Delikatnie skinął głową, kiedy dziewczyna wysypała sobie na dłoń trochę złota, nawet jeśli sam metal mało go interesował. Przyglądał się Rowenie wąchającej poszczególne proszki i zapewne zdziwiłoby go to, gdyby nie fakt, że zdążył zauważyć, że ma ona to już w zwyczaju. Nie obchodziło go zbytnio czy jest to przez nieznaną mu rasę dziewczyny, czy po prostu robi tak z przyzwyczajenia, ale chłopakowi niezbyt to przeszkadzało i nigdy jej tego nie wytykał, a nawet nie pytał.
Słysząc te propozycję rzuconą w stronę wróżki lekko uniósł brwi, w zasadzie nie będąc tymi słowami ani zdziwiony, ani rozbawiony. To nie tak, że chciał je zignorować, ale nawet sam nie był pewien, co powinien w tym momencie poczuć. Zerknął więc tylko w stronę Sítheacha, żeby w razie czego spróbować pomóc mu przestać się krztusić wodą. W zasadzie sam nie wiedział też, kiedy jego poręczny scyzoryk zaczął mu manewrować pomiędzy palcami, kiedy wysłuchiwał ich słów.
– Wiem o nim tylko tyle, że był, a potem zniknął – mruknął jedynie, patrząc jak ostrze odbija promienie słońc. – Jeśli pojawiają się losowo, to słabo – uznał, delikatnie wzruszając ramionami. – Ale jeśli któryś z tych facetów go otworzył, to jacyś inni może też potrafią – rzucił po chwili, patrząc najpierw na twarz dziewczyny, a potem Sítha. – O ile jest ich więcej – westchnął, trochę zsuwając się plecami po szorstkiej powierzchni palmy, przez co bluza nieco mu się podwinęła, a drzewo nieco podrapało go w skórę. Chłopak jednak najwyraźniej uznał to za drobiazg, bo ani trochę się tym nie przejął. Zdecydowanie bardziej zależało mu na ewentualnych przemyśleniach jego towarzyszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz