyprostował się, zauważając jaka jest drobniutka, malutka.
— Może, nie wiem… wątpię. Jak dotąd odczuwałem emocje wobec bytów podobnych do mnie — odparł, zastanawiając się nad działaniem własnego umysłu.
Złapała go za dłonie, a potem objęła. Uczucie było przyjemne, uśmiechnął się lekko i przejechał po jej głowie, dokładnie miziając uszy. Intymność, miała rację, ale nie wiedział, czego od niego oczekiwała.
— Robi się późno, powinniśmy wracać.
♡ ♪ ♡
Zamruczała kiedy dotykał jej uszu nad wyraz delikatnie. Jakby przejeżdżał po nich przyjemną szczotką do jej włosów.
— Chyba musisz się zacząć bardziej otwierać na emocje. Jakiekolwiek emocje — cmoknęła go w policzek i się odsunęła, wciąż trzymając go za jedną dłoń i splatając ich palce razem.
— Jasne, wracajmy. Ale koniecznie musimy to kiedyś powtórzyć — ścisnęła mocniej jego dłoń i pociągnęła go w stronę wyjścia z romantycznego budynku. Objęła go swoim ogonem w pasie i wolnym krokiem ruszyli w stronę Akademii.
NAJLEPSZA RANDKA UWU
OdpowiedzUsuńDumat, mogłeś zaliczyć noo
OdpowiedzUsuńO.o nie spodziewałam się tego, jak Adiel się o tym dowie to będzie miał niezły ubaw
OdpowiedzUsuń