Atea zasypiała z myślą, że trafiła jej się naprawdę sympatyczna i być może ciekawa współlokatorka. Co prawda jak na razie nie miały zbyt wielu okazji do rozmowy, ale jako, że dzieliły pokój to jeszcze niejedna możliwość się przed nimi otworzy. Odpłynęła więc zadowolona, jednak to nie trwało długo. Jej sen w pewnym momencie zaczął wzbudzać u niej ogromny niepokój. Nie działo się w nim nic złego, ale czuła, że miała wzmożoną czujność. Można by było pomyśleć, że ją to przygotuje na to, co nastąpi dalej, ale nic bardziej mylnego. Pierwszy wystrzał z broni, który dotarł do jej uszu wyrwał ją ze snu niemal natychmiast. Wilczyca nawet nie patrzyła gdzie była, nie rozglądała się dookoła tylko wyskoczyła przez okno. Serce zakołatało jej w piersi kiedy bosymi stopami dotknęła ziemi.
- Atea, nie poddawaj
się! – Kai pędził tuż obok niej. Mimo, że mógł ją wyprzedzić i szybciej uniknąć
zagrożenia, nie odstępował jej nawet na krok, motywował do ruchu. Był półmrok,
noc dopiero się kończyła, a jako ludzie nie mieli wyostrzonych zmysłów, nie w
takiej sytuacji. Panika obejmowała ciało kobiety, kiedy mijali kolejne metry
obcej ziemi, próbując umknąć zagrożeniu. Ciało pokryte ranami i potem nie było
w najlepszym stanie.
- Nie dam rady! - łzy
cisnęły się Atei do oczu. Czuła jak przerażenie obejmuje całe jej ciało,
narastając od podbrzusza. Nie można było tego nawet pomylić z ekscytacją, którą
zazwyczaj czuła, biegając po lesie. W tym momencie nie była wolna, zawzięcie
powstrzymywała przemianę, której instynktownie chciała się poddać, wiedząc że
to ich mocno spowolni. Przemiana trwała chwilę, a w trakcie paniki sprawiała
jeszcze większy ból. Nie byłaby w stanie powstrzymać wrzasków spowodowanych
trzaskaniem kości i zmienianiem ich kształtu.
- Dasz radę! Musisz!
Wizja się nagle rozmyła, pozwalając jej na moment odzyskać świadomość. Tylko po to, żeby po raz kolejny powtórzyć samej sobie „To była moja wina…”, kiedy dalej biegła lasem. Nawet nie wiedziała, gdzie miała dotrzeć, poruszając się tak na oślep. Ledwo dostrzegała, że mijane gałęzie pozostawiają miejscami rozdarcia na jej skórze. Ten ból był nieistotny.
Oczy już ją szczypały,
a krew spływała z kącików warg, w które wbijały się powoli wyrastające na
miejsce zwykłych zębów, kły wilka. Dłonie wcale nie wyglądały lepiej, kiedy
pazury przebijały skórę. Atea zaciskała pięści tyle ile mogła, żeby powstrzymać
dalszy rozwój przemiany, ale tym sposobem tylko bardziej się okaleczała. Czuła,
jak nogi przestają się jej tak swobodnie słuchać, ale biegła dalej. Starała się
najbardziej jak umiała.
Oparła się nagle o drzewo z przyspieszonym oddechem. Była skulona, trzymając jedną dłoń na pniu, a drugą zaciskając w pięści. Pazury ponownie przebijały jej skórę, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Miała ochotę wymiotować przez powstrzymywanie samej siebie, a nad oddechem w ogóle nie panowała. Dusiła się, co było widać, kiedy zacisnęła w ręce materiał bluzki od piżamy na klatce piersiowej.
- Nie, zginiecie, nie możesz… - mówiła do samej siebie, żyjąc w wizji, którą do niej złośliwie zsyłał los. Walczyła sama ze sobą, z własnym instynktem, pragnieniem…
Nie znała lasu, w
którym biegła. Nie wiedziała, gdzie skręcać, ani czego się spodziewać po
trasie. Nie przewidziała, że korzeń jednego drzewa będzie wystawał spod ziemi i
jej noga o niego zahaczy. Coś złapało ją nagle za stopę i runęła na ziemię,
nagle za bardzo się rozluźniając. Chwilę później dało się słyszeć głośny wrzask
bólu, kiedy Atea zaczęła zmieniać się w wilka. Kai zawrócił do niej kilka
sekund później, to był ostatni raz, kiedy stanął w jej obronie…
- To była moja wina, moja wina… - powtarzała załzawiona wilczyca, stojąc przy drzewie, w którego pień zaczynała wbijać pazury. Szczęki mocno zaciskała na wargach, przebijając je do krwi, ale nie chcąc po raz kolejny sprowadzić koszmaru przez brak opanowania. Próbowała łapać oddech, chociaż dusiła się z każdą chwilą coraz bardziej.
Musiała. Być. Uparta.
Nawet jeśli zagubiona w obcym lesie i we własnych wspomnieniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz