Serce jej stanęło.
W jakiś sposób ten spokojny ton głosu i ruch sprawiły, że dziewczyna poczuła się trochę… za bardzo wystawiona na jego działania, na niego. Poczuła się trochę jak w pułapce, z której mogła wyjść jedynie według jego zasad, albo w ogóle. Intensywny zapach, który od niego bił, uderzył ją z każdej strony, jak macki, próbujące wciągnąć ją w swoje środowisko. Atea przełknęła ślinę, wciąż jednak wbijając w niego tak samo pewne spojrzenie jak przed chwilą. Drapieżnik. Przeszło jej przez myśli, kiedy stała, słuchając tego, co do niej mówił. Jak źle o niej świadczyło to, że w jakiś sposób pragnęła się z tym zmierzyć, nawet jeśli mogła przez to ponieść katastrofalne konsekwencje?
- Źle mnie pan zro… - zaczęła, ale nie była w stanie dokończyć, kiedy jego dłonie niebezpiecznie zbliżyły się do jej szyi. W pierwszej chwili myślała, że stanowił dla niej zagrożenie, ale w następnej jej tętno przyspieszyło. Dostała palpitacji serca, chcąc spuścić wzrok na dłonie, poprawiające kołnierzyk, ale nie będąc w stanie tego zrobić. Coś w jego spojrzeniu tak ją wciągnęło, że nie mogła przestać się wpatrywać w te przenikliwe, zielone oczy. Na kły Lykaona, to spojrzenie potrafiło zniewolić. Bardzo łatwo dała się w to wciągnąć, przełykając ślinę po raz kolejny. Nie było to łatwe, miała wrażenie, że w jej gardle tkwiła jakaś gula. Stała nieruchomo, jak posąg, ale jednocześnie pewnie. Jej kolana nie drżały, a umysł nie kazał uciekać. Wręcz przeciwnie. To się jej spodobało, ale jednocześnie dawało poczucie, że nie mogła mu na to pozwalać. To w jej naturze było zaginać innych, a nie na odwrót. W jednej chwili ze stanu bliskiego lęku, zrodziła się w niej determinacja. Chciała mu pokazać, że dwa różne spojrzenia na świat wcale nie wykluczały zadowolenia osób, które stały wyżej niego. Poczuła wolę życia i ogromną ekscytację, ale nadal… ten mężczyzna zrobił na niej ogromne wrażenie i potrzebowała chwili, żeby do siebie dojść. Chwili spędzonej na wpatrywaniu się w jego oczy. Czuła masę emocji, chaotycznie krążących po jej ciele, jakby chciały wybuchnąć.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy nadal ich spojrzenia się spotykały. Zwłaszcza, kiedy Aldert zażartował. Nie powiedziała jednak niczego, bo obawiała się, że jej głos w tym momencie byłby słaby i by drżał. Po prostu w milczeniu przyglądała się jego oczom, dopóki tego nie przerwał i nie ruszył pierwszy. Kiedy się od niej oddalił, nagła intensywność jego bliskości zniknęła, a ona wydostała się z pułapki.
- Ja pierdolę… - rzuciła do samej siebie szeptem, z ulgą kładąc rękę na klatce piersiowej, która właśnie w tej chwili opadała w głębokim oddechu. Nagle zrobiło jej się zimno, a dreszcze wstrząsnęły ciałem. I właśnie w tej chwili przypomniała sobie, że przecież był wilkiem i szybko odchrząknęła. - Znaczy... ekhem... - próbowała nad sobą jakoś zapanować, ale wciąż czuła efekty jego słów i działań. Nerwowo sama poprawiała kołnierzyk, którym chwilę wcześniej zajmował się młodzieniec. - To brzmi... smutno - Z nieznacznym opóźnieniem obróciła się na pięcie i za nim podążyła, zerkając na niego kątem oka. Na usta cisnęło się jej wiele słów, ale żadnego nie była w stanie powiedzieć. No dalej, dziewczyno, wyrzuć to z siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz