By
Tyna
|
15:55
|
To, jak bardzo zagracona i zakurzona była sala lekcyjna, do której weszli, wywołało w nim ogromny niesmak. Nie skrzywił się jednak, a jedynie zamknął za sobą drzwi, rozglądając się po pomieszczeniu z ciekawością, próbując zrozumieć, po co ktokolwiek mógłby chcieć spędzić tutaj czas i na co komu było potrzebne to miejsce.
W tamtej chwili Aldert zwrócił największą uwagę na ogromną tablicę kredową, na której zapisano multum różnych znaków nieznanego pochodzenia. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mężczyzna jeszcze nigdy wcześniej nie spotkał się z podobnymi zapisami. To, że nie wiedział, co zostało zapisane na tablicy, nie potrafił tego przetłumaczyć, ani nawet przeczytać, wywołało w nim ogromną konsternację pomieszaną z irytacją, może nawet lekką złością. Patrzył na znaki zapisane białą kredą, próbując znaleźć w nich chociaż jakiś punkt zaczepienia, który pomógłby sprawić, że poczuje się nieco lepiej, bo jednak okaże się, że nie jest aż tak niedoinformowany, lecz jego próby spełzły na niczym.
Obiecał sobie, że nadrobi zaległości. Tym bardziej, że był przecież nauczycielem języków i chociaż tajemnicze zapiski wykraczały poza materiał, który miał wykładać uczniom, czuł obowiązek, by wiedzieć w tym zakresie jeszcze więcej.
Podszedł do tablicy, nadal nie tracąc twarzy, po czym przesunął opuszkiem palca wskazującego po białej kredzie. Spojrzał na swoją dłoń, potem na zapiski, ze zdziwieniem stwierdzając, że na jego skórze nie został ani jeden biały ślad, a znaki nawet się nie rozmazały. Zainteresowało go to na tyle, że powtórzył swoją czynność jeszcze kilkukrotnie, nim ostatecznie stwierdził, że jego próby naprawdę są bezcelowe.
Odwrócił głowę w stronę Cristabel, gdy usłyszał szelest, a potem jej głos pomieszany ze słowami chłopaka-ducha, który igrał sobie z nimi już zdecydowanie zbyt wiele godzin. Przyjrzał mu się bardzo uważnie, uznając jego dziecinne zagrywki i równie głupie flirty za poniżej wszelkiej krytyki. Czuł nawet niewielkie, sumiennie ukryte zażenowanie, które narastało za każdym razem, gdy rzucał do uczennicy kolejny tego typu tekst. Irytowało go też to, że chłopak przez dłuższą chwilę nawet nie zwracał na niego uwagi, zapewne umyślnie go ignorując, a gdy w końcu na niego spojrzał, Aldert spiorunował go spojrzeniem godnym własnego ojca.
– Radzę ci, chłopcze, zachować się przyzwoicie i oddać Cristabel jej własność – oznajmił poważnym tonem.
Duch kolejny raz zachichotał, zbliżając się nieco bardziej do mężczyzny. Odważnie i niezwykle przenikliwie patrzył mu w oczy, nadal uśmiechając się w ten specyficzny sposób. Aldert tymczasem nadal pozostawał niewzruszony.
– A co mi zrobisz?
Patrzyli na siebie jeszcze przez krótką chwilę, dopóki chłopak nie odwrócił głowy w stronę okna. Zaczynało już świtać, a nieśmiałe promienie porannego słońca przeciskały się przez długie, ciężkie zasłony. Dopiero teraz było można dokładnie zobaczyć, jak zaniedbane było to miejsce, a wszystkie meble już dawno pokryły się grubą warstwą kurzu. Wydawało się jeszcze ciekawsze niż przed chwilą, a Aldert zerknął na tablicę, na którą padały pojedyncze promienie słońca. Napisy pobladły pod wpływem światła, znikając niemalże całkowicie. Duch westchnął cicho, po czym przesunął się w stronę biurka i wyjął spod niego jajo należące do Cristabel.
Chłopak uśmiechnął się w stronę dziewczyny, po czym włożył jajo w jej delikatne, blade dłonie. Puścił jej oczko z figlarnym uśmieszkiem na ustach, ucałował ją lekko w policzek, po czym zniknął, a w powietrzu rozmyło się tylko ciche "Killian".
Aldert bez słowa otworzył drzwi prowadzące na korytarz, zapraszając Cristabel, by poszła przodem. Obiecał, że odprowadzi ją do pokoju, więc to miał zamiar zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz