Wysłuchiwał po kolei odpowiedzi swoich towarzyszy, kiwając ze zrozumieniem głową i zdając sobie dobitnie sprawę, że ich wiedza w tej kwestii jest naprawdę mocno ograniczona. Westchnął cicho, opierając się bardziej o palmę za sobą, przy czym na moment zmrużył oczy, próbując zebrać myśli i być może wpaść na jakiś pomysł. Przeszkodziło mu w tym jednak burczenie w brzuchu, które tak jak na jakiś czas się uspokoiło, tak teraz znów postanowiło dać o sobie znać w dość donośny sposób. Niechętnie otworzył oczy i spojrzał na swój brzuch, na którym położył rękę, a chwilę po tym podniósł wzrok na Rowenę, która była w posiadaniu czegoś do jedzenia. Nie namyślając się długo, poprosił ją o trochę mięsa, a kiedy już je otrzymał zaczął je powoli przeżuwać, mając nadzieję, że choć trochę uspokoi to jego głodujący od rana żołądek.
Starając się ignorować, jak mało kusząco prezentował się jego obecnie jedyny posiłek, wrócił do rozmyślań, co powinni teraz zrobić. Mimo że myślał bardzo poważnie i próbował złączyć jakoś te nieliczne fakty, które ustalili, to nie szło mu to tak dobrze, jakby tego chciał. Mógł to zwalać na ten okropny upał, na niesatysfakcjonującą jego brzuszek ilość jedzenia czy po prostu na wciąż w jakimś stopniu utrzymujące się w jego głowie przejęcie po ich dzisiejszych przygodach, a równie dobrze problemem mógł być po prostu brak jakiegokolwiek dobrego pomysłu z jego strony, związany z jego kompletnym nieprzystosowaniem do tej sytuacji.
Kiedy wziął ostatni kęs otrzepał łapki, a następnie powoli się podniósł, tym razem nie krzywiąc się przy tym aż tak bardzo, po czym rozprostował skrzydełka. Właściwie sam nie wiedział, po co konkretnie wstał, jednak nie chciał chyba już siedzieć w jednym miejscu, nawet jeśli cień pod palmą był naprawdę przyjemną odmianą po długim marszu w pełnym słońcu. Nie zdążył wykonać nawet jednego kroku, kiedy dostrzegł kątem oka jakiś błysk. Bez większego zastanowienia podszedł w stronę, z której go dostrzegł, czyli niedaleko jakichś dwóch nie za dużych kamieni. Nieco zdziwiony przykucnął tam i niepewnie zerknął na szczelinę między kamieniami. Właśnie tam dostrzegł dość typowe na takie miejsce stworzonko, jednak wyglądające zupełnie inaczej niż to, jak zapamiętał je Sítheach z jakichś książek czy opowieści.
W końcu nigdy jakoś specjalnie nie słyszał o skorpionach wyglądających bardziej jak kryształowe figurki niż prawdziwe zwierzęta. Za to teraz widział takiego na własne oczy i prawdopodobnie gdyby nie to, że stworzonko się ruszało faktycznie pomyliłby je z jakąś figurką. Dopiero po chwili zauważył, że stworzonko zaklinowało się pomiędzy kamieniami i uparcie próbowało się stamtąd wyszarpać. Blondwłosy nie zastanawiał się nawet chwilki i kompletnie ignorując fakt, że zwierzę mogło stanowić dla niego niemałe zagrożenie, przysunął się bliżej, odzywając się cicho:
- Ojooooj, poczekaj chwilę - po czym starając się zrobić to jak najostrożniej uwolnił skorpiona z kamiennej pułapki. Uśmiechnął się delikatnie i mruknął cicho:
- Proooszę bardzo - zaczął przyglądać się małemu, błyszczącemu koledze, który bez najmniejszego problemu potruptał na małych odnóżach w stronę wróżki, by już po chwili wspiąć się po jego nodze na dłoń. I tak jak młody McEalair mógł czasem sprawiać wrażenie, że wystraszyłby się nawet własnego cienia, tak teraz, mając na swojej dłoni nieznane mu i być może niebezpieczne stworzenie uśmiechnął się z czymś na kształt rozczulenia, po czym ostrożnie pogłaskał je po główce jednym palcem.
Zwierzę po chwili zeszło z jego ręki, po czym potruptało całkiem szybko przed siebie, czyli w stronę, gdzie znajdowali się towarzysze blondwłosego. A jako że chłopak też skierował się w tamtą stronę, wyglądał trochę jakby podążał za odbijającym światło paru słońc stworzonkiem. Podczas tej krótkiej drogi wrócił do rozmyślań, co powinni zrobić albo gdzie się udać.
Starając się ignorować, jak mało kusząco prezentował się jego obecnie jedyny posiłek, wrócił do rozmyślań, co powinni teraz zrobić. Mimo że myślał bardzo poważnie i próbował złączyć jakoś te nieliczne fakty, które ustalili, to nie szło mu to tak dobrze, jakby tego chciał. Mógł to zwalać na ten okropny upał, na niesatysfakcjonującą jego brzuszek ilość jedzenia czy po prostu na wciąż w jakimś stopniu utrzymujące się w jego głowie przejęcie po ich dzisiejszych przygodach, a równie dobrze problemem mógł być po prostu brak jakiegokolwiek dobrego pomysłu z jego strony, związany z jego kompletnym nieprzystosowaniem do tej sytuacji.
Kiedy wziął ostatni kęs otrzepał łapki, a następnie powoli się podniósł, tym razem nie krzywiąc się przy tym aż tak bardzo, po czym rozprostował skrzydełka. Właściwie sam nie wiedział, po co konkretnie wstał, jednak nie chciał chyba już siedzieć w jednym miejscu, nawet jeśli cień pod palmą był naprawdę przyjemną odmianą po długim marszu w pełnym słońcu. Nie zdążył wykonać nawet jednego kroku, kiedy dostrzegł kątem oka jakiś błysk. Bez większego zastanowienia podszedł w stronę, z której go dostrzegł, czyli niedaleko jakichś dwóch nie za dużych kamieni. Nieco zdziwiony przykucnął tam i niepewnie zerknął na szczelinę między kamieniami. Właśnie tam dostrzegł dość typowe na takie miejsce stworzonko, jednak wyglądające zupełnie inaczej niż to, jak zapamiętał je Sítheach z jakichś książek czy opowieści.
W końcu nigdy jakoś specjalnie nie słyszał o skorpionach wyglądających bardziej jak kryształowe figurki niż prawdziwe zwierzęta. Za to teraz widział takiego na własne oczy i prawdopodobnie gdyby nie to, że stworzonko się ruszało faktycznie pomyliłby je z jakąś figurką. Dopiero po chwili zauważył, że stworzonko zaklinowało się pomiędzy kamieniami i uparcie próbowało się stamtąd wyszarpać. Blondwłosy nie zastanawiał się nawet chwilki i kompletnie ignorując fakt, że zwierzę mogło stanowić dla niego niemałe zagrożenie, przysunął się bliżej, odzywając się cicho:
- Ojooooj, poczekaj chwilę - po czym starając się zrobić to jak najostrożniej uwolnił skorpiona z kamiennej pułapki. Uśmiechnął się delikatnie i mruknął cicho:
- Proooszę bardzo - zaczął przyglądać się małemu, błyszczącemu koledze, który bez najmniejszego problemu potruptał na małych odnóżach w stronę wróżki, by już po chwili wspiąć się po jego nodze na dłoń. I tak jak młody McEalair mógł czasem sprawiać wrażenie, że wystraszyłby się nawet własnego cienia, tak teraz, mając na swojej dłoni nieznane mu i być może niebezpieczne stworzenie uśmiechnął się z czymś na kształt rozczulenia, po czym ostrożnie pogłaskał je po główce jednym palcem.
Zwierzę po chwili zeszło z jego ręki, po czym potruptało całkiem szybko przed siebie, czyli w stronę, gdzie znajdowali się towarzysze blondwłosego. A jako że chłopak też skierował się w tamtą stronę, wyglądał trochę jakby podążał za odbijającym światło paru słońc stworzonkiem. Podczas tej krótkiej drogi wrócił do rozmyślań, co powinni zrobić albo gdzie się udać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz