Pierwszą emocją jaką poznał Ven, był strach. Strach przed ciemnością, konkretniej, gdyż wykluł się w kompletnej nicości, początkowo myślał, że tak wygląda świat, że jest ciemny i chłodny. Chciał schować się z powrotem do cieplutkiego, przytulnego jaja, jednakże czyjeś ciepłe, delikatne ręce go wyjęły. Poza nim, w pieczarze znajdowała się jeszcze jedna osoba, kobieta, sądząc po zapachu. W jednej chwili, nastała jasność. Ciepłe światło pochodni rozjaśniało niską piwnicę wypełnioną skrzyniami ze złotem, srebrnymi pucharami, klejnotami.
Bazyliszek ujrzał kobietę, ładną, o pięknych, białych włosach, sięgających niemal pasa i drobnych piórach na rękach. Spod sukienki wystawał jej długi, również biały ogon. Nie widział jej oczu, bo te zostały zasłonięte czarną opaską. Uśmiechała się na jego widok. Chłopiec zauważył jak bierze jedną skrzynię i wyrzuca z niej złote monety, a następnie ścieli miękkimi szmatkami. Kołyska. Został ułożony w prowizorycznej kołysce, a następnie i on dostał opaskę na oczy.
— Ven Viperios — szepnęła kobieta.
Durne imię. Jadus Żmijasty, ale w wersji powiedzianej przez kobietę, brzmiało zaskakująco pięknie. Matka, to była matka. Kobieta, która z troską ułożyła go w skrzyni i kołysała delikatnie, nucąc cicho kołysankę.
Matka. Wtedy też Ven Viperios zaznał po raz pierwszy miłości, miłości matczynej. Storge.
***
Żyli biednie, jednak matka robiła wszystko, by Ven miał jak najlepsze warunki. Kochał ją za to, dbała o niego, mimo że w pewien sposób był jej kulą u nogi.
Siedział pośród złotych monet, układając je w przeróżne kształty, pieniądze dla niego nie miały dużej wartości, nigdy nie był na powierzchni, więc nie wiedział jak się nim posługiwać. Matka zaś, leżała oparta o górę złota, cerując dziury na sukience.
Wtem, rozległo się echo kroków, ktoś schodził do ich pieczary. Agresywnie, śmierdział jak alkoholik, również tytoniem, potem i krwią. Ven chciał ostrzec matkę, jednak ta gestem dłoni go uciszyła.
— Schowaj się — syknęła cicho, wskazując na dużą, drewnianą skrzynię.
Chłopiec wlazł do niej posłusznie. I obserwował sytuację z ukrycia. Ufał matce i wiedział, że ta nie dopuści nikogo do pieczary. Wielu się już tu zapuszczały i nikt nie wyszedł żywy.
Rozległ się hałas, spróchniałe, drewniane drzwi wyleciały z zawiasów i wylądowały na kamiennej posadzce. Zostały wyważone kopniakiem. Do pieczary wszedł mężczyzna, z zasłoniętymi oczami, nie miał ze sobą broni, zamiast tego, przyniósł lustro. Duże z posrebrzaną ramą. Matka nie miała zasłoniętych oczu. Więc, gdy spojrzała lustro, ujrzała piękne, błękitne źrenice, przypominające kryształy. Spojrzała sobie w oczy, a po chwili padła martwa.
Serce chłopca zamarło, a oczy napłynęły łzami. Nic jednak z siebie nie wydusił i drżąc, próbując powstrzymać płacz, siedział cicho jak mysz pod miotłą. Do pieczary po chwili wpadła grupka łowców, którzy, po krótkim zachwyceniu się zabiciem bazyliszka, zaczęli ładować złoto do skrzyni oraz je wynosić. Ven wiedział, że niedługo zdradzi swą pozycję więc zamknął oczy i skupił całą swoją energię na gładkim, podłużnym kształcie, tak jak uczyła go matka. Chłopiec wyślizgnął się z lichych ubrań, jako mały, bialutki grzechotnik, a następnie zagrzebał się wśród złotych monet.
Poczuł, że skrzynia, w której się znajdował została podniesiona, a on sam, kołysał się w niej, jednocześnie będąc przyciskanym przez ciężkie monety. Złoto, pieniądze, tego pragnęli ludzie i byli w stanie zabić, za kawałek świecącej blachy.
Powietrze stopniowo robiło się coraz bardziej świeże, co oznaczało jedno, wynoszono go z pieczary. Pieczary jego i mamy. Aż w końcu, po dłuższej chwili, skrzynia rąbnęła o ziemię, Ven podpełzł do dziurki w zamku i zauważył, że znajduje się na ulicy, czując, że zapach zbirów oddalił się. Uchylił z wielkim trudem ciężkie wieko i przecisnął się przez nie na wyłożoną kocimi łbami drogę. Rozejrzał się szybko i czmychnął w stronę obskurnego zakątka.
Tam nie był już w stanie utrzymać swej zwierzęcej formy, więc nagi i zziębnięty padł w błoto. Wówczas wszystkie emocje, ukryte za adrenaliną opuściły jego ciało i chłopiec zaczął szlochać, początkowo cicho, ale ostatecznie przeobraziło się to w krzyk i zawodzenie. Wszystko miało miejsce tak szybko, parę minut, matka umarła, a ona znalazł się w miejscu takim, a nie innym.
***
Usłyszał kroki. Zapach, kobiety, dwie, wypachnione tanimi perfumami, śmierdzące alkoholem, dymem tytoniowym i uryną. Stały, za nim. Obejrzał się, jednakże po chwili znalazł się na zimnym bruku. Łapczywie łapał oddech, gdyż kopniak w brzuch go pozbawił, bolało, bardzo, łzy cisnęły mu się do oczu. Dopiero teraz zobaczył kobiety, a raczej najpierw białe, wysokie kozaki na obcasie, które obie, miały założone.
— Cześć kotku, potrzebujesz mamusi? — Jedna z nich pochyliła się nad nim i uniosła go, łapiąc za krawędź za dużej kurtki.
Drżał, próbując uniknąć spoglądania na obie kobiety.
— Popatrz jaki śliczny, Candy. Wystarczy, że go wsadzisz do wanny, ubierzesz lepiej i mógłby już obsługiwać. — Kobieta postawiła chłopca i ścisnęła jego policzki w swych smukłych dłoniach zakończonych jaskrawymi tipsami.
Candy, stosunkowo młoda dziewczyna o różowych włosach wpatrywała się w chłopca, stojąc w lekkim rozkroku.
— To jeszcze dziecko, Chantal. Nie wiem czy szef pozwoli na coś takiego.
Chantal jej jednak nie słuchała, a pchnęła chłopca na ziemię. Ven upadł u stóp Candy.
— Cukiereczku, mówiłaś tyle razy, że chciałabyś spróbować z młodziuśkim chłopcem. Zobacz jaki ten jest śliczny, jak porcelanowa laleczka.
Candy przewróciła oczami i wbiła obcas kozaka w rękę bazyliszka.
— Wolałabym, wiesz… takiego dziesięć, trzynaście lat, poza tym. — Wskazała palcem na Vena, po którego policzkach ciekły łzy. — Trzeba go naprawdę wyszorować, nie będę ruchać czegoś takiego, poza tym, czy ty widzisz, że on ma kurwa ogon!?
Chantal złapała chłopca za ogon i pociągnęła gwałtownie. Viperios krzyknął, a kobieta wsunęła palce w pod grzechotkę, zaś pozostałą częścią dłoni zaczęła wykonywać ruchy, charakterystyczne dla męskiej masutrbacji.
Bolało, strasznie, a co najgorsze, z jednej strony, sprawiało chłopcu przyjemność, przez, co z jego ust wydobył się jęk rozkoszy. Wówczas Candy uniosła brwi i przykucnęła nad chłopcem, a następnie przejechała mu palcami po wargach, by po chwili, wsadzić wskazujący i środkowy do ust chłopca. Złapała go za długi, rozwidlony język, który wyciągnęła. Zagwizdała cicho.
— Popatrz jaki on ma długi język, ludzie będą zachwyceni jak będzie im obciągał lub wylizywał cipki. — Owinęła wrażliwy narząd wokół swoich palcy, a następnie pogładziła chłopca po głowie. — Grzeczny chłopiec.
Ven czuł się brudny. Bardziej niż wtedy, gdy grzebał w śmietniku, bardziej niż wtedy, gdy ktoś wylał na niego pomyje. Był dotykany, w sposób, jaki sobie tego nie życzył. Candy puściła jego język, jednakże, po chwili złożyła na jego ustach długi, mokry pocałunek, wsuwając swój język głębiej. Chłopiec czuł go na własnym, próbował się wyrwać, przygryźć, jednakże, został spacyfikowany brutalnym policzkiem. Prostytutka podniosła się i zadarła spódnicę, odsłaniając swą waginę. Nie nosiła bielizny, po co kurwie majtki? Przywołała bazyliszka palcem, podobnym gestem ludzie zwykle przywoływali psy. Początkowo Ven nie chciał współpracować, jednakże, Chantal przydepnęła mu obcasem ogon, więc chcąc nie chcąc, chłopiec wykonywał wszystkie polecenia.
— Wyliż, do czysta, tylko język, bez palców.
Candy złapała go za przydługie, białe włosy i siłą zbliżyła do swego łona, wzbraniał się nadal, jednakże rozchylił usta i wsunął język pomiędzy jej wargi sromowe. Smakowała dziwnie, jednocześnie zaskakująco neutralnie jak i dość rybio. Zapach i smak waginy był specyficzny, dziwny, lekko słony, potwaty. Kobieta jęknęła i przycisnęła głowę chłopca mocniej do siebie. Viperios współpracował, kontynuując cunningullus, badając językiem obszar, poczuł wgłębienie, w które wsunął narząd. W tym momencie prostytutka jęknęła głośno, a chłopiec zrozumiał, że to sposób na to by ją zadowolić i być może, uciec, gdy wykona zadanie poprawnie.
Po długich minutach, Candy oderwała go od swojej cipki i spojrzała na przerażonego chłopca.
— Zaciągnij go głębiej, Chantal, jest dobry, to wąż. Szef będzie zachwycony.
Starsza kobieta wykonała polecenie i zawlokła Vena w głąb uliczki, pchnęła go na ziemię, a Candy zerwała z niego spodnie i odsłoniła dość pokaźną jak na czternastolatka erekcję, której chłopiec nabawił się w trakcie masutrbacji ogona. Prostytutka ponownie zadarła spódnicę i okrakiem siadła na chłopcu. Po chwili Viperios poczuł jak jego penis zagłębia się w ciepłej, mokrej pochwie kobiety, zamknął oczy, chciał krzyczeć, ale bał się, że zostanie zamordowany. Po chwili, Candy zaczęła poruszać się na jego członku, co wywoływało ból.
Ven Viperios nie czuł prawie dolnej połowy ciała. Miał zamknięte oczy, nie chciał tego widzieć. Czuć, przeżywać.
— Mi też wyliż. — Chantal również zadarła spódnicę i usiadła ponad twarzą chłopca.
Z oczu Vena popłynęły kolejne łzy, ale wykonał polecenie, wsunął język do waginy kobiety. Nie był w stanie kontrolować swojej dolnej jak i górnej połowie ciała.
Czuł się jak lalka, szmaciana lalka, zabawka, a nie człowiek. Stawał się zabawką, w rękach dorosłych ludzi. Gdy skończyły, doczołgał się pod śmietnik, ledwo mogąc oddychać. Chwycił w ręce półprzezroczysty kawałek szkła i jednym, sprawnym ruchem przejechał po swojej ręce, by bólem fizycznym ukoić inny. Krew skapnęła na brudny bruk. A on zacisnął oczy i zaczął głośniej szlochać.
— Naprawdę chcesz go przekazać Slinkowi? — spytała Chantal, zapalając papierosa.
Candy wciąż wpatrywała się w nagiego, pokrytego krwią i brudem chłopca. W jej oku pojawił się złowrogi błysk, a na usta wpłynął upiorny uśmiech. I wtedy Ven zrozumiał, że nie czeka go nic dobrego.
***
Widział, czuł, obsługiwał już wiele pokrzywionych osób. Pracując na różnych dworach szlacheckich, był swoistą atrakcją bankietów, które bardziej przypominały sadystyczne orgie dla najgorszych ścierw, chodzących po planecie. Ven Viperios wzbudzał zainteresowanie, nietypową urodą, w końcu był albinosem, o wyglądzie niemalże dziecka, a poza tym, jego rasa, był też wężem. Gadem, bazyliszkiem, co dodatkowo podniecało wielu chorych ludzi. Przez bite sześć lat był popychadłem w sierocińcach, a potem na salonach arystokracji, aż potem… Wylądował w luksusowym burdelu.
— Masz dzisiaj występ i czterech klientów — rzucił, wchodzący do pomieszczenia Slink.
Mężczyzna w średnim wieku, ze spiłowanymi zębami, liczne tatuaże, mocny makijaż, ubrany zwykle w eleganckie ubrania, cylindry. Showman. Palił papierosa, trzymając go w długiej lufce, podszedł do chłopca, stając za nim. Ven zamknął oczy, a mężczyzna dmuchnął w jego twarz dymem tytoniowym. Bazyliszek nawet nie zakaszlał, był przyzwyczajony do tego.
— Może byłbyś łaskaw się kurwa odezwać!? — syknął mężczyzna, gasząc papierosa na obojczyku Vena.
Chłopak zacisnął zęby i dyskretnie wbił sobie jeden z noży w dłoń. Poczuł zapach krwi, ale wsunął dłoń do rękawa, by alfons niczego nie zauważył.
— Tak, panie Slink — odparł obojętnym tonem, wpatrując się w swoje odbicie w drzwiach barku.
Mężczyzna nachylił się do jego i ucha i wyszeptał tylko:
— Nie spierdol tego występu.
Alfons opuścił pomieszczenie, a Ven zamknął oczy, wbijając mocniej nóż w rękę. Ból go uspokajał, pozwalał zapomnieć o tym, co widział każdego dnia. Występ. Znów musiał być uwodzicielski, udawać, że jest tu dla nich, że kocha swą publikę. Musiał uciec, ale nie był w stanie, był za słaby. Zniszczony…
Pierwszy raz zgwałcony został w wieku dziesięciu lat. Przez dwie kobiety, które nadal pracowały dla alfonsa. Drugi raz, gdy został siłą przyprowadzony do burdelu, wówczas, użyli go wszyscy pracownicy. Ich nie interesowała płeć, wiek czy nawet moralność. Ven wówczas pierwszy raz próbował popełnić samobójstwo, podcinając żyły kawałkiem rozbitego talerza. Niestety nie udało mu się.
Odłożył widelec, po czym złożył szmatkę. Wyszedł z kuchni i skierował się do garderoby, by wziąć prysznic. Musiał naszykować się na występ, co oznaczało najzwyczajniej w świecie pokaz pole dance’u. Za dnia był służącym do wynajęcia, zaś po zmroku stawał się jednym z najbardziej rozchwytywanych żigolaków w mieście.
Po skończonym prysznicu usiadł przy wielkim lustrze, założył opaskę na oczy, a następnie ułożył włosy. Spojrzał na swą smukłą, chudą pierś, na żebra, które przez nią przebijały i obojczyk, wystający mocno spod skóry. Był obrzydliwy, nie rozumiał, co takiego ludzie w nim widzą. Poprawił włosy, miał zachwycić klientów występem. Wiedział jak. Potrafił magią zmieniać swoje stroje, doszedł do wniosku, że zatańczy, w różnych kostiumach. Podszedł do garderoby, by wybrać kreacje na wieczór.
Miał nadzieję, że Slink będzie zadowolony.
***
Aplauz, sala pełna sylwetek i oczu. Wszędzie były oczy, światła wycelowane w scenę i niego. Mówiono o nim, słyszał głos speakera, jednak nie był w stanie wyizolować słów z szumu. Wyszedł na środek, tuż obok zimnej, metalowej rury.
Ven Viperios miał na sobie czarne, eleganckie shorty, długie, szare zakolanówki. Elegancką, haftowaną marynarkę i krawat, a na dłoniach rękawiczki. Usłyszał pierwsze nuty muzyki, po czym zaczął.
Złapał zębami za skórzany materiał rękawiczki jednym ruchem dłoni. Sugestywnym krokiem podszedł nieco do przodu i wygiął się, wyciągając drugą rękę w kierunku publiczności. Jakaś młoda kobieta, nastolatka zrozumiała, co miał na myśli i powtórzyła to, co zrobił Ven. Rozległy się gwizdy i westchnienia. Viperios swym długim palcem przejechał po jej policzku, po czym znów cofnął się na scenę. Poluzował krawat, po czym go ściągnął. Chłopak zrobił dramatyczny obrót, trzymając go nad sobą, po czym jego strój się zmienił.
Tym razem Ven Viperios miał na sobie sznurowany gorset z fioletowymi wykończeniami i długie pończochy wraz z pasem. Genitalia zakrył przyległymi, wzorzystymi bokserkami.
Gwizdy, krzyki. Czas na akcję.
Podszedł do rury i złapał ją nieco ponad swoją głową. Odbij się od ziemi i owinął swe wątłe, szczupłe nogi wokół metalu, po czym z gracją wykonał jedną z figur - gemini, wywołując zachwyt u swoich fanów. Zjechał na sam dół rury, po czym zrobił szpagat,wygiął się w tył, jednocześnie zręcznym ruchem zrzucając z siebie gorset.
Jego nagą pierś zdobiły liczne srebrne i złote tatuaże Podniósł się, ponownie idąc w stronę publiki, po czym wyciągnął jedną ze swoich nóg w kierunku eleganckiego mężczyzny, przypominającego biznesmena. Klient chwycił pończochę zębami i ściągnął ją z nóg chłopaka, Ven Viperios uśmiechnął się lekko, po czym pstryknięciem palca przywołał butelkę whisky. Stopą rozchylił mężczyźnie usta po czym wylał na swoją nogę alkohol, który spływał w stronę mężczyzny. Publika szalała.
Ven czuł się brudny, nieczysty, jednakże wiedział, że dzięki temu Slink nie położy na nim łapy przez tydzień. Martwiła go tylko sprawa klientów vip, ci potrafili mieć naprawdę okropne upodobania.
Gdy wylał całą butelkę, pchnął mężczyznę stopą, po czym wrócił na scenę, by wykonać imponujący taniec brzucha.
W tym celu zmienił strój na czarny bedleh, zakrywający jego pierś oraz nogi, a odsłaniający szczupły, pokryty bliznami brzuch. Muzyka zmieniła tempo, słysząc odpowiednią melodię, Ven wzniósł ręce do góry by zacząć tańczyć. Odchylił głowę do tyłu.
Miał dosyć.
Bolało go całe ciało, przez ciągłe bicie i upokorzenia, ale wciąż był zmuszony, by wykonywać ciężkie akrobacje.
W końcu muzyka ustała. Światła zgasły, a Ven słyszał jedynie krzyki. Skandowali jego imię. Chcieli go, w tym najgorszym znaczeniu. Paru szczęśliwców spełni dziś swe marzenie. Wyrucha węża, sponiewiera go, pozbawi godności, zniszczy. Wiedział, co się stanie, gdy zejdzie ze sceny.
***
Siedział, ubrany w biały, piękny garnitur ze złotymi wzorami na łóżku, pokrytym czarną, aksamitną pościelą. Cały pokój utrzymany był w ciemnej kolorystyce, przez co chłopiec wyróżniał się na jego tle. Czterech, miał obsłużyć czterech.
Drzwi się otworzyły, a Ven postarał się przyjąć jak najbardziej sugestywną pozę. Chciał wyglądać na kogoś, kto naprawdę lubi swą pracę. Do pokoju weszła para. Enigmatyczna, oboje ubrani byli w stereotypowym stylu lat sześćdziesiątych. Bazyliszek uśmiechnął się i posłał im pocałunek.
— Żona na urodziny chciała wykupić twe usługi, jeśli nie będziesz mieć z tym problemu… To w trójkącie.
Po ciele Vena przeszedł dreszcz, jednakże utrzymał swą twarz i nie wypadł z roli. Położył się na brzuchu, uniósł i skrzyżował nogi.
— Ależ skądże… Proszę się nie krępować, jeśli mogę, jak się państwo nazywają.
Zwrócił się tu głównie do kobiety, była solenizantką, więc musiał ją odpowiednio zadowolić, by znów wróciła do klubu i zostawiła tu więcej pieniędzy.
— Ja nazywam się Steve, a moja żona to Dolores.
Dolores, ładne, pasujące do jej stylu.
— Pani Dolores, zechce pani mnie ukarać? — spytał Ven słodkim głosikiem, mimo że wewnątrz chciało mu się rzygać.
Uniósł się na swych ramionach. Kobieta podeszła do niego i wsunęła swe dłonie w długie, białe włosy chłopca. Nachyliła się, po czym nieśmiało złożyła pocałunek na ustach Vena. Niedoświadczona, skrępowana. Viperios rozsunął jej wargi swym długim językiem, po czym wprowadził go do ust kobiety. Uczono go, by przejmował inicjatywę, jeśli klient jest zbyt zmieszany.
Jedną rękę chwycił ją za kark, a drugą rozpiął suwak sukienki. Dolores wyprostowała się, pozwalając sukience opaść u jej stóp. Jej mąż, podał jej pasek. Kobieta wykrzywiła usta w nonszalancki sposób, to nie był dobry znak dla Vena. Pchnęła go na pościel, a jej mąż złapał go za szczupłe ręce i wygiął je w stronę ramy łóżka. Niedobrze. Oznaczało to jedno, BDSM. Steve przełożył pasek przez ramę i nadgarstki chłopca, po czym przeciągnął. Ven syknął z bólu, gdy został związany.
Kobieta usiadła na nim okrakiem. Miała na sobie czarną, koronkową bieliznę i długie pończochy. Ściągnęła krawat Vena i odłożyła go na bok, następnie zabrała się za rozpinanie koszuli.
Czuł się nagi, zagrożony, wiedział, że coś niedobrego się zaraz wydarzy. Mężczyzna wsunął mu palce do ust. Chłopak myślał, że zaraz się zrzyga. Steve owinął jego język wokół swoich palcy. W tym czasie jego żona zrywała z Vena ostatnie elementy ubioru. Następnie sięgnęła po paczkę papierosów.
Gdyby Viperios nie zażył kilku tabletek viagry przed tym wieczorem nic z seksu, by nie było. Nigdy jak dotąd nie odbył stosunku z osobą, która mu się podobała. Odwrócił głowę i zamknął oczy, nie podobało mu się to. Poczuł zimne dłonie kobiety na swoim penisie, a potem jej wilgotne, ciepłe usta i język. Jęknął. Specjalnie, nie robił tego, bo naprawdę czuł się dobrze, lecz dlatego, że tego wymagała rola. Mąż kobiety zsunął z siebie spodnie, po czym brutalnie złapał Vena za włosy i zmusił go do fellatio. Było to na tyle zaskakujące, że bazyliszek początkowo zakrztusił się, za co został brutalnie spacyfikowany przez Dolores, która przygniotła mu jądra obcasem. Krzyknąłby, gdyby nie chuj Steve’a, który wypełniał mu całe usta. Mężczyzna trzymał głowę bazyliszka i praktykował mocne fellatio. Ven ledwo powstrzymywał się przed zwymiotowaniem, dobrze, że nie jadł cały dzień.
W tym samym czasie kobieta gniotła jego jądra obcasem. Steve wyciągnął penisa z ust Vena, w tym samym momencie, Dolores zrzuciła z siebie bieliznę i podeszła do chłopca, który jeszcze łapał oddech, bo wymuszonym lodziku. Bolała go szczęka. Wysunął język, a kobieta złapała go za głowę i zbliżyła do swojej waginy.
Niepokojąco przypominało to jego pierwszy, traumatyczny stosunek, gdzie został zmuszony do miłości oralnej w podobny sposób. Przełknął ślinę, po czym wprowadził język wargi sromowe kobiety, która dmuchała w jego twarz dymem tytoniowym. Okropne uczucie, mimo to, Ven nie przerywał. Musiał to zrobić. Potrzebował pieniędzy, musiał zadowolić alfonsa.
Odnalazł wejście do pochwy Dolores i wsunął do środka język. Kobieta jęknęła i mocniej przyciągnęła chłopca do swojego łona, przez co jego nos wylądował jej włosach łonowych. Próbował wyrwać się z jej uścisku, jednakże jej mąż złapał go za wrażliwą grzechotkę i pociągnął mocno. Ven oderwał się od jej cipki i krzyknął. Wszystko tylko nie grzechotka, bolało, bolało, za bardzo. Został spoliczkowany, poczuł smak krwi na swoich wargach, ciekła mu z nosa.
— Jesteś taki piękna żmijko — powiedziała kobieta, siadając okrakiem nad penisem chłopca.
Ven odchylił głowę, gdy jego penis zanurzył się w ciepłym, lepiki wnętrzu kobiety. Czuł się brudny, gdy go ujeżdżała, bolały go jądra, które kobieta miażdżyła obcasem. Jak i ogon, masturbowany przez mężczyznę. Westchnął głośno, gdy mężczyzna poluzował pasek i uwolnił ręce chłopca. Dolores zeszła z niego.
— Weź mnie na misjonarza — poleciła kobieta.
Ven podświadomie czuł czym się to skończy, z jakiegoś powodu miał wrażenie, że stojący za nim mężczyzna chce doprowadzić do seksu analnego. Bazyliszek, mimo wszystko wykonał polecenie i ponownie włożył penisa do waginy kobiety. Nie czuł się komfortowo, wykonując wszystkie ruchy, cały czas starał się być czujny. Usłyszał odgłos splunięcia. Mężczyzna przejechał mu wilgotną ręką po pośladku. Chłopca przeszedł dreszcz, gdy tylko poczuł palce Steve’a na swoim odbycie. To nie mogło skończyć się dobrze.
Ven wciągnął powietrze, czując główkę penisa, przy swoim odbycie. Nie znosił analnego seksu, głównie dlatego, że był bottomem i zawsze był wykorzystywany w dość brutalny sposób. Nagle Viperios poczuł się słabiej i jęknął głośno, czując ból, gdy gruby penis Steve’a wsuwał się w jego odbyt. Zamknął oczy, nie mogąc zdzierżyć bólu oraz nieprzyjemnego uczucia, bycia w środku “kanapki”. Po chwili został spoliczkowany przez Dolores. Musiał wrócić do roli idealnej dziwki. Zaczął jęczeć wręcz przesadnie, gdy penis mężczyzny poruszał się w jego wnętrzu. Kobieta zgasiła papierosa na jego obojczyku. Chłopak syknął z bólu.
Tortura trwała jeszcze jakieś dziesięć minut, wówczas Steve wyciągnął penisa z Vena i zmusił go, by ten klęknął na ziemi, a potem spuścił się na twarz bazyliszka, który przymknął oczy, czując nieprzyjemną woń spermy, sam również był na skraju wytrysku. Wówczas Dolores wsunęła palce pod jego grzechotkę, przez, co chłopiec westchnął. Krople nasienia spadły na jego biały brzuch, kobieta zlizała je, po czym pocałowała chłopca, wypełniając jego usta własnym spełnieniem.
Ven czuł się zużyty, brudny. Chciał tak bardzo, by to wszystko się skończyło. Chciał umrzeć.
***
— Musisz bardzo cierpieć, co? Słyszałam, że za odpowiednią sumę można zrobić z tobą wszystko — powiedziała, zakładając nogę na nogę i lustrując chłopca.
Ven westchnął głośno, słysząc słowa prostytutki. Kolejna, która chciała zobaczyć, czy bazyliszek naprawdę się rucha, tak jak mówili. Czy naprawdę odda jej się w całości, czy pozwoli traktować się jak przedmiot.
— Nie stać cię na mnie — odparł nonszalancko, pociągając łyk alkoholu.
Zapaliła papierosa i zaciągnęła się nim.
— Nie chcę cię kupić, po prostu martwi mnie, że dziecko pracuje w takim miejscu. Powinieneś chodzić do szkoły, rozwijać się, uczyć, mieć życie po prostu, a nie dawać dupy w takim miejscu…
Trzasnął pięścią w stół i spojrzał na nią wściekle, oplótł ogon wokół jej szyi.
— Myślisz, że robię to, bo chcę, bo lubię wylizywać ludziom? Bo lubię mieć chuje w dupie? Bo lubię tańczyć?
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i wsunęła rękę w swoją pierś, po czym wyciągnęła malutką, pogiętą wizytówkę. Położyła ją tuż przed pijanym chłopakiem. Ten wziął ją w dłoń po czym uniósł do swych oczu.
— Nook of Wolves — przeczytał dość niewyraźnie. — Co to?
Prostytutka złapała go za ogon, a ten momentalnie rozluźnił uścisk.
— Miejsce, w którym nie będziesz zabawką, w którym będziesz mógł się uczyć i mieszkać. Wystarczy, że wejdziesz w grzybowy krąg lub znajdziesz portal. Gdy będziesz gotowy, odnajdź Akademię Nook of Wolves — poleciła, ponownie się zaciągając.
Chłopak wpatrywał się w wizytówkę w pewien sposób zdumiony jak i podekscytowany. Mógł uciec i rozpocząć nowe życie.
— Fairy whore mother? — szepnął sam do siebie i skierował wzrok na kobietę.
A raczej na miejsce, które zajmowała, bo ta, zniknęła, gdy tylko skierował swój wzrok na karteczkę.
Od momentu, w którym Ven Viperios dowiedział się o Nook of Wolves, a do jego ostatecznej ucieczki minęły dwa lata. Dwa lata poniżania, gwałtów i rosnącej z dnia na dzień przemocy, podczas której, bazyliszek wciąż walczył. Gdyby nie jego silna wola, z pewnością skończyłby martwy jeszcze przed szesnastymi urodzinami. Ostatecznie, Ven Viperios skończył tego wieczoru kompletnie pijany i ledwo dotarł do burdelu, w którym pomieszkiwał. Wziął mimo wszystko wizytówkę, którą od tej nocy, traktował jak skarb.
Bazyliszek ujrzał kobietę, ładną, o pięknych, białych włosach, sięgających niemal pasa i drobnych piórach na rękach. Spod sukienki wystawał jej długi, również biały ogon. Nie widział jej oczu, bo te zostały zasłonięte czarną opaską. Uśmiechała się na jego widok. Chłopiec zauważył jak bierze jedną skrzynię i wyrzuca z niej złote monety, a następnie ścieli miękkimi szmatkami. Kołyska. Został ułożony w prowizorycznej kołysce, a następnie i on dostał opaskę na oczy.
— Ven Viperios — szepnęła kobieta.
Durne imię. Jadus Żmijasty, ale w wersji powiedzianej przez kobietę, brzmiało zaskakująco pięknie. Matka, to była matka. Kobieta, która z troską ułożyła go w skrzyni i kołysała delikatnie, nucąc cicho kołysankę.
Matka. Wtedy też Ven Viperios zaznał po raz pierwszy miłości, miłości matczynej. Storge.
***
Osiem lat później…
Ven wiedział już dlaczego siedzieli w głębokich lochach bez światła słonecznego. Matka uciekała przed gniewem szlachciców i wieśniaków, ojca nie znał, ale matka mówiła, że nie żyje. Uczyła go wszystkiego, liczenia, czytania, pisania, języków. Przynosiła książki, dotyczące różnych tematów. Żyli biednie, jednak matka robiła wszystko, by Ven miał jak najlepsze warunki. Kochał ją za to, dbała o niego, mimo że w pewien sposób był jej kulą u nogi.
Siedział pośród złotych monet, układając je w przeróżne kształty, pieniądze dla niego nie miały dużej wartości, nigdy nie był na powierzchni, więc nie wiedział jak się nim posługiwać. Matka zaś, leżała oparta o górę złota, cerując dziury na sukience.
Wtem, rozległo się echo kroków, ktoś schodził do ich pieczary. Agresywnie, śmierdział jak alkoholik, również tytoniem, potem i krwią. Ven chciał ostrzec matkę, jednak ta gestem dłoni go uciszyła.
— Schowaj się — syknęła cicho, wskazując na dużą, drewnianą skrzynię.
Chłopiec wlazł do niej posłusznie. I obserwował sytuację z ukrycia. Ufał matce i wiedział, że ta nie dopuści nikogo do pieczary. Wielu się już tu zapuszczały i nikt nie wyszedł żywy.
Rozległ się hałas, spróchniałe, drewniane drzwi wyleciały z zawiasów i wylądowały na kamiennej posadzce. Zostały wyważone kopniakiem. Do pieczary wszedł mężczyzna, z zasłoniętymi oczami, nie miał ze sobą broni, zamiast tego, przyniósł lustro. Duże z posrebrzaną ramą. Matka nie miała zasłoniętych oczu. Więc, gdy spojrzała lustro, ujrzała piękne, błękitne źrenice, przypominające kryształy. Spojrzała sobie w oczy, a po chwili padła martwa.
Serce chłopca zamarło, a oczy napłynęły łzami. Nic jednak z siebie nie wydusił i drżąc, próbując powstrzymać płacz, siedział cicho jak mysz pod miotłą. Do pieczary po chwili wpadła grupka łowców, którzy, po krótkim zachwyceniu się zabiciem bazyliszka, zaczęli ładować złoto do skrzyni oraz je wynosić. Ven wiedział, że niedługo zdradzi swą pozycję więc zamknął oczy i skupił całą swoją energię na gładkim, podłużnym kształcie, tak jak uczyła go matka. Chłopiec wyślizgnął się z lichych ubrań, jako mały, bialutki grzechotnik, a następnie zagrzebał się wśród złotych monet.
Poczuł, że skrzynia, w której się znajdował została podniesiona, a on sam, kołysał się w niej, jednocześnie będąc przyciskanym przez ciężkie monety. Złoto, pieniądze, tego pragnęli ludzie i byli w stanie zabić, za kawałek świecącej blachy.
Powietrze stopniowo robiło się coraz bardziej świeże, co oznaczało jedno, wynoszono go z pieczary. Pieczary jego i mamy. Aż w końcu, po dłuższej chwili, skrzynia rąbnęła o ziemię, Ven podpełzł do dziurki w zamku i zauważył, że znajduje się na ulicy, czując, że zapach zbirów oddalił się. Uchylił z wielkim trudem ciężkie wieko i przecisnął się przez nie na wyłożoną kocimi łbami drogę. Rozejrzał się szybko i czmychnął w stronę obskurnego zakątka.
Tam nie był już w stanie utrzymać swej zwierzęcej formy, więc nagi i zziębnięty padł w błoto. Wówczas wszystkie emocje, ukryte za adrenaliną opuściły jego ciało i chłopiec zaczął szlochać, początkowo cicho, ale ostatecznie przeobraziło się to w krzyk i zawodzenie. Wszystko miało miejsce tak szybko, parę minut, matka umarła, a ona znalazł się w miejscu takim, a nie innym.
***
Dwa lata później...
Ven nigdy nie był zmuszony spożywać odpadów ze śmietnika, jednakże, teraz, grzebał w kuble, ubrany jedynie w za duże, ukradzione ubrania, cały umorusany. Nauczył się unikać ludzi, spoglądania na nich, wchodzenia z nimi w interakcje. Wiedział też już jak kraść i jak się żywić, podpatrywał trochę u kieszonkowców i innych bezdomnych dzieci. Ven Viperios uczył się zaskakująco szybko. Usłyszał kroki. Zapach, kobiety, dwie, wypachnione tanimi perfumami, śmierdzące alkoholem, dymem tytoniowym i uryną. Stały, za nim. Obejrzał się, jednakże po chwili znalazł się na zimnym bruku. Łapczywie łapał oddech, gdyż kopniak w brzuch go pozbawił, bolało, bardzo, łzy cisnęły mu się do oczu. Dopiero teraz zobaczył kobiety, a raczej najpierw białe, wysokie kozaki na obcasie, które obie, miały założone.
— Cześć kotku, potrzebujesz mamusi? — Jedna z nich pochyliła się nad nim i uniosła go, łapiąc za krawędź za dużej kurtki.
Drżał, próbując uniknąć spoglądania na obie kobiety.
— Popatrz jaki śliczny, Candy. Wystarczy, że go wsadzisz do wanny, ubierzesz lepiej i mógłby już obsługiwać. — Kobieta postawiła chłopca i ścisnęła jego policzki w swych smukłych dłoniach zakończonych jaskrawymi tipsami.
Candy, stosunkowo młoda dziewczyna o różowych włosach wpatrywała się w chłopca, stojąc w lekkim rozkroku.
— To jeszcze dziecko, Chantal. Nie wiem czy szef pozwoli na coś takiego.
Chantal jej jednak nie słuchała, a pchnęła chłopca na ziemię. Ven upadł u stóp Candy.
— Cukiereczku, mówiłaś tyle razy, że chciałabyś spróbować z młodziuśkim chłopcem. Zobacz jaki ten jest śliczny, jak porcelanowa laleczka.
Candy przewróciła oczami i wbiła obcas kozaka w rękę bazyliszka.
— Wolałabym, wiesz… takiego dziesięć, trzynaście lat, poza tym. — Wskazała palcem na Vena, po którego policzkach ciekły łzy. — Trzeba go naprawdę wyszorować, nie będę ruchać czegoś takiego, poza tym, czy ty widzisz, że on ma kurwa ogon!?
Chantal złapała chłopca za ogon i pociągnęła gwałtownie. Viperios krzyknął, a kobieta wsunęła palce w pod grzechotkę, zaś pozostałą częścią dłoni zaczęła wykonywać ruchy, charakterystyczne dla męskiej masutrbacji.
Bolało, strasznie, a co najgorsze, z jednej strony, sprawiało chłopcu przyjemność, przez, co z jego ust wydobył się jęk rozkoszy. Wówczas Candy uniosła brwi i przykucnęła nad chłopcem, a następnie przejechała mu palcami po wargach, by po chwili, wsadzić wskazujący i środkowy do ust chłopca. Złapała go za długi, rozwidlony język, który wyciągnęła. Zagwizdała cicho.
— Popatrz jaki on ma długi język, ludzie będą zachwyceni jak będzie im obciągał lub wylizywał cipki. — Owinęła wrażliwy narząd wokół swoich palcy, a następnie pogładziła chłopca po głowie. — Grzeczny chłopiec.
Ven czuł się brudny. Bardziej niż wtedy, gdy grzebał w śmietniku, bardziej niż wtedy, gdy ktoś wylał na niego pomyje. Był dotykany, w sposób, jaki sobie tego nie życzył. Candy puściła jego język, jednakże, po chwili złożyła na jego ustach długi, mokry pocałunek, wsuwając swój język głębiej. Chłopiec czuł go na własnym, próbował się wyrwać, przygryźć, jednakże, został spacyfikowany brutalnym policzkiem. Prostytutka podniosła się i zadarła spódnicę, odsłaniając swą waginę. Nie nosiła bielizny, po co kurwie majtki? Przywołała bazyliszka palcem, podobnym gestem ludzie zwykle przywoływali psy. Początkowo Ven nie chciał współpracować, jednakże, Chantal przydepnęła mu obcasem ogon, więc chcąc nie chcąc, chłopiec wykonywał wszystkie polecenia.
— Wyliż, do czysta, tylko język, bez palców.
Candy złapała go za przydługie, białe włosy i siłą zbliżyła do swego łona, wzbraniał się nadal, jednakże rozchylił usta i wsunął język pomiędzy jej wargi sromowe. Smakowała dziwnie, jednocześnie zaskakująco neutralnie jak i dość rybio. Zapach i smak waginy był specyficzny, dziwny, lekko słony, potwaty. Kobieta jęknęła i przycisnęła głowę chłopca mocniej do siebie. Viperios współpracował, kontynuując cunningullus, badając językiem obszar, poczuł wgłębienie, w które wsunął narząd. W tym momencie prostytutka jęknęła głośno, a chłopiec zrozumiał, że to sposób na to by ją zadowolić i być może, uciec, gdy wykona zadanie poprawnie.
Po długich minutach, Candy oderwała go od swojej cipki i spojrzała na przerażonego chłopca.
— Zaciągnij go głębiej, Chantal, jest dobry, to wąż. Szef będzie zachwycony.
Starsza kobieta wykonała polecenie i zawlokła Vena w głąb uliczki, pchnęła go na ziemię, a Candy zerwała z niego spodnie i odsłoniła dość pokaźną jak na czternastolatka erekcję, której chłopiec nabawił się w trakcie masutrbacji ogona. Prostytutka ponownie zadarła spódnicę i okrakiem siadła na chłopcu. Po chwili Viperios poczuł jak jego penis zagłębia się w ciepłej, mokrej pochwie kobiety, zamknął oczy, chciał krzyczeć, ale bał się, że zostanie zamordowany. Po chwili, Candy zaczęła poruszać się na jego członku, co wywoływało ból.
Ven Viperios nie czuł prawie dolnej połowy ciała. Miał zamknięte oczy, nie chciał tego widzieć. Czuć, przeżywać.
— Mi też wyliż. — Chantal również zadarła spódnicę i usiadła ponad twarzą chłopca.
Z oczu Vena popłynęły kolejne łzy, ale wykonał polecenie, wsunął język do waginy kobiety. Nie był w stanie kontrolować swojej dolnej jak i górnej połowie ciała.
Czuł się jak lalka, szmaciana lalka, zabawka, a nie człowiek. Stawał się zabawką, w rękach dorosłych ludzi. Gdy skończyły, doczołgał się pod śmietnik, ledwo mogąc oddychać. Chwycił w ręce półprzezroczysty kawałek szkła i jednym, sprawnym ruchem przejechał po swojej ręce, by bólem fizycznym ukoić inny. Krew skapnęła na brudny bruk. A on zacisnął oczy i zaczął głośniej szlochać.
— Naprawdę chcesz go przekazać Slinkowi? — spytała Chantal, zapalając papierosa.
Candy wciąż wpatrywała się w nagiego, pokrytego krwią i brudem chłopca. W jej oku pojawił się złowrogi błysk, a na usta wpłynął upiorny uśmiech. I wtedy Ven zrozumiał, że nie czeka go nic dobrego.
***
Cztery lata później...
Ven Viperios był w trakcie polerowania sztućców na błysk. Zajmował w pracy wiele stanowisk, od kelnera, po sprzątacza, aż po gwiazdę wieczoru. Bo był źródłem zarobku dla Slinka, ludzie przychodzili oglądać jednego z nieludzkich pracowników. A za odpowiednią opłatą, oddawał im się w pokoju dla vipów. Nie brakowało takich. Widział, czuł, obsługiwał już wiele pokrzywionych osób. Pracując na różnych dworach szlacheckich, był swoistą atrakcją bankietów, które bardziej przypominały sadystyczne orgie dla najgorszych ścierw, chodzących po planecie. Ven Viperios wzbudzał zainteresowanie, nietypową urodą, w końcu był albinosem, o wyglądzie niemalże dziecka, a poza tym, jego rasa, był też wężem. Gadem, bazyliszkiem, co dodatkowo podniecało wielu chorych ludzi. Przez bite sześć lat był popychadłem w sierocińcach, a potem na salonach arystokracji, aż potem… Wylądował w luksusowym burdelu.
— Masz dzisiaj występ i czterech klientów — rzucił, wchodzący do pomieszczenia Slink.
Mężczyzna w średnim wieku, ze spiłowanymi zębami, liczne tatuaże, mocny makijaż, ubrany zwykle w eleganckie ubrania, cylindry. Showman. Palił papierosa, trzymając go w długiej lufce, podszedł do chłopca, stając za nim. Ven zamknął oczy, a mężczyzna dmuchnął w jego twarz dymem tytoniowym. Bazyliszek nawet nie zakaszlał, był przyzwyczajony do tego.
— Może byłbyś łaskaw się kurwa odezwać!? — syknął mężczyzna, gasząc papierosa na obojczyku Vena.
Chłopak zacisnął zęby i dyskretnie wbił sobie jeden z noży w dłoń. Poczuł zapach krwi, ale wsunął dłoń do rękawa, by alfons niczego nie zauważył.
— Tak, panie Slink — odparł obojętnym tonem, wpatrując się w swoje odbicie w drzwiach barku.
Mężczyzna nachylił się do jego i ucha i wyszeptał tylko:
— Nie spierdol tego występu.
Alfons opuścił pomieszczenie, a Ven zamknął oczy, wbijając mocniej nóż w rękę. Ból go uspokajał, pozwalał zapomnieć o tym, co widział każdego dnia. Występ. Znów musiał być uwodzicielski, udawać, że jest tu dla nich, że kocha swą publikę. Musiał uciec, ale nie był w stanie, był za słaby. Zniszczony…
Pierwszy raz zgwałcony został w wieku dziesięciu lat. Przez dwie kobiety, które nadal pracowały dla alfonsa. Drugi raz, gdy został siłą przyprowadzony do burdelu, wówczas, użyli go wszyscy pracownicy. Ich nie interesowała płeć, wiek czy nawet moralność. Ven wówczas pierwszy raz próbował popełnić samobójstwo, podcinając żyły kawałkiem rozbitego talerza. Niestety nie udało mu się.
Odłożył widelec, po czym złożył szmatkę. Wyszedł z kuchni i skierował się do garderoby, by wziąć prysznic. Musiał naszykować się na występ, co oznaczało najzwyczajniej w świecie pokaz pole dance’u. Za dnia był służącym do wynajęcia, zaś po zmroku stawał się jednym z najbardziej rozchwytywanych żigolaków w mieście.
Po skończonym prysznicu usiadł przy wielkim lustrze, założył opaskę na oczy, a następnie ułożył włosy. Spojrzał na swą smukłą, chudą pierś, na żebra, które przez nią przebijały i obojczyk, wystający mocno spod skóry. Był obrzydliwy, nie rozumiał, co takiego ludzie w nim widzą. Poprawił włosy, miał zachwycić klientów występem. Wiedział jak. Potrafił magią zmieniać swoje stroje, doszedł do wniosku, że zatańczy, w różnych kostiumach. Podszedł do garderoby, by wybrać kreacje na wieczór.
Miał nadzieję, że Slink będzie zadowolony.
***
Aplauz, sala pełna sylwetek i oczu. Wszędzie były oczy, światła wycelowane w scenę i niego. Mówiono o nim, słyszał głos speakera, jednak nie był w stanie wyizolować słów z szumu. Wyszedł na środek, tuż obok zimnej, metalowej rury.
Ven Viperios miał na sobie czarne, eleganckie shorty, długie, szare zakolanówki. Elegancką, haftowaną marynarkę i krawat, a na dłoniach rękawiczki. Usłyszał pierwsze nuty muzyki, po czym zaczął.
Złapał zębami za skórzany materiał rękawiczki jednym ruchem dłoni. Sugestywnym krokiem podszedł nieco do przodu i wygiął się, wyciągając drugą rękę w kierunku publiczności. Jakaś młoda kobieta, nastolatka zrozumiała, co miał na myśli i powtórzyła to, co zrobił Ven. Rozległy się gwizdy i westchnienia. Viperios swym długim palcem przejechał po jej policzku, po czym znów cofnął się na scenę. Poluzował krawat, po czym go ściągnął. Chłopak zrobił dramatyczny obrót, trzymając go nad sobą, po czym jego strój się zmienił.
Tym razem Ven Viperios miał na sobie sznurowany gorset z fioletowymi wykończeniami i długie pończochy wraz z pasem. Genitalia zakrył przyległymi, wzorzystymi bokserkami.
Gwizdy, krzyki. Czas na akcję.
Podszedł do rury i złapał ją nieco ponad swoją głową. Odbij się od ziemi i owinął swe wątłe, szczupłe nogi wokół metalu, po czym z gracją wykonał jedną z figur - gemini, wywołując zachwyt u swoich fanów. Zjechał na sam dół rury, po czym zrobił szpagat,wygiął się w tył, jednocześnie zręcznym ruchem zrzucając z siebie gorset.
Jego nagą pierś zdobiły liczne srebrne i złote tatuaże Podniósł się, ponownie idąc w stronę publiki, po czym wyciągnął jedną ze swoich nóg w kierunku eleganckiego mężczyzny, przypominającego biznesmena. Klient chwycił pończochę zębami i ściągnął ją z nóg chłopaka, Ven Viperios uśmiechnął się lekko, po czym pstryknięciem palca przywołał butelkę whisky. Stopą rozchylił mężczyźnie usta po czym wylał na swoją nogę alkohol, który spływał w stronę mężczyzny. Publika szalała.
Ven czuł się brudny, nieczysty, jednakże wiedział, że dzięki temu Slink nie położy na nim łapy przez tydzień. Martwiła go tylko sprawa klientów vip, ci potrafili mieć naprawdę okropne upodobania.
Gdy wylał całą butelkę, pchnął mężczyznę stopą, po czym wrócił na scenę, by wykonać imponujący taniec brzucha.
W tym celu zmienił strój na czarny bedleh, zakrywający jego pierś oraz nogi, a odsłaniający szczupły, pokryty bliznami brzuch. Muzyka zmieniła tempo, słysząc odpowiednią melodię, Ven wzniósł ręce do góry by zacząć tańczyć. Odchylił głowę do tyłu.
Miał dosyć.
Bolało go całe ciało, przez ciągłe bicie i upokorzenia, ale wciąż był zmuszony, by wykonywać ciężkie akrobacje.
W końcu muzyka ustała. Światła zgasły, a Ven słyszał jedynie krzyki. Skandowali jego imię. Chcieli go, w tym najgorszym znaczeniu. Paru szczęśliwców spełni dziś swe marzenie. Wyrucha węża, sponiewiera go, pozbawi godności, zniszczy. Wiedział, co się stanie, gdy zejdzie ze sceny.
***
Siedział, ubrany w biały, piękny garnitur ze złotymi wzorami na łóżku, pokrytym czarną, aksamitną pościelą. Cały pokój utrzymany był w ciemnej kolorystyce, przez co chłopiec wyróżniał się na jego tle. Czterech, miał obsłużyć czterech.
Drzwi się otworzyły, a Ven postarał się przyjąć jak najbardziej sugestywną pozę. Chciał wyglądać na kogoś, kto naprawdę lubi swą pracę. Do pokoju weszła para. Enigmatyczna, oboje ubrani byli w stereotypowym stylu lat sześćdziesiątych. Bazyliszek uśmiechnął się i posłał im pocałunek.
— Żona na urodziny chciała wykupić twe usługi, jeśli nie będziesz mieć z tym problemu… To w trójkącie.
Po ciele Vena przeszedł dreszcz, jednakże utrzymał swą twarz i nie wypadł z roli. Położył się na brzuchu, uniósł i skrzyżował nogi.
— Ależ skądże… Proszę się nie krępować, jeśli mogę, jak się państwo nazywają.
Zwrócił się tu głównie do kobiety, była solenizantką, więc musiał ją odpowiednio zadowolić, by znów wróciła do klubu i zostawiła tu więcej pieniędzy.
— Ja nazywam się Steve, a moja żona to Dolores.
Dolores, ładne, pasujące do jej stylu.
— Pani Dolores, zechce pani mnie ukarać? — spytał Ven słodkim głosikiem, mimo że wewnątrz chciało mu się rzygać.
Uniósł się na swych ramionach. Kobieta podeszła do niego i wsunęła swe dłonie w długie, białe włosy chłopca. Nachyliła się, po czym nieśmiało złożyła pocałunek na ustach Vena. Niedoświadczona, skrępowana. Viperios rozsunął jej wargi swym długim językiem, po czym wprowadził go do ust kobiety. Uczono go, by przejmował inicjatywę, jeśli klient jest zbyt zmieszany.
Jedną rękę chwycił ją za kark, a drugą rozpiął suwak sukienki. Dolores wyprostowała się, pozwalając sukience opaść u jej stóp. Jej mąż, podał jej pasek. Kobieta wykrzywiła usta w nonszalancki sposób, to nie był dobry znak dla Vena. Pchnęła go na pościel, a jej mąż złapał go za szczupłe ręce i wygiął je w stronę ramy łóżka. Niedobrze. Oznaczało to jedno, BDSM. Steve przełożył pasek przez ramę i nadgarstki chłopca, po czym przeciągnął. Ven syknął z bólu, gdy został związany.
Kobieta usiadła na nim okrakiem. Miała na sobie czarną, koronkową bieliznę i długie pończochy. Ściągnęła krawat Vena i odłożyła go na bok, następnie zabrała się za rozpinanie koszuli.
Czuł się nagi, zagrożony, wiedział, że coś niedobrego się zaraz wydarzy. Mężczyzna wsunął mu palce do ust. Chłopak myślał, że zaraz się zrzyga. Steve owinął jego język wokół swoich palcy. W tym czasie jego żona zrywała z Vena ostatnie elementy ubioru. Następnie sięgnęła po paczkę papierosów.
Gdyby Viperios nie zażył kilku tabletek viagry przed tym wieczorem nic z seksu, by nie było. Nigdy jak dotąd nie odbył stosunku z osobą, która mu się podobała. Odwrócił głowę i zamknął oczy, nie podobało mu się to. Poczuł zimne dłonie kobiety na swoim penisie, a potem jej wilgotne, ciepłe usta i język. Jęknął. Specjalnie, nie robił tego, bo naprawdę czuł się dobrze, lecz dlatego, że tego wymagała rola. Mąż kobiety zsunął z siebie spodnie, po czym brutalnie złapał Vena za włosy i zmusił go do fellatio. Było to na tyle zaskakujące, że bazyliszek początkowo zakrztusił się, za co został brutalnie spacyfikowany przez Dolores, która przygniotła mu jądra obcasem. Krzyknąłby, gdyby nie chuj Steve’a, który wypełniał mu całe usta. Mężczyzna trzymał głowę bazyliszka i praktykował mocne fellatio. Ven ledwo powstrzymywał się przed zwymiotowaniem, dobrze, że nie jadł cały dzień.
