By
Tyna
|
18:55
|
Żaden z chłopaków nie powiedział Rowenie nic, czego sama nie wiedziała lub się nie domyślała. Wychodziło na to, że każde z nich dysponuje jedynie szczątkami jakichkolwiek przydatnych informacji. Przetarła twarz spoconymi dłońmi, po czym wsunęła do ust kawałek suszonego mięsa, który jeszcze kilka godzin wcześniej znalazła przy ciele zastrzelonego mężczyzny, jedynie krótko oznajmiając towarzyszom, że ma jeszcze trochę, jeśli chcą i się nie brzydzą.
– Nie ma tutaj innych – mruknęła. – Przynajmniej nie w okolicy.
Minęło już zdecydowanie wystarczająco dużo czasu, by dziewczyna zdążyła przywyknąć do przytłaczającej wręcz ilości nowych, nieznanych jej zapachów, które mieszały się ze sobą w dość nieoczekiwany sposób. Nie znaczyło to jednak, że nie miała problemu ze zlokalizowaniem ich. Nigdy nie miała okazji przyzwyczaić się do pracy w takich warunkach, więc ogarnięcie się zajmowało jej zdecydowanie dłużej niż powinno. Co prawda, była to tylko kwestia czasu, zanim Rowena znowu zacznie pracować na pełnych obrotach, ale trudno stwierdzić, ile jeszcze potrzebowała.
Tymczasem ogromne słońca widniejące na sklepieniu nie sprawiały wrażenia, jakby miały kiedykolwiek zajść. Jedynie obracały się na planie koła, cały czas w tym samym punkcie na niebie, nadal ułożone w ośmiokąt.
Gdy dziewczyna przeżuwała już ostatni kęs swojego marnego posiłku, podeszła do wody. Nachyliła się, a chwilę później przejrzała w swoim odbiciu – tak jakby to miałoby dodać jej trochę otuchy i zacząć napawać optymizmem w tej całej sytuacji – po czym nabrała wody w dłonie i przemyła swoją wyraźnie zaczerwienioną, zakurzoną twarz, będąc przekonana, że już niedługo znowu zaczną swój niekończący się marsz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz