Kára ściągnęła brwi i przez chwilę wpatrywała się w zagadkowo-poważną twarz chłopaka, ze skupieniem niezdradzającym żadnych przesadnych emocji.
"Człowiek" — pomyślała niemrawo, podkulając nogi pod siebie, by nerwowo podrapać się w kostkę przez materiał pszczelich skarpetek w żółto-czarne paski.
Rzadko widziało się ludzi w jakimkolwiek innym wymiarze, niż ich własny; ten ziemski. Sama Kára nie przepadała za ludźmi; ze wszystkich znanych jej gatunków, akurat ten wydawał się być chyba najsłabszy i tak śmiertelny, że w pewien sposób ją to przerażało. I spośród wszystkich pytań, które kłębiły się gdzieś w jej głowie, najbardziej zastanawiała się jak właściwie mężczyzna znalazł portal do Enossi. Z tego co wiedziała — a trochę tułała się po światach — znalezienie przejścia nie było łatwe. A już szczególnie dla ludzi, którzy rzadko wierzyli w istnienie czegokolwiek innego, niż oni sami.
Młodzieniec co prawda wyglądał o wiele sympatyczniej, niż większość ludzi, których Kára kiedykolwiek spotkała, ale w pewnym sensie ją zaniepokoił. Może na jej twarzy nie malował się blady strach i właściwie na próżno było szukać tam czegokolwiek innego niż nieznacznego uśmiechu, ale faktycznie nie wzbudził jej zaufania.
Kiedy była jeszcze w Tarhan, w miasteczku położonym przy samej granicy Enossi, mówiono, że ostatnimi czasy ludzie masowo przełamują portale, żeby napadać na niewinne stworzenia, a potem — jak sądzono — sprzedawać je gdzieś na czarnym rynku za zawrotne sumy.
Po prostu chciała go mieć na oku; na wszelki wypadek, gdyby coś przyszło mu do głowy.
Oczywiście, z tej rozsądnej strony (której niewiele w niej zostało), brała również pod uwagę, że mógł po prostu skłamać, nie chcąc wyjawiać swojej rasy. Kára też nie chwaliła się swoim pochodzeniem; odkąd cudem uciekła z Niflheim, a potem dowiedziała się, z ogólnych plotek, że wszystkie Walkirie, za sprawą destrukcyjnego gniewu Odyna zostały zabite, stwierdziła, że nigdy nikomu nie wspomni o swoim pochodzeniu. Nie chciała, żeby ktokolwiek z Asgardu dowiedział się, że Forsvarer wciąż żyje, bo wtedy z pewnością żyć by przestała.
Zatarła po sobie wszystkie ślady, zawsze nosiła długi rękaw, żeby nie pokazywać znamiona Walkirii, żyła z dnia na dzień bez żadnych przywiązań, zupełnie sama i w zasadzie tak było dobrze.
— Nie dąsaj się — rozchmurzyła się, trącając jego łydkę swoją pasiastą skarpetką z figlarnym, trochę przepraszającym uśmiechem. — Ja też jestem człowiekiem — dodała, wykorzystując pokątnie fakt, że wyglądała całkiem pospolicie. Może nie była to przemyślana wymówka i nie do końca wiedziała, czy dobrze robi, bo nie znała przecież kultury ludzi, ale wydawało się jej to najwygodniejsze, nawet jeśli chłopak nie pytał.
— Tak, jestem z — zamilkła na chwilę, próbując przypomnieć sobie nazwy krajów nordyckich.
— Nordegii — odparła w końcu, obserwując jak jej rozmówca powoli łagodnieje, rysując zupełnie inny, trochę serdeczniejszy i absolutnie powalający wyraz swojej twarzy.
— Jérôme — powtórzyła, trochę nieporadnie i najpewniej niepoprawnie.
I nim zdążyła pomyśleć, że dla mieszkańców Ziemii powinno być to oczywiste, odchrząknęła i zapytała:
— A ty skąd jesteś, Jérôme?
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz