Z cieniem bladego uśmiechu spojrzał na węża, który wysunął się w jego stronę najodważniej i przegładził jego zieloną, zaciekawioną mordkę palcami. Właściwie NamGi ucieszył się, że spotkał kogoś znajomego — nie był to wybuch widocznego entuzjazmu, ale jakieś mrukliwe uczucie w jego żołądku, które podpowiadało, że towarzystwo dobrze mu zrobi.
Może po prostu potrzebował z kimś porozmawiać.
— Tak, wszystko okej — pokiwał głową, wsuwając obie dłonie do kieszeni spranych, szarych dresów. — Chociaż … — zawahał się z westchnięciem. — Chyba nie do końca. Mam parę problemów, ale … Chyba każdy ma — wzruszył ramionami.
Właściwie NamGi faktycznie chciał komuś ponarzekać, ale nie wiedział, czy Jelly akurat miała jakąkolwiek chęć i wolę słuchania jego drobnych problemów.
— Też myślałem, żeby się przepisać — wyznał, przeczesując przyklapnięte włosy. — Mogę ci pomóc. Kilka razy szedłem z Faustą na zajęcia — dodał, stawiając pierwszy krok przed siebie.
— Ostatnio to chyba nie. Nie dopisuje mi apetyt. Spać też nie mogę — odparł, bez szczególnego przejęcia. Powoli zaczął się przyzwyczajać. — A ty? Jak się czujesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz