Ponownie przetarł twarz, próbując jak najlepiej skupić się na tym, co właśnie czytał, w zasadzie mało co rozumiejąc. Co jakiś czas docierało do niego, że nie pojął głębi sensu kilku akapitów, więc musiał z powrotem cofać strony, w efekcie czego niektóre z nich czytał po trzy razy.
Przez to na wpół świadome zapisanie się na randki w ciemno poprzedniego wieczora nie mógł się praktycznie na niczym skupić.
Pierwsza jego świadoma myśl po wstaniu było wyrzucanie sobie, że się na to w ogóle zgodził. Kolejna była myślą, czy spotkania nie odwołać, a jeszcze następna decyzją, że nie chce zrobić przykrości osobie, z którą miał iść, nawet jeśli nie wiedział, kto miałby to być. Praktycznie zaraz potem przebrał się w normalne dla siebie ubrania i usiadł przy biurku razem z pozycją z prywatnej biblioteczki, którą zabrał w walizce.
Mężczyzna zdecydowanie był typem człowieka, który wolał biblioteki niż księgarnie. Z jakiegoś powodu myśl, że może podzielić się konkretną lekturą zamiast zachłannie trzymać ją tylko dla siebie dawała trochę radości jego życiu. Być może to uczucie potęgował fakt, że biblioteka w jego dawnej akademii, którą opuścił zaledwie kilka dni temu, była wypełniona jedynymi lub rzadkimi egzemplarzami niektórych dzieł literackich, które niezwykle go absorbowały. Tak jak każda książka, którą brał do ręki. Tylko nie dzisiaj.
Szybko uniósł wzrok znad lektury, od razu wbijając go w drzwi, kiedy usłyszał naciskaną klamkę. Mimo, że Jérôme przez lata najbardziej cenił swoje własne towarzystwo, ze względu na brak potrzeby do luksusów wybrał mieszkanie jeszcze z dwójką jakichś chłopaków i był święcie przekonany, że ma poznać jednego z nich.
Cóż, nawet jeśli, nie spodziewał się, że będzie on taki.
Delikatnie zmarszczył brwi, patrząc na upadające na pyszczek zwierzę, przez chwilę przekonany, że to pupil któregoś z uczniów. Przynajmniej dopóki nie usłyszał głosu stworzenia.
– Dzień dobry – mruknął, zaznaczając stronę w czytanej książce niewielkim, suchym listkiem będącym świeżą pamiątką pierwszego dnia przemijającej wiosny.
Jedna z jego brwi ściągnęła się jeszcze niżej, kiedy usłyszał ten mały przytyk ze strony lisa. Młody mężczyzna nie miał czym się tego ranka ubrudzić, więc szybko do niego dotarło, że nowemu znajomemu chodzi o srebro na nosie oraz policzkach.
– Tak, już z dziewięć lat temu i nadal nie chce zejść – odparł, powoli przesuwając książkę na drugi koniec biurka. Co prawda zejść może i by zeszło, ale razem ze skórą, w którą metal był wżarty. – Mogę ci w czymś pomóc? – spytał po chwili, nie dostrzegając przy nim żadnych bagaży. Ani w zasadzie niczego poza ciemnym futerkiem.
Powoli wstał, zasuwając za sobą krzesło z powrotem do biurka, po czym podszedł nieco do lisa, kładąc dłoń owiniętą rękawiczką na klamce i zamknął drzwi za stworzeniem, przyglądając się przy tym jego jasnym oczom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz