Kára nie mogłaby zliczyć ile światów już zwiedziła, ale ze wszystkich dookoła, akurat w tym planowała zostać na trochę dłużej. To nie tak, że był najciekawszy, bo w gruncie rzeczy wydawał się całkiem nudny; po prostu kiedy była jeszcze w Notharn, w wymiarze, położonym przy granicy Enossi, ktoś — a o ile dobrze pamiętała jakiś Cyklop — napomknął o Akademii dla istot nadnaturalnych. A potem, nie zdradzając więcej szczegółów, pociągnął łyk piwa z przybrudzonego kufla i niedługo później zasnął w kącie karczmy.
I, mając tylko ten nic nieznaczący strzępek informacji, zadecydowała się spróbować. Bo chociaż nie czuła szczególnej chęci, czy przynajmniej potrzeby nauki, długowieczność po wygnaniu z Asgardu była po prostu nudna.
Jednak im dłużej ociężały i stary pociąg toczył się po zamarzniętych szynach, tym bardziej Kára żałowała swojej decyzji.
I, mając tylko ten nic nieznaczący strzępek informacji, zadecydowała się spróbować. Bo chociaż nie czuła szczególnej chęci, czy przynajmniej potrzeby nauki, długowieczność po wygnaniu z Asgardu była po prostu nudna.
Jednak im dłużej ociężały i stary pociąg toczył się po zamarzniętych szynach, tym bardziej Kára żałowała swojej decyzji.
W całym wagonie unosił się przytłaczająco-słodki zapach damskich perfum, wymieszanych z wodą kolońską i zawrotną ilością potu pasażerów, którzy wchodzili i wychodzili z przedziału numer 14.
W czasie swojej żmudnej, choć pełnej nadziei podróży, Forsvarer niechętnie poznała tuzin osób: stare wiedźmy-bliźniaczki, które pachniały naftaliną i które przez kilka godzin, aż do Oswarril, zanudzały dziewczynę opowieściami ze swoich ,,młodzieńczych lat"; poznała też rodzinę uroczych wilkołaków, która nie tylko pachniała mokrym psem, ale także stękała do księżyca, kiedy tylko ten wychylił się zza zimowych chmur i, co chyba było najgorsze, spotkała też czwórkę mężczyzn, którzy po prostu nie wiedzieli czym był prysznic i dezodorant.
W czasie swojej żmudnej, choć pełnej nadziei podróży, Forsvarer niechętnie poznała tuzin osób: stare wiedźmy-bliźniaczki, które pachniały naftaliną i które przez kilka godzin, aż do Oswarril, zanudzały dziewczynę opowieściami ze swoich ,,młodzieńczych lat"; poznała też rodzinę uroczych wilkołaków, która nie tylko pachniała mokrym psem, ale także stękała do księżyca, kiedy tylko ten wychylił się zza zimowych chmur i, co chyba było najgorsze, spotkała też czwórkę mężczyzn, którzy po prostu nie wiedzieli czym był prysznic i dezodorant.
I chociaż swąd tych wszystkich ciał powoli przestawał jej przeszkadzać, ucieszyła się, kiedy wszyscy wyszli, a nocny pociąg, który z hałasem młota pneumatycznego sunął po zamarzniętych torach, w końcu gwarantował wyczekiwany spokój.
Wtulając się w oparcie swojego fotela, zdrzemnęła się aż do stacji Miscott i dopiero tam, zbudzona komunikatem zmęczonego konduktora, rozciągnęła swoje zdrętwiałe kości i z ciekawością dwulatka obserwowała chłopaka, który akurat zajmował miejsce naprzeciwko niej.
,,Przystojny" — pomyślała, w jednej chwili żałując, że przez wielogodzinną podróż wyglądała gorzej niż siedem nieszczęść. I może brak makijażu dało się jeszcze jakoś przeżyć, to podkrążone ze zmęczenia oczy, niesforny, rozsypujący się kok byle jak upleciony z trochę przetłuszczonych włosów i upaćkane truskawkowym kefirem dresy nie mogły być niczym usprawiedliwione.
Forsvarer sięgnęła dłonią do panelu nad swoją głową i zapaliła blade światło w mętnym przedziale, by udogodnić mężczyźnie czytanie książki.
Chociaż, kiedy po dłuższej analizie stwierdziła, że są w podobnym wieku, nie wytrzymała w ciszy zbyt długo. Zwłaszcza że coraz bardziej zaczęło intrygować ją to srebro na jego twarzy.
— Cześć — uśmiechnęła się zmęczona, nie myśląc nawet o tym, że mogła mu przeszkadzać.
— Dokąd jedziesz?
Wtulając się w oparcie swojego fotela, zdrzemnęła się aż do stacji Miscott i dopiero tam, zbudzona komunikatem zmęczonego konduktora, rozciągnęła swoje zdrętwiałe kości i z ciekawością dwulatka obserwowała chłopaka, który akurat zajmował miejsce naprzeciwko niej.
,,Przystojny" — pomyślała, w jednej chwili żałując, że przez wielogodzinną podróż wyglądała gorzej niż siedem nieszczęść. I może brak makijażu dało się jeszcze jakoś przeżyć, to podkrążone ze zmęczenia oczy, niesforny, rozsypujący się kok byle jak upleciony z trochę przetłuszczonych włosów i upaćkane truskawkowym kefirem dresy nie mogły być niczym usprawiedliwione.
Forsvarer sięgnęła dłonią do panelu nad swoją głową i zapaliła blade światło w mętnym przedziale, by udogodnić mężczyźnie czytanie książki.
Chociaż, kiedy po dłuższej analizie stwierdziła, że są w podobnym wieku, nie wytrzymała w ciszy zbyt długo. Zwłaszcza że coraz bardziej zaczęło intrygować ją to srebro na jego twarzy.
— Cześć — uśmiechnęła się zmęczona, nie myśląc nawet o tym, że mogła mu przeszkadzać.
— Dokąd jedziesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz