Vaherem zgodnie z instrukcjami dozory udał się po klucze do sekretariatu, gdzie odebrał również klucz do pokoju. Wrzucił do torby wszystkie potrzebne rzeczy, które dostał od przemiłego pana z sekretarzu i klnąc cicho, spoglądał na mapę, próbując znaleźć drogę do akademika. Stare budynki miały to do siebie, że zdradliwe korytarze i opuszczone pokoju musiały być w ich podstawowym wyposażeniu. Stare zamczysko bez niebezpiecznych lochów lub zdradliwego korytarza? Nie może istnieć.
Vaherem chodził podminowany calutki dzień, nie dość, że ciężka rozmowa z rodziną doprowadziła go na skraj wytrzymałości, to do tego facet, próbujący obrobić go na targu, masakra. Viperios był jaj kukułka, podrzucona do złego gniazda, ale mimo wszystko, był wdzięczny za to, że ktokolwiek go przygarnął i wytrenował. Wciąż brakowało mu umiejętności, a raczej techniki prowadzenia walki bez zbędnych ofiar i tortur. Kot nie zawsze pożera mysz, którą upoluje, lubi ją pomęczyć, lubił to też Vaherem, w końcu został wychowany z kotami.
Dotarł do drzwi swojego pokoju, odczytał nazwisko na plakietce. Vaherem Viperios, brzmiało tak szlachetnie, czystokrwiście. Wyciągnął nożyk, który nosił zawsze przy sobie, Blut und Ehre, krew przelewa się z honorem. Westchnął głośno i schował broń do kieszeni kożucha. Najwyraźniej nikt w tej szkole nie palił, bo bazyliszek drżał. Gabriele Salviati de Detti. Salatti, kurwa. Przewrócił oczami, szukając klucza, wtem usłyszał pełen pretensji głos.
— Pudło. Łączę się w bólu z osobą, istotą, czymkolwiek, co musiało wygrawerować ten bełkot. — Wskazał długim palcem, zakończonym pazurkiem na nazwisko.
Przyjrzał się chłopakowi, wytarte dżinsy, czarna bluza, roztrzepane włosy. Wracał od dziewczyny lub chłopaka, ewentualnie był na głodzie.
— Uroczo, widzisz, to też mój pokój, Gabrysiu. — Vaherem znalazł klucz, otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz