By
Tyna
|
00:30
|
Aldert miał to do siebie, że oczekiwał od swoich uczniów o wiele więcej, niż w ogóle powinien, biorąc pod uwagę fakt, jak wielką różnorodnością w rasie, wieku i pochodzeniu wyróżniali się jego podopieczni. Liczyło się dla niego tylko wykonywanie obowiązków. Nie brał pod uwagę praktycznie niczego, chociaż zdecydowanie powinien, bo gdzieś w tym wszystkim zupełnie nie zdawał sobie sprawy z faktu, że metody stosowane przez nauczycieli, gdy sam jeszcze się uczył, niekoniecznie mogą się sprawdzać w większej grupie młodych istot, które już na pierwszy rzut oka odznaczały się ogromną chaotycznością.
Aldert nie lubił chaosu, lubił porządek i organizację. Dlatego też skrzętnie zaplanował sobie już wszystkie zajęcia niemalże z minutową dokładnością, kierując się tym wszystkim, co sam znał, nie uwzględniając, że trudniej jest zapanować nad bandą nastolatków i podporządkować ich sobie w taki sposób, by faktycznie trzymać się określonego, z góry ułożonego planu.
Jeszcze zanim wszedł do odpowiedniej sali, już wiedział, że lekcja nie stanie się okazją do zobaczenia się z Roweną. Irytowało go jej błahe podejście do obowiązków i chociaż wiedział, że powinna tutaj być, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że tym razem tak chyba będzie lepiej.
A konsekwencje wyciągnie później.
Gdy wszedł do odpowiedniego pomieszczenia, wśród uczniów zapanowała przejmująca cisza pełna ciekawości i niepewności. Jedna z dziewcząt zaczęła się krztusić i choć Aldert jawnie nie spojrzał na uczennicę, wiedział, co było tego powodem.
Ostatecznie przecież rzadko zdarzały się podobne interakcje między uczniami a nauczycielami jak ostatnio między nimi. Był o tym wręcz przekonany. Miał poczucie, że nie zrobił niczego niewłaściwego, zachowywał się tak, jak uznał to za stosowne w trosce o swoją reputację i dobre imię.
Aldert przedstawił się, podał kilka zasad, które miałyby panować na jego lekcjach, po czym rozdał każdemu z podopiecznych krótki test sprawdzający znajomość języków, których nauczał. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać, ale ułożył go, kierując się tylko sobie znanymi pobudkami – był więc horrendalnie trudny.
Miał tylko wrażenie, że panna Beamont próbuje ukryć się przed jego spojrzeniem.
Aldert nie lubił chaosu, lubił porządek i organizację. Dlatego też skrzętnie zaplanował sobie już wszystkie zajęcia niemalże z minutową dokładnością, kierując się tym wszystkim, co sam znał, nie uwzględniając, że trudniej jest zapanować nad bandą nastolatków i podporządkować ich sobie w taki sposób, by faktycznie trzymać się określonego, z góry ułożonego planu.
Jeszcze zanim wszedł do odpowiedniej sali, już wiedział, że lekcja nie stanie się okazją do zobaczenia się z Roweną. Irytowało go jej błahe podejście do obowiązków i chociaż wiedział, że powinna tutaj być, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że tym razem tak chyba będzie lepiej.
A konsekwencje wyciągnie później.
Gdy wszedł do odpowiedniego pomieszczenia, wśród uczniów zapanowała przejmująca cisza pełna ciekawości i niepewności. Jedna z dziewcząt zaczęła się krztusić i choć Aldert jawnie nie spojrzał na uczennicę, wiedział, co było tego powodem.
Ostatecznie przecież rzadko zdarzały się podobne interakcje między uczniami a nauczycielami jak ostatnio między nimi. Był o tym wręcz przekonany. Miał poczucie, że nie zrobił niczego niewłaściwego, zachowywał się tak, jak uznał to za stosowne w trosce o swoją reputację i dobre imię.
Aldert przedstawił się, podał kilka zasad, które miałyby panować na jego lekcjach, po czym rozdał każdemu z podopiecznych krótki test sprawdzający znajomość języków, których nauczał. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać, ale ułożył go, kierując się tylko sobie znanymi pobudkami – był więc horrendalnie trudny.
Miał tylko wrażenie, że panna Beamont próbuje ukryć się przed jego spojrzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz