Crystal obserwowała, jak jej przyjaciółki wysiadają z pociągu, odprowadziła je jeszcze wzrokiem zza szyby i westchnęła cicho. Wetknęła słuchawki w uszy i pośpiesznie włączyła jedną z mocniejszych piosenek, nawet jeśli tak naprawdę wcale nie słuchała. Wracała myślami do rozmowy przed wyjściem i coraz bardziej docierało do niej, że naprawdę nie chce nigdzie jechać.
Znaczy, oczywiście chce, ale nie z żadnym tajemniczym jegomościem, na samo kino też chyba nieszczególnie miała ochotę. Dotarła już do West Calmaine, więc może było troszkę zbyt późno na rezygnację, ale jeśli narobiłaby chłopcu nadziei, byłoby jeszcze gorzej.
Przed samą stacją zdążyła skomentować na stronie plotkary, że się nie zjawi. Wątpiła, by sam to sprawdził, ale może chociaż plotkara przekaże mu nowinę. Albo i nie, ale przynajmniej miała czyste sumienie.
Acerne pamiętał dokładnie, że dziewczyny opowiadające mu o randce w ciemno wspomniały także o wynikach z samego rana. Tak więc młody leszy, choć całkowicie niewyspany wstał, gdy słońce jeszcze było niezbyt wysoko i w pożyczonych od współlokatora ubraniach ruszył przez korytarze akademii. W kieszenie spodni dalej trzymał mapę, którą dostał od nauczyciela, aby w razie konieczności móc na nią zerknąć.
Dzięki uprzejmości pewnej napotkanej, rudowłosej panienki dowiedział się, że jego randka ma się odbyć w West Calmaine. Niezbyt orientował się co to za miejsce, ani jak tam dojechać, więc musiał kolejny raz zdobyć od kogoś te informacje. Przemienił się w swoją lisią formę i pognał do sekretariatu. Przecież ten śmieszny pan musiał wiedzieć, jak uczeń mógł się dostać do nadbrzeżnego miasta. Wpadł z rozpędu do biura przemieniając się od razu. Tym razem miał już na sobie ubrania, gdyż w jakiś nieodkryty jeszcze sposób przez Acriego zostawały na nim podczas przemiany. Złote ślepia sekretarza od razu wylądowały na nim, a chłopak mógł od razu ujrzeć w nich szczerą niechęć.
— Dzień dobry — odezwał się z uśmiechem podchodząc do biurka. Zdecydowanie był podekscytowany pierwszym dniem w szkole oraz tym dziwnym wydarzeniem jakim była Randka w ciemno. — Muszę się dostać do West Calmaine, jednak nie wiem gdzie.
— I postanowiłeś zawracać mi tym głowę? — burknął swoją uwagę poświęcając z powrotem jakimś zapisanym kartką. Leszy przekrzywił lekko głowę, aby spróbować odczytać pierwsze zdanie, jednak złotooki od razu ruchem dłoni zamknął teczkę z dokumentami, a ta poleciała na półkę za nim. Och! Acerne z zaskoczeniem spojrzał na ten dziwny latający plik kartek. On tak nie potrafił. Niesamowite. — Dlaczego nadal tu jesteś?
— Bo nadal nie wiem jak dostać się do Wes… — mężczyzna przerwał mu unosząc dłoń. Acri uniósł brew zaskoczonym tym nagłym gestem. — Pociągiem. Niedaleko szkoły jest peron. Kupujesz bilet i jedziesz — odparł, najwidoczniej przekonany, że dając odpowiedź leszemu pozbędzie się go z biura. — Teraz wiesz. Możesz wyjść. I nie wracać.
Caraag parsknął śmiechem, jednak na wzrok pana z sekretariatu próbował się od razu uspokoić. Kiwnął głową i już się kierował do wyjścia, gdy przypomniał sobie o dość istotnym fakcie, jakim był brak pieniędzy.
— Jak mam kupić bilet? — spytał spoglądając w stronę biurka. Znów zaczął się czuć jak zagubiony, mały chłopiec.
***
Brązowowłosy chłopak prawie skakał w miejscu z podekscytowania pierwszą podróżą pociągiem. To było niesamowite jak ta machina pędziła! W życiu by tak nie potrafił szybko biec! Na miejscu pojawił się w południe. Tak jak powinien. Na karteczce od dziewczyny ze stanowiska został zapisany adres miejsca oraz godzina. Chłopak cały w skowronkach, rozglądając się po mieście, szedł próbując się nie zgubić. Wokół było wiele dziwnych zapachów, które drażniły nos leszego. W dodatku ilość osób zaczęła w jakiś sposób przerażać chłopaka.
Nim ten jednak wpadł w jakąś panikę, czy bogowie wiedzą w jakie jeszcze inne emocje dotarł na miejsce. Brzeg morza, jasna plaża oraz kino. Coś czego jeszcze nigdy nie poznał Acri i wydawało mu się niesamowite. Historie widziane na wielkim materiale! To musiało być niesamowite.
Zajął miejsce przygotowane już na to małe wydarzenie i czekał… Choć Acerne jest cierpliwy i wytrwały, to zaczął odczuwać smutek, gdy nikt się nie pojawił, a film się zaczął. Czyżby zrobił coś złego? A może to jednak nie był ten adres? Na bogów lasu… Brunet westchnął spoglądając na duży ekran. Może jeszcze się ta osoba spóźni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz