Przez krótką chwilę ciemne oczy dziewczyny skrupulatnie — i może nawet trochę natarczywie — skanowały Jérôme'a, doglądając łagodniejących zmian, które powoli rozkwitały na jego twarzy. Musiała przyznać, że teraz, kiedy poznali się trochę bliżej, wyglądał sympatyczniej, niż kiedy wszedł do przedziału ze śmiertelnie poważną miną i surowo ściągniętymi brwiami.
— Ale to chyba dobrze, prawda? — zagaiła, wsuwając dłonie do kieszeni. — Sam wiesz, być wolnym. Nie przejmować się nikim ani niczym. Żyć tylko dla siebie. To nie może być takie złe — westchnęła i posłała mu ciepły, choć nieszczególnie duży uśmiech.
— Dobę, ale całe szczęście stąd już niedaleko do Flyšii — przeciągnęła się z cichym chrzęstem kości. — Wybrałeś już klasę?
Kiedy więc Kára dostrzegła, że jego usta ułożyły się w kąśliwy uśmiech, w którym — przynajmniej dla niej — nie było niczego złośliwego, zaśmiała się łagodnie stwierdzając, że w cokolwiek w tamtym momencie próbował zagrać Jérôme, z całą pewnością mu się odwdzięczy.
W przedziale na chwilę zrobiło się cicho, a sama Kára wsłuchiwała się w ociężały łoskot pociągu sunącego przez zaśnieżały las, oraz w silne pogwizdy wiatru szumiącego gdzieś między drzewami.
Odruchowo, choć wcale nie było jej zimno, trochę bardziej opatuliła się czarną bluzą.
— Sama nie wiem — wypaliła niewinnie, nie siląc się nawet na żadne kłamstwo.
I może nie była to całkowita prawda, to jednak w całym labiryncie kłamstw, które Kára próbowała uwić przed znajomym-nieznajomym (chociaż najbardziej to chyba przed samą sobą), było to jedno z najszczerszych zdań, które wypowiedziała w czacie swojej podróży.
Ostatecznie nie miała pojęcia, po co właściwie jedzie do tej akademii. Skrycie liczyła, na jakiej urozmaicenie, może nowe przyjaźnie, czy przygody, chociaż nie miała większych złudzeń.
Zanim podjęła decyzję, liczyła się z rozczarowaniem.
— Ale ... — mówiła dalej, a jej ciemne oczy, w których mieniło się pomarańczowe światło bladej żarówki, błądziły po serdecznej twarzy chłopaka, aż w końcu sama Kára nieśmiało odwróciła wzrok, zaciskając dłoń na swoim rękawie.
— Wiesz, Jérôme... — mówiła dalej, a na jej ustach wymalował się psotny uśmiech. — Zaczyna mi się podobać ta decyzja — mruknęła, subtelnie zerkając w stronę chłopaka i delikatnie przygryzając dolną wargę, między wierszami zostawiając niewyraźnie figlarne echo, które z całą mocą sugerowało, że to on w tym wszystkim podobał się jej najbardziej.
A później, kiedy rozmowa spoważniała, Kára spuściła wzrok, skrobiąc trochę starty wzór run na swojej bluzie.
„Znikąd” — słysząc to, uśmiechnęła się trochę posępnie i spojrzała na kolegę z pełnią wyrozumiałości.
Utykając wzrok w przymarzniętej szybkie, szybko zdała sobie sprawę, że nie powinna pytać o nic więcej, mimo że szereg niekontrolowanych pytań cisnął się jej na język. Wyglądało na to, że pomimo różnic w ich osobowości, których nie trzeba było nawet szukać, bo były widoczne gołym okiem, chociaż w jednej kwestii byli podobni.
Odkąd Asgard stał się tylko bladym wspomnieniem, sama w jakimś sensie pochodziła znikąd.
I tylko czasem, kiedy w nocy nie potrafiła zasnąć, gdzieś przed oczami majaczyły jej obrazy niezwyciężonego miasta, zielonej równiny Idawalli i mieniącego się mostu Bifröst, tylko po to, żeby przypomnieć, że nie zobaczy tego wszystkiego już nigdy.
I chociaż Jérôme nie powiedział zbyt wiele, Forsvarer miała wrażenie, że jeszcze nigdy nikogo nie zrozumiała tak bardzo, jak tego przypadkowego chłopaka z pociągu.Utykając wzrok w przymarzniętej szybkie, szybko zdała sobie sprawę, że nie powinna pytać o nic więcej, mimo że szereg niekontrolowanych pytań cisnął się jej na język. Wyglądało na to, że pomimo różnic w ich osobowości, których nie trzeba było nawet szukać, bo były widoczne gołym okiem, chociaż w jednej kwestii byli podobni.
Odkąd Asgard stał się tylko bladym wspomnieniem, sama w jakimś sensie pochodziła znikąd.
I tylko czasem, kiedy w nocy nie potrafiła zasnąć, gdzieś przed oczami majaczyły jej obrazy niezwyciężonego miasta, zielonej równiny Idawalli i mieniącego się mostu Bifröst, tylko po to, żeby przypomnieć, że nie zobaczy tego wszystkiego już nigdy.
— Ale to chyba dobrze, prawda? — zagaiła, wsuwając dłonie do kieszeni. — Sam wiesz, być wolnym. Nie przejmować się nikim ani niczym. Żyć tylko dla siebie. To nie może być takie złe — westchnęła i posłała mu ciepły, choć nieszczególnie duży uśmiech.
— Dobę, ale całe szczęście stąd już niedaleko do Flyšii — przeciągnęła się z cichym chrzęstem kości. — Wybrałeś już klasę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz