zamknij

Obraz 1


Katorpha to tajemnicza kraina, pełna magii i niebezpieczeństwa...





PORANEK | DZIEŃ | ZMIERZCH | NOC
WIOSNA | LATO | PÓŹNA JESIEŃ | ZIMA
BEZCHMURNIE | ZACHMURZENIE | ŚNIEG| BURZA ŚNIEŻNA

Plotkara

Plotka 3

Już wkrótce...

Plotka 2

Już wkrótce...

Plotka 1

Rozpoczęcie nowego roku szkolnego zawsze jest zwiastunem nowych plotek! Mam nadzieję, że wkrótce okażą się tematy godne mojej uwagi. Nie zawiedźcie mnie, świeżaki!
Bądźcie na bieżąco i do zobaczenia już wkrótce! Wasz/a xyz ;*

Plotkara - kody

Informacja

NABÓR OTWARTY
Zgłaszanie swoich blogów tylko w zakładce "współpraca" (Administracja ➔ Współpraca)
Nie wiesz, jak dołączyć i od czego zacząć? Przeczytaj regulamin i pomoc, albo dołącz do naszego DISCORDA! tam odpowiemy na wszystkie nurtujące Cie pytania.

Tablica Ogłoszeń

Akademia Nook of Wolves zaprasza wszystkie magiczne istoty do październikowego naboru.

Strażnicy ostrzegają o obecności Byczorogów Miedzianych w lasach obok stolicy. Prosimy o zachowanie ostrożności.

Biblioteka Miejska zaprasza nowych i starych czytelników!

Sklepy w Taau oraz Everfar padają ofiarą licznych kradzieży, oraz napaści. Policja podejrzewa, że mamy do czynienia ze zorganizowaną grupą przestępczą. Apelujemy o najwyższą ostrożność.

Eventy

ROZPOCZĘCIE ROKU SZKOLNEGO — zapraszamy wszystkich nowych uczniów do zakwaterowania się w swoich pokojach i zwiedzenia akademii.

JESIEŃ NADCHODZI — Everfar zaprasza na święto dzwonków. Dajcie wciągnąć się w wir beztroskiej zabawy. Czeka na was piwo korzenne, ciepłe desery, różne zadania oraz atrakcje.

A oto najlepsze zabawy tegorocznego Święta Dzwonków:

❶ Grupowe polowanie na Byczorogi. ❷ Wesołe Miasteczko nieopodal jarmarku. ❸ Tańce przy muzyce na żywo. ❹ Stragany z pysznym jedzeniem. ❺ Nocne ognisko integracyjne.
By
|
13:19
|
    — Jest strzelnica — oznajmiła, odpychając się w końcu od ściany.
    Rowena posłała mu jeszcze jeden pogardliwy uśmiech, po czym pchnęła drzwi łazienki, wychodząc przy okazji z pomieszczenia. Stojąc już na pustym, na wpół oświetlonym korytarzu, zerknęła na chłopaka, który nadal się nie ruszył. Zeskanowała go spojrzeniem, czekając aż do niej dołączy, a gdy w końcu zrobił krok w jej stronę, dziewczyna schowała dłonie do kieszeni spodni i ruszyła prędkim krokiem przed siebie. Szła szybko, bardzo cicho – na tyle, by rzadko kiedy jej chód wytwarzał jakikolwiek dźwięk.
    — Trzymają tam nie tylko broń palną, ale też kusze i łuki – oznajmiła obojętnym tonem, gdy młody McEalair wyrównał z nią krok. — Więc znajdziemy coś dla siebie.
    W tamtym momencie Rowena była cholernie zdeterminowała, żeby faktycznie skończyć ich małe zawody w łucznictwie, bo była przekonana, że może okazać się to fajnym urozmaiceniem i zakończeniem dnia. Ta sprawa nie godziła w jej wybująłą dumę w żaden sposób, o dziwo, chociaż gdzieś na horyzoncie wspomnień o tym dniu majaczyło jej, że chyba nie poszło jej wtedy zbyt dobrze, a na pewno nieco gorzej niż wróżce, ale jakoś nieszczególnie jej to przeszkadzało, bo miała na uwadze to, po co w ogóle mieli wznowić ich niewielką konkurencję – czuła lekki niedosyt, że nie udało im się dokończyć tej sprawy, nawet jeśli nie znaczyła praktycznie nic.
    W tamtym momencie nie niepokoiła się też tym, że sam McEalair nie wydawał się być jakoś szczególnie zachwycony tym pomysłem, wyglądał też na cholernie niepewnego i zestresowanego tą całą sytuacją, ale że jego emocje i zdanie nie obchodziły jej praktycznie wcale, dopóki nie mogła postawić na swoim, nic z tym nie robiła. Gdy szła pustymi korytarzami szkoły, tylko gdzieniegdzie wyczuwając czyjąś obecność, była tym wszystkim już wyraźnie podekscytowana na swój sposób, dość osobliwie też to ukazując – jej jasne oczy świeciły się nieznacznie, a uśmiech, oprócz pogardy, wyrażał również coś zdecydowanie innego, mimo że twarz nadal była lekko ściągnięta oraz wyrażająca głęboką pogardę dla całego świata.
    Gdy dotarli już do strzelnicy, Rowena nacisnęła klamkę z zamiarem otworzenia drzwi, ale gdy je szarpnęła, mając nadzieję, że otworzy je z niechlujnym impetem, pomieszczenie nadal było zamknięte. Dziewczyna spróbowała jeszcze kilka razy, wkładając w czynność coraz większą siłą za każdym razem aż do momentu, kiedy po krótkiej chwili walczenia z drzwiami, zdała sobie sprawę z faktu, że były one zamknięte.
    Jakoś tak niemiłosiernie ją to wkurzyło.
    — Kurwa... — mruknęła pod nosem, ostatni raz szarpiąc za klamkę.
    Rowena nachyliła się nieznacznie, pobieżnie oglądając zamek, po czym zaklęła pod nosem jeszcze raz, dochodząc do wniosku, że sama go raczej nie otworzy bez odpowiedniego sprzętu, którym, jak nietrudno się domyślić, po prostu nie dysponowała. Nie miała jednak zamiaru się poddawać. Odebrała to po prostu jako niewielką przeszkodę w drodze ku dobrej zabawie, z której za cholerę nie miała zamiaru rezygnować.
    Znała jednak kogoś, kto dysponuje odpowiednim sprzętem i równie odpowiednimi umiejętnościami, ale poproszenie go o pomoc uznała za ostateczność, którą obecnie wolała sobie odpuścić. Przynajmniej na razie. Tym bardziej, że przecież nie wiedziała, gdzie mogłaby go w tej chwili znaleźć, bo jego zawsze gdzies ciągnęło i krzątał się nie wiadomo gdzie. Wiedziała za to, gdzie można znaleźć klucz do strzelnicy, i jak na razie chciała się tego trzymać.
    — Drzwi są zamknięte, McEalair. Będziemy musieli pożyczyć klucz.

    Nieco zaskoczone spojrzenie wróżki skierowało się na twarz brunetki. Chłopak miał chyba jakąś drobną nadzieję, że uda mu się ominąć albo przynajmniej przełożyć w czasie te małe zawody, jednak Rowena najwyraźniej była innego zdania niż on, a w dodatku nie wydawało się, aby miała rezygnować ze swojego planu.
    Młody McEalair jednak już się chyba z tym faktem pogodził. Nie leżało w jego naturze, aby wykłócać się o takie rzeczy czy chociażby wtrącać swoje uwagi - wolał po prostu przystać na jakąś propozycję i nie robić sobie zbędnych problemów, nawet jeżeli zwykle właśnie to zgadzanie się na wszystko prowadziło do problemów.
    Jego skrzydła niekontrolowanie zatrzepotały nieco bardziej w nerwowy sposób, kiedy dostrzegł ten pełen pogardy uśmiech dziewczyny oraz uważne, niemalże oceniające spojrzenie, którymi go tak chętnie obdarowywała. Nie chcąc jakkolwiek bardziej jej podpadać wykonał krok przed siebie, dołączając do odrobinę wyższej towarzyszki.
    Kurczowo trzymając się swojej torby szedł za dziewczyną, w porównaniu do niej robiąc przy tym trochę więcej hałasu, takiego jak stukot bucików, brzęk kluczy do swojego pokoju, które obijały się w torbie o jego książki, zeszyty i piórnik czy chociażby ten subtelny, dzwoneczkowy dźwięk, jaki wydawały jego skrzydła; wszystkie te dźwięki tylko jeszcze bardziej go stresowały.
    Dlatego też ulżyło mu, kiedy brunetka się odezwała, przestając przy tym być tak cicho. Starał się nie zwracać za dużej uwagi na ton, z jakim mówiła, a bardziej na treść jej słów, których szczególnie pierwsza część nie wzbudziła w nim zbyt wielkiego zachwytu.
    Irlandczyk raczej nie przepadał za żadnym rodzajem broni, szczególnie takich wywołujących hałas, a jedyną do jakiej nie miał jakiejś większej awersji był właśnie łuk. Pomijając fakt, że to nim najłatwiej było się posługiwać wróżce, to dodatkowo nie powodował on głośniejszych dźwięków, niż świst przecinającej powietrze strzały, a co najważniejsze – był stosunkowo lekki, co dla niezbyt silnego blondyna było wręcz doskonałą cechą.
Po krótkiej chwili jedyne co zrobił to skinął delikatnie głową, zarówno na znak, że rozumie, jak i żeby potwierdzić, że słucha dziewczyny, przy czym w dalszym ciągu dotrzymywał jej kroku.
    Tylko od czasu do czasu zerkał na jej twarz, za każdym takim razem łapiąc siebie samego na tym, że mimo upływu lat wciąż obawiał się młodej von o'Qhar, z tą różnicą, że teraz z jakiegoś powodu to uczucie stresu było jeszcze większe niż na ich pierwszym spotkaniu.
    Kiedy oboje zatrzymali się pod drzwiami do sali, blondwłosy chłopak w ciszy przyglądał się nieudolnym próbom dziewczyny w dostaniu się do środka. Z początku pomyślał, że być może te dosyć spore drzwi się jakoś zatrzasnęły; potem przez głowę przeszła mu myśl, że może jego znajoma popełnia ten sam błąd co on wcześniej w łazience, czyli szarpie za drzwi, które należy pchać; i jakoś dopiero po jej cichym zaklęciu pod nosem dotarło do niego, że prawdopodobnie są one po prostu zamknięte.
Właściwie jakoś tak mu całkiem ulżyło, kiedy zrozumiał, że zamknięta sala była oznaką tego, iż nie będą musieli robić teraz tych zawodów. Mimowolnie na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech, pełen spokoju i ulgi, że najwyraźniej go ta aktywność ominie.
    Spojrzał na Rowenę, wręcz oczekując, że usłyszy z jej ust jakieś zdanie na zasadzie: "Cholera, nie wejdziemy tam, chyba musimy się umówić na kiedy indziej.", jednak ku swojemu zdziwieniu i niejako załamaniu, do jego uszu dotarły zgoła inne słowa.
    Drobny uśmiech zniknął niemal tak szybko jak się pojawił, a sam posłał dziewczynie nie do końca przekonane spojrzenie.
    — Aaa skąd jeśli można wiedzieć? — zaczął niepewnie, krzyżując ręce na piersi, przy czym zamiast przyjąć w ten sposób bardziej pewną siebie pozę, w zasadzie tylko objął się bardziej rękami w talii, zaczynając zaciskać palce dla odmiany na swoim swetrze — Myślisz, że go dostaniemy bez żadnych większych problemów? — dopytał po chwili, a już po samym tonie jego głosu dało się stwierdzić, jak bardzo niechętnie jest nastawiony do tego pomysłu.
    Gdzieś z tyłu jego głowy ciągle krążyła malutka, ale bardzo przyjemna wizja, że jednak dziewczyna sobie to odpuści, nawet jeżeli tylko dzisiaj.

    Wystarczyła zaledwie krótka chwila, żeby Rowena z wyraźną irytacją przewróciła oczami. Chłopak zaczął ją powoli denerwować swoim sposobem bycia, tą całą płochliwością i brakiem pewności w stosunku do czegokolwiek. Z pełną mocą odczuwała też to, że McEalair nie ma najmniejszej chęci, by trochę się rozerwać i porobić coś innego niż po prostu rozmowy czy bezcelowe tułanie się po szkole. Może by się tym przejęła, a nawet zaakceptowała jego wycofanie się z tej całego pomysłu, gdy nie fakt, że miała na to ochotę, a swoje potrzeby i zachcianki uważała za coś, co zawsze powinno być na pierwszym miejscu – ostatecznie przecież „wartości”, które wpajano jej przez pół życia musiały znaleźć sobie jakieś ujście i objawiały się właśnie w jej bezkompromisowości, zadufaniu i pozornym braku empatii.
    Za dużo myślisz, McEalair – prychnęła.
    Rowena bez zastanowienia wsunęła palce za kołnierz koszuli wystającej spod szarego swetra wróżki, zahaczając paznokciami o skórę na jego szyi, niezamierzenie go drapiąc. Ścisnęła materiał i szarpnęła chłopaka w swoją stronę, zmuszając go w ten sposób, żeby poszedł za nią. Narzucała bardzo szybkie tempo.
    Jak go nie dostaniemy, to sami sobie go weźmiemy – odparła, puszczając gwałtownie jego ubranie. – Jestem pewna, że Perez go ma.
    Dziewczyna, będąc przekonana o tym, że ma rację, kierowała się właśnie w stronę gabinetu Olympii Perez, nauczycielki łucznictwa, która, tak jak większość nauczycieli, na niewiele ustępstw potrafiła przymknąć oko, więc Rowena szczerze wątpiła, że odda im ten klucz z dobroci serca. Tym bardziej, że przecież było już po ciszy nocnej, a oni od dawna powinni siedzieć w swoich pokojach.
    – Możemy najpierw spróbować ją zapytać, ale wątpię, że się zgodzi – oznajmiła bez szczególnego zaangażowania, gdy wyszli zza zakrętu, a na horyzoncie pojawiły się odpowiednie drzwi zdobione tabliczką, za którymi znajdował się gabinet Perez. – Najwyżej pożyczymy go bez pozwolenia.
    Zerknęła na chłopaka kątem oka i uśmiechnęła się pod nosem, gdy zdała sobie sprawę, do kogo to powiedziała – za oczywiste uznała, że nie będzie zadowolony z takiego obrotu spraw. W ogóle wydawał się niezadowolony, że spotkał ją w okolicznościach takich, a nie innych, oraz że w ogóle miał okazję się tutaj z nią zobaczyć. Zatrzymała na nim wzrok na kilka krótkich sekund, podczas których jego stosunkowo blada twarz pobladła jeszcze bardziej, a mimika zaczęła wyrażać coś na granicy paniki i strachu jeszcze wyraźniej niż przed chwilą.
    Na początku Rowena nie miała pojęcia, co się stało, więc po prostu niepewnie zmarszczyła brwi, odsuwając się nieco od niego. Dopiero wtedy, gdy chłopak na nią spojrzał, a ona mogła wymienić z nim spojrzenia, domyśliła się w mniej więcej, o co może chodzić, i jakoś tak trochę ją to rozbawiłeś.
    – No nie mów, że nigdy niczego nie pożyczałeś, Dzwoneczku...
    Dziewczyna zaśmiała się cicho, może nieco złośliwie. Na pierwszy rzut oka wyglądała tak, jakby znowu się z niego naigrywała, ale gdzieś tam w tym skromnym, na siłę przerwanym śmiechem, brzmiało coś niezwykle szczerego.

    Chłopaka ani odrobinę nie pocieszyła reakcja Roweny na jego nieprzekonane pytania. Zdawał sobie sprawę, że charakter dziewczyny znacząco odbiegał od tego wróżki, jednak dosyć martwiło go, że tak szybko irytuje tym brunetkę.
    Zerknął niepewnie na nią, a jego twarz niemal niezauważalne drgęła po jej słowach. Po raz kolejny usłyszał dość podobny zwrot skierowany w swoją stronę, przez co zdał sobie sprawę, że może faktycznie niektóre jego rozmyślania są zbędne.
    Nim jednak zdążył się nad tym jakkolwiek poważniej zastanowić, poczuł na karku paznokcie dziewczyny, przez co calutki się wzdrygnął, a w momencie, gdy brunetka go za sobą pociągnęła, nie był w stanie powstrzymać się od mało męskiego pisku, po którym chyba cudem udało mu się utrzymać równowagę, a po chwili dodatkowo wyrównać z nią dość szybki krok, wciąż jednak będąc w niemałym szoku przez to, co się właśnie stało.
    Zielone oczka otworzyły się szerzej w zdumieniu, kiedy usłyszał stwierdzenie znajomej. Jak to "sami sobie go weźmiemy"...? Był szczerze przerażony taką wizją i wciąż liczył na to, że dziewczyna za moment się zaśmieje i powie, że żartowała.
    Jednak chyba się na to nie zanosiło...
    Zerknął ponownie na twarz Roweny po jej kolejnym zdaniu, przy którym na jego twarzy wykwitło coś na kształt grymasu połączonego z niepewnością. Truptał szybkim krokiem obok obecnej towarzyszki, przy czym niemal potknął się o własne nogi, gdy usłyszał jej stwierdzenie.
Spojrzał na nią widocznie spanikowany, jakby to była w tym momencie jakaś nowość, po czym odezwał się:
    — A-ale jak to tak bez pozwolenia...? — posłał jej nieco proszący wzrok, jak gdyby chciał ją tym ubłagać, aby zmieniła zdanie — Too chyba niezbyt dobry pomysł, jeszcze jakieś problemy z tego wynikną albo coś w tym guście, aaa byłoby naprawdę szkoda, gdyby coś takiego się miało wydarzyć, ehehe... — nieświadomie wypowiadał swoje słowa strasznie szybko jak na siebie, po czym niekontrolowanie wyrwał mu się krótki, nerwowy śmiech.
    Przez ostatnie stwierdzenie dziewczyny oraz jej śmiech na twarzy blondyna ukazały się ciut mocniejsze rumieńce, natomiast on sam odruchowo się spiął, przy czym nawet jego skrzydełka na krótki moment przestały się poruszać. Z jakiegoś powodu był tym strasznie zakłopotany, mimo że przecież to wcale nie było nic złego, przynajmniej w jego własnym mniemaniu.
    — Umm... Noo na pewno nie w taki sposób... — wymamrotał niepewnie, drapiąc się trochę po ramieniu, po czym westchnął cicho — Jesteś pewna, że nie dostaniemy tego klucza jak ładnie poprosimy? — zapytał takim tonem, jakby już sam domyślał się odpowiedzi.
    Nerwowo zaciskał palce dłoni na materiale sweterka na swoim ramieniu, przy czym wyraźnie speszony unikał wzroku brunetki. Czuł, że jakoś niezbyt pomógłby mu widok jej rozbawionej zachowaniem wróżki twarzy.
    — No a nauczycielka pewnie dobrze pilnuje swojego klucza, więc jak ty widzisz to całe "pożyczanie"? — zaczął ponownie po pewnej chwili, w końcu unosząc niepewnie wzrok na twarz Roweny. — Boo ta nauczycielka chyba nie straci nagle czujności akurat jak pójdziemy po klucz, racja...?

    Rowena pokręciła głową z wyraźną irytacją, nie będąc pewna, czy chce jej się w ogóle mówił cokolwiek McEalairowi, że to naprawdę jest świetny pomysł, przynajmniej w jej mniemaniu, a przecież wiadomo, że dziewczyna nigdy nie myśli o jakichkolwiek konsekwencjach i prawie nigdy nie dociera do niej, że coś może faktycznie skończyć się źle lub narobić problemów.
    Ostatecznie przecież zdążyła już wielu osobom podpaść podczas swoich licznych przygód, wielu złych wyborów dokonać i wiele błędów popełnić, ale konsekwencji z reguły udawało jej się chwilowo uniknąć, więc nie powstrzymywała się przez kolejnymi krokami, które mogłyby się dla niej źle skończyć. Tym razem jednak chodziło tylko o klucz do strzelnicy, czyli w jej mniemaniu coś cholernie błahego, czym naprawdę niewarto zaprzątać sobie głowy bardziej niż było to konieczne.
    – Jest już późno jak cholera, więc wątpię, żeby zechciała nam go dać po dobroci – warknęła. – Ale możesz spróbować, jeśli chcesz.
    Rowena bez większego zastanowienia potruchtała w stronę gabinetu nauczycielki, po czym zapukała gwałtownie, przy okazji nieco się odsuwając, przez co, gdy już kilka sekund później Perez otworzyła drzwi, w oczy rzucił jej się tylko przerażony i spanikowany McEalair, który wyglądał trochę tak, jakby zaraz miał zemdleć ze strachu. Spiorunowała go wzrokiem, po czym oparła się o futrynę, dopiero wtedy kątem oka zauważając również Rowenę, która swoją postawą zdradzała już o wiele większe opanowanie niż jej nowy-stary znajomy.
    Kobieta skrzyżowała ramiona na piersi, po czym wpatrywała się w chłopaka zmęczonym i zirytowanym, chociaż nieco zaciekawionym, spojrzeniem. Uniosła nieco brwi, po czym zerknęła na zegarek na swoim lewym nadgarstku, by sprawdzić godzinę. Nie spodziewała się, że już jak tak późno, a jej jedyną reakcją był niewielki grymas niezadowolenia. Miała ochotę wlepić chłopakowi karę za to, że śmie jej w ogóle przeszkadzać o tak później porze, szczególnie, że miała przecież jeszcze mnóstwo pracy, ale nic takiego nie powiedziała. Głównie ze względu na to, że wróżka był po prostu blady jak ściana. Nie interesowało jej to, co się stało, w ogóle chłopak jej nie interesował i zdecydowanie bardziej wolałaby zająć się papierzyskami, nad którymi siedziała już od kilku dobrych godzin, ale drgnął w niej jakiś nauczycielski obowiązek, by chociaż zapytać, o co chodzi.
    – Tak? – odezwała się, lustrując go od góry do dołu.

    Wydawał się wręcz załamany faktem, że dziewczyna nie była ani trochę zadowolona jego słowami oraz ogólną niepewnością. Naprawdę chciałby być w końcu bardziej pewny siebie, w jakichkolwiek kwestiach, jednak niestety w porównaniu do swojej znajomej nie udawało mu się to ani trochę, co nie dość, że go niezwykle załamywało, to jeszcze denerwowało Rowenę, co wzbudzało we wróżce jeszcze większą panikę.
    Warknięcie dziewczyny również ani trochę go nie uspokoiło, jednak, jak się okazało, najbardziej stresująca sytuacja miała dopiero nadejść. Nie zdążył nawet nic powiedzieć, kiedy drzwi się otworzyły, a w nich stanęła surowo wyglądająca nauczycielka. Kiedy zmierzyła go tym nieprzyjemnym spojrzeniem, blondwłosy poczuł się otoczony: z jednej strony nauczycielka, która najwidoczniej nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy o tej godzinie z dwójką bachorów, a z drugiej Rowena, która nie zamierzała im odpuścić dokończenia tych małych zawodów.
    Przełknął nerwowo ślinę, praktycznie przestając zwracać uwagę na to, że jego skrzydła trzepoczą w tak niesamowicie nerwowy sposób, że mógłby nimi w jakiś sposób uderzyć stojącą niedaleko Rowenę.
    Młody McEalair naprawdę bardzo chciał się odezwać, coś wyjaśnić czy w ogóle przeprosić za przeszkodzenie nauczycielce w pracy, bo miał wrażenie, że właśnie ta rzecz denerwuje ją w tym momencie najbardziej, jednak był zestresowany do takiego stopnia, że nie był nawet w stanie otworzyć ust, żeby coś powiedzieć.
    Stał jak słup przed panią Perez, kompletnie nie wiedząc, co powinien powiedzieć czy zrobić, a zażenowany rumieniec na jego twarzy z każdą chwilą tylko się pogłębiał, stanowiąc opozycję do jego bladej z przerażenia skóry.
    Kiedy usłyszał pytanie nauczycielki, zamiast się uspokoić tylko jeszcze bardziej spanikował, zaciskając coraz mocniej paznokcie na swoim sweterku. Czuł kompletną pustkę w głowie i ledwie był w stanie się jakkolwiek poruszać, nie licząc czynności, które wykonywał odruchowo, takich jak mruganie czy poruszanie skrzydełkami.
    Uciekł niepewnie spojrzeniem od wyraźnie już zniecierpliwionej pani Perez do swojej ciemnowłosej towarzyszki, której wyraz twarzy niewiele różnił się od tego nauczycielki. Sam natomiast posłał jej wręcz błagalne spojrzenie, w nadziei że ta mu jakkolwiek pomoże.
    Trudno powiedzieć czy bardziej ze zdenerwowania jego brakiem umiejętności społecznych, czy może jednak z czystej dobroci serca, Rowena postanowiła zabrać głos:
    Chyba gorzej się poczuł, bo ma tak już od kilkunastu minut — mruknęła niby od niechcenia, nie zwracając zbyt wielkiej uwagi na wyraźnie skonsternowanego blondyna.
    Mhm... — mruknęła kobieta, przez dłuższy moment mu się przyglądając, po czym westchnęła ciężko i przetarła dłonią skronie. — Z której jesteś klasy? — zapytała, mając nadzieję chociaż tym razem na jakąś odpowiedź.
    P-proekologia... — ku zdziwieniu samej wróżki udało mu się w miarę szybko wypowiedzieć te słowa.
    Od pani Ward, tak? Zadzwonię do niej i zobaczymy co ona powie — oznajmiła i nie czekając na jakąkolwiek ich odpowiedź wróciła do środka, prosząc ich dwójkę chyba dość niechętnie za sobą.
Brunetka widząc, że chłopak widocznie znowu się zaciął w jednym miejscu, popchnęła go lekko do przodu, zmuszając tym samym do wejścia jako pierwszego. McEalair ponownie tego dnia niemal stracił równowagę, jednak i tym razem udało mu się ustać na dwóch nogach, przy czym nieco spuszczając głowę z zażenowania wszedł do pomieszczenia, co zrobiła również dziewczyna.
    Oboje zatrzymali się pewien kawałek od pani Perez, która opierając się jedną ręką o biurko wybierała numer do drugiej nauczycielki. Po krótkiej chwili, kiedy ta odebrała, zaczęła wyjaśniać jej sytuację, przy okazji odpychając się nieco dłonią od biurka i zaczynając powoli kroczyć po pomieszczeniu.
    Tymczasem młoda von o'Qhar rozglądała się po gabinecie, w poszukiwaniu najbardziej interesującej ją w tym momencie rzeczy. Gdy tylko dostrzegła wiszące na ścianie tak niedaleko nich klucze, w jej oczach błysnęła jakaś dziwna, jakby podekscytowana iskierka, jednak mimo to udawało jej się utrzymać ten sam, w miarę zobojętniały wyraz twarzy. Zerknęła kątem oka na Sítha, który oczywiście dużo bardziej zajęty był panikowaniem.
    Szturchnęła go nieco ramieniem, czym wywołała u niego niemałe wzdrygnięcie się, jednak tym samym skierowała na siebie jego wzrok. Upewniając się, że nauczycielka nie zajmuje się w tym momencie patrzeniem na nich, wskazała mu głową na cel ich przybycia tutaj, znajdujący się tuż za zawstydzoną wróżką.
    Chłopak otworzył szerzej oczy w zdumieniu, po czym spojrzał na Rowenę, wręcz samym spojrzeniem przekazując jej, że to naprawdę nie brzmi jak dobry pomysł. Dziewczyna w tym momencie chyba tylko cudem powstrzymała się od niezadowolonego prychnięcia, zerkając w stronę nauczycielki, która zawzięcie tłumaczyła coś swojej koleżance z pracy.
    Niemal w tym samym momencie, w którym pani Perez odwróciła się od nich, podnosząc nieco głos, bo najwyraźniej dosyć denerwowała ją ta rozmowa, brunetka schowała się nieco za Sítheachem, po cichu zdejmując klucze z wieszaka i chowając je do kieszeni, w której zatrzymała swoją rękę, aby mieć dodatkową pewność, że klucze nie zaczną wydawać żadnego dźwięku, kiedy stąd wyjdą.
    Wróciła na swoje poprzednie miejsce, przyglądając się nauczycielce, która po jakimś czasie zakończyła rozmowę i spojrzała na bliskiego utraty przytomności z tego przejęcia blondyna. Kobieta wyjaśniła im, że z tego co zrozumiała z rozmowy wielu nowych uczniów ma taki stres w ciągu pierwszych dni pobytu w akademii i że nie jest to nic wielkiego, ale lepiej, żeby oboje poszli już do swoich pokoi i położyli się spać, bo już od dawna nie powinni się szwendać po szkole.
    Oboje podziękowali, mniej lub bardziej chętnie, po czym opuścili gabinet pani Perez. W czasie gdy wróżkowemu chłopakowi wciąż utrzymywał się niespokojny stan ducha, Rowena kroczyła obok niego zadowolona, bawiąc się w kieszeni aż zbyt łatwo zdobytym kluczem.
    Stanęła ponownie przed drzwiami strzelnicy, otwierając je przy pomocy zdobytego przedmiotu, po czym jakże eleganckim gestem dłoni, który w zasadzie mógł stanowić też nieco prześmiewczy, zaprosiła blondyna do środka, nie mogąc doczekać się dokończenia ich małej rozgrywki.

    Trzeba przyznać, że McEalair w tym jednym spisał się akurat zaskakująco dobrze, sprawiając, że jakkolwiek jego zachowanie i wieczna panika wymalowana na twarzy nie denerwowały Roweny, przydały się na coś, a dopóki uznawała je za pożyteczne oraz dało się nimi coś ugrać, dziewczyna była ewentualnie skłonna zaakceptować wróżkę i jego dziwne zachowania, nawet jeśli mogą regularnie doprowadzać ją do szału.
    Niewielki uśmiech satysfakcji pojawił się na jej twarzy, gdy palcami utkwionymi w kieszeni poruszała kluczami, w jakiś sposób ciesząc się, że udało im się je zdobyć, co pozwalało na kontynuowanie minizawodów sprzed lat. Dopiero wtedy, gdy znaleźli się już kilka korytarzy dalej, zdecydowanie daleko od gabinetu Olympii Perez, dziewczyna wyjęła przedmiot i zaczęła go podrzucać, najpierw dość nisko, potem coraz wyżej, mając ambicję, by uderzyły o wysoki sufit, co sprawiało, że cichy brzęk rozlegał się niewielkim echem po okolicy, towarzysząc stukowi wypolerowanych butów McEalaira, jego nierównemu, płytkiemu oddechowi oraz zaskakująco słyszalnym dzwoneniu delikatnych, drżących skrzydeł. Sam chłopak sprawiał też wrażenie, jakby miał zaraz zemdleć z powodu tych wszystkich emocji, które tak nagle na niego spadły.
    – Co jest? – zagaiła Rowena dość złośliwie, nadal się uśmiechając. – Właśnie pierwszy raz pożyczyłeś coś bez pytania, powinieneś być z siebie dumny!
    Sama dziewczyna oceniła zabranie, a może raczej „pożyczenie”, klucza za stosunkowo proste. Nie musiała się przecież jakoś szczególnie wysilać, myślała też, że sprawi im to nieco więcej kłopotów, ale jeszcze zanim popadła w zupełny zachwyt nad swoimi świetnymi umiejętnościami zabierania własności innych bez pytania, powszechnie nazywanymi czasami po prostu kradzieżą, zdała sobie sprawę z faktu, że to nie mogło być przecież aż tak proste. Gdzieś na horyzoncie myśli zamajaczyło jej, że albo Perez pozwoliła im na zabranie tego klucza, nie chcąc się z nimi użerać, albo po prostu nie zwróciła na to uwagi, bo zdarza się to nagminnie, albo wpłynęło na to jej wyraźne zmęczenie, późna godzina, albo wszystko jednocześnie. Możliwości jedynie się mnożyły, ale Rowena, zamiast jakoś szczególnie się nad tym wszystkim rozwodzić, nawet nie dzieląc się swoimi wnioskami z młodym, przerażonym chłopakiem, jedynie uśmiechnęła się nieco szerzej, czerpiąc niemałą satysfakcję z tego, że jednak może podrzucać ten klucz i chwilowo go sobie przywłaszczyć.
    Gdy dotarli w końcu do drzwi strzelnicy, dziewczyna pochyliła się i spróbowała wsunąć pierwszy klucz do zamka, ale nie przyniosło to oczekiwanego przez nią skutku, przez co zamruczała pod nosem krótkie przekleństwo. Zrobiła to samo z następnym i kolejnym, dopiero przy czwartej próbie udało jej się otworzyć drzwi.
    Przepuściła McEalaira przodem, nachylając się i wyciągając rękę, w prześmiewczy sposób naśladując podobne zachowania, które były normą w tych sferach, z których zarówno ona, jak i sam stojący obok niej chłopak, przecież pochodzili. Weszła tuż za nim, zamykając za sobą drzwi, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Ruszyła w stronę magazynu z bronią i zaopatrzeniem. Otworzyła kolejne drzwi zamknięte na klucz.
    Zaczęła wyjmować i stawiać tarcze, wybrała dwa odpowiednie łuki, wyciągnęła kilka strzał, po trzy na głowę, czyli tak jak było to ostatnim razem, po czym wróciła do strzelnicy, gdzie nadal czekał na nią spanikowany McEalair, który kulił się w sobie, otulał się swoim swetrem, sprawiając wrażenie, że chce schować się w ten sposób przed światem. Rowena spojrzała na niego, po czym z nikłym uśmiechem na ustach, bez absolutnie żadnego ostrzeżenia, rzuciła w jego stronę jeden z łuków, które trzymała w dłoni, dorzuciła do tego strzały, które mu przypadły. Podeszła do niewielkiego haczyka i zawiesiła na nim klucz, po czym ustawiła się w odpowiednim miejscu.
    W gruncie rzeczy Rowena nie była przecież jakaś świetna w łucznictwie. Raczej przeciętna, może trochę powyżej przeciętnej. Czasami miała szczęście i potrafiła dobrze trafić, ale było to raczej dość ograniczone. Kiedyś, gdy była młodsza, za czasów, gdy poznała McEalaira, faktycznie dobrze sobie z tym radziła, ale tylko dlatego, bo przecież spędzała długie godziny na treningach, które to na niej wymuszały. Później, gdy starała się sama o sobie decydować i próbowała iść przez życie po swojego, odeszła od łucznictwa na rzecz czegoś, co o wiele bardziej jej odpowiadało – strzelania z broni palnej.        Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miała łuk w dłoniach. Na początku nawet nie potrafiła go dobrze złapać, mając trudności z przypomnieniem sobie tego, jakie było najlepsze ułożenie rąk.
    Rowena wzięła głęboki oddech, po czym przyjęła względnie odpowiednią postawę – przynajmniej na tyle, ile potrafiła sobie przypomnieć z tych wszystkich męczących lekcji. Napięła cięciwę łuku najlepiej, jak tylko mogła, po czym, cały czas próbując panować nad własnym oddechem, oddała pierwszy strzał. Zaraz za nią McEalair.
    Groty strzał wbiły się w powierzchnie tarcz strzeleckich. Rowena najpierw zerknęła na wynik wróżki, zauważając, że trafił on w sam środek. Nie zaskoczyło jej to ani trochę. Ostatecznie przecież pamiętała, że już wtedy strzelał lepiej od niej, a nie wyglądał na kogoś, kto nagle zrezygnowałby z czegoś takiego ze względu na swoją rodzinę. Oceniała go, biorąc pod uwagę wyłącznie swoje doświadczenia, co może było niesprawiedliwe w stosunku do niego, ale ona nawet tego nie zauważyła. Omiotła spojrzeniem profil McEalaira, po czym zerknęła na swoją tarczę. Nie trafiła w środek.
    Wystarczyło wycelować trochę bardziej w prawo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obraz stopka

Obraz stopka
design by Rinne Lasair