W tym samym czasie kobieta gniotła jego jądra obcasem. Steve wyciągnął penisa z ust Vena, w tym samym momencie, Dolores zrzuciła z siebie bieliznę i podeszła do chłopca, który jeszcze łapał oddech, bo wymuszonym lodziku. Bolała go szczęka. Wysunął język, a kobieta złapała go za głowę i zbliżyła do swojej waginy.
Niepokojąco przypominało to jego pierwszy, traumatyczny stosunek, gdzie został zmuszony do miłości oralnej w podobny sposób. Przełknął ślinę, po czym wprowadził język wargi sromowe kobiety, która dmuchała w jego twarz dymem tytoniowym. Okropne uczucie, mimo to, Ven nie przerywał. Musiał to zrobić. Potrzebował pieniędzy, musiał zadowolić alfonsa.
Odnalazł wejście do pochwy Dolores i wsunął do środka język. Kobieta jęknęła i mocniej przyciągnęła chłopca do swojego łona, przez co jego nos wylądował jej włosach łonowych. Próbował wyrwać się z jej uścisku, jednakże jej mąż złapał go za wrażliwą grzechotkę i pociągnął mocno. Ven oderwał się od jej cipki i krzyknął. Wszystko tylko nie grzechotka, bolało, bolało, za bardzo. Został spoliczkowany, poczuł smak krwi na swoich wargach, ciekła mu z nosa.
— Jesteś taki piękna żmijko — powiedziała kobieta, siadając okrakiem nad penisem chłopca.
Ven odchylił głowę, gdy jego penis zanurzył się w ciepłym, lepiki wnętrzu kobiety. Czuł się brudny, gdy go ujeżdżała, bolały go jądra, które kobieta miażdżyła obcasem. Jak i ogon, masturbowany przez mężczyznę. Westchnął głośno, gdy mężczyzna poluzował pasek i uwolnił ręce chłopca. Dolores zeszła z niego.
— Weź mnie na misjonarza — poleciła kobieta.
Ven podświadomie czuł czym się to skończy, z jakiegoś powodu miał wrażenie, że stojący za nim mężczyzna chce doprowadzić do seksu analnego. Bazyliszek, mimo wszystko wykonał polecenie i ponownie włożył penisa do waginy kobiety. Nie czuł się komfortowo, wykonując wszystkie ruchy, cały czas starał się być czujny. Usłyszał odgłos splunięcia. Mężczyzna przejechał mu wilgotną ręką po pośladku. Chłopca przeszedł dreszcz, gdy tylko poczuł palce Steve’a na swoim odbycie. To nie mogło skończyć się dobrze.
Ven wciągnął powietrze, czując główkę penisa, przy swoim odbycie. Nie znosił analnego seksu, głównie dlatego, że był bottomem i zawsze był wykorzystywany w dość brutalny sposób. Nagle Viperios poczuł się słabiej i jęknął głośno, czując ból, gdy gruby penis Steve’a wsuwał się w jego odbyt. Zamknął oczy, nie mogąc zdzierżyć bólu oraz nieprzyjemnego uczucia, bycia w środku “kanapki”. Po chwili został spoliczkowany przez Dolores. Musiał wrócić do roli idealnej dziwki. Zaczął jęczeć wręcz przesadnie, gdy penis mężczyzny poruszał się w jego wnętrzu. Kobieta zgasiła papierosa na jego obojczyku. Chłopak syknął z bólu.
Tortura trwała jeszcze jakieś dziesięć minut, wówczas Steve wyciągnął penisa z Vena i zmusił go, by ten klęknął na ziemi, a potem spuścił się na twarz bazyliszka, który przymknął oczy, czując nieprzyjemną woń spermy, sam również był na skraju wytrysku. Wówczas Dolores wsunęła palce pod jego grzechotkę, przez, co chłopiec westchnął. Krople nasienia spadły na jego biały brzuch, kobieta zlizała je, po czym pocałowała chłopca, wypełniając jego usta własnym spełnieniem.
Ven czuł się zużyty, brudny. Chciał tak bardzo, by to wszystko się skończyło. Chciał umrzeć.
***
Jakiś czas później…
Ven Viperios wyjątkowo miał jeden wieczór wolny, przez co siedział w jednym z wielu barów grzesznej dzielnicy. Miał słabą głowę do alkoholu, przez co już czuł, że ma watę w głowie i nie ma dobrego kontaktu z rzeczywistością, mimo iż wypił jedno piwo. Nadgarstki i przedramiona chłopaka zdobiły jasne, drobne blizny, a on sam pochylał się nad kuflem zamroczony. Nie zauważył nawet, że dosiada się do niego jakaś kobieta, jedna z wielu prostytutek, próbujących utrzymać się w dzielnicy czerwonych latarnii.— Musisz bardzo cierpieć, co? Słyszałam, że za odpowiednią sumę można zrobić z tobą wszystko — powiedziała, zakładając nogę na nogę i lustrując chłopca.
Ven westchnął głośno, słysząc słowa prostytutki. Kolejna, która chciała zobaczyć, czy bazyliszek naprawdę się rucha, tak jak mówili. Czy naprawdę odda jej się w całości, czy pozwoli traktować się jak przedmiot.
— Nie stać cię na mnie — odparł nonszalancko, pociągając łyk alkoholu.
Zapaliła papierosa i zaciągnęła się nim.
— Nie chcę cię kupić, po prostu martwi mnie, że dziecko pracuje w takim miejscu. Powinieneś chodzić do szkoły, rozwijać się, uczyć, mieć życie po prostu, a nie dawać dupy w takim miejscu…
Trzasnął pięścią w stół i spojrzał na nią wściekle, oplótł ogon wokół jej szyi.
— Myślisz, że robię to, bo chcę, bo lubię wylizywać ludziom? Bo lubię mieć chuje w dupie? Bo lubię tańczyć?
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i wsunęła rękę w swoją pierś, po czym wyciągnęła malutką, pogiętą wizytówkę. Położyła ją tuż przed pijanym chłopakiem. Ten wziął ją w dłoń po czym uniósł do swych oczu.
— Nook of Wolves — przeczytał dość niewyraźnie. — Co to?
Prostytutka złapała go za ogon, a ten momentalnie rozluźnił uścisk.
— Miejsce, w którym nie będziesz zabawką, w którym będziesz mógł się uczyć i mieszkać. Wystarczy, że wejdziesz w grzybowy krąg lub znajdziesz portal. Gdy będziesz gotowy, odnajdź Akademię Nook of Wolves — poleciła, ponownie się zaciągając.
Chłopak wpatrywał się w wizytówkę w pewien sposób zdumiony jak i podekscytowany. Mógł uciec i rozpocząć nowe życie.
— Fairy whore mother? — szepnął sam do siebie i skierował wzrok na kobietę.
A raczej na miejsce, które zajmowała, bo ta, zniknęła, gdy tylko skierował swój wzrok na karteczkę.
Od momentu, w którym Ven Viperios dowiedział się o Nook of Wolves, a do jego ostatecznej ucieczki minęły dwa lata. Dwa lata poniżania, gwałtów i rosnącej z dnia na dzień przemocy, podczas której, bazyliszek wciąż walczył. Gdyby nie jego silna wola, z pewnością skończyłby martwy jeszcze przed szesnastymi urodzinami. Ostatecznie, Ven Viperios skończył tego wieczoru kompletnie pijany i ledwo dotarł do burdelu, w którym pomieszkiwał. Wziął mimo wszystko wizytówkę, którą od tej nocy, traktował jak skarb.
Ten to miał dopiero jebitnie ciężko w życiu. XD
OdpowiedzUsuńBiedne dziecko...
OdpowiedzUsuń