Kolejny dzień kończył się szybciej niż zdążył się zacząć. Przynajmniej tak wydawało się chłopakowi, który wałęsał się po murach szkoły już od kilkunastu... A raczej kilkuset lat. Killian Varney rzadko ujawniał się oczom ciekawskich uczniów, jednak miał to do siebie, że raz na jakiś czas zapragnął uwagi. Ostatnio napotkał na swojej drodze pewnego mężczyznę i rudowłosą panienkę, która miała niezwykły okaz smoczego jaja. Odkąd pamiętał, a raczej za życia, próbował zdobyć smocze jajo.
Cóż musiał przyznać, że trochę go wtedy poniosło, a jego wychowanie legło w gruzach. Nie do końca panował nad tym. Nad swoim zachowaniem, humorem, a nawet formą w jakiej się ukazywał.
Przystanął przy jednym z obrazów w opuszczonym skrzydle akademii i uniósł swoje jasne ślepia na akrylowe dzieło w złotej ramie. Dokładnie było wydać posuwiste ruchy pędzla, jakimi pracował malarz. Przedstawiał krajobraz pięknej wsi z małym domkiem, górami, strumykiem. Ta chwila rozmyślania nad ciepłymi brawami letniego widoku uspokoiła ducha. Wręcz rozleniwiony ruchem przeszedł przez ścianę dokładnie już wiedząc gdzie mógł sobie pozwolić na takie skracanie drogi.
Jak na wieczorną porę uczniów było wielu na korytarzach. W dodatku obok niego przebiegł jakiś ciemno szary lis! Najwidoczniej go nie zauważył, a Killiana przeszedł dreszcz gdy ta mała istotka przebiegła przez jego nogi. Cóż za niewychowane zwierzę. Wznowił swój spacer myśląc czy w stołówce jeszcze dostałby kawę. Właściwie mógł zajrzeć do którejś z kuchni czy to w męskim skrzydle, czy damskim. Może skusiłby się na cappuccino...
A to co? Jego spokojny spacer znaną mu trasą zepsuło stanowisko, a raczej stolik z dużym plakatem. Podszedł eleganckim krokiem do niego i przeanalizował czemu to coś stało na jego drodze.
Jakąś zabawę uczniowie zorganizowali. Randki w ciemno? Cóż to było? Nie do końca Killian rozumiał o co chodziło w tym, ale coś go podkusiło do zabrania ze stolika długopisu między blade palce. Dawno nie podpisywał się... Killian Varney. Nawet nie było tragedii. Jego podpis był dalej elegancki, pełen zawijasów.
Odłożył długopis i przyjrzał się jeszcze raz liście. Ciekawe... Drgnął, gdy wyczuł na sobie wzrok. Stał się znów widzialny? Rozejrzał się dyskretnie i zauważył siedząca, a raczej kucającą na podłodze blondynkę. Nie mając nic innego do roboty, a uznając, że zostawienie dziewczyny bez słowa będzie niegrzeczne ruszył w jej stronę.
— Co tak na podłodze panienka siedzi? — spytał poprawiając swoją kamizelkę, w której miał zegarek... Cóż niestety już nie działający.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz