Chyba powoli zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że nie był w stanie podtrzymać ani nawet zainicjować z dziewczyną żadnej rozmowy. Pomijając już sam fakt, że nigdy nie był zbyt dobry z zwykłych, codziennych pogawędkach i zdecydowanie lepiej wychodziła mu zamiana zdań na jakieś konkretne tematy, to po wizycie u woźnego nie był w stanie już skupić się na niczym innych niż analiza swojej przeszłości oraz przyszłości, której mógł się tylko domyślać, co najwyraźniej wydawało mu się niezwykle fascynującym, paskudnym i wyczerpującym zajęciem.
Zrobiło mu się też głupio, kiedy na zadane przez niego pytanie dziewczyna zaczęła się śmiać, nawet jeśli gdzieś w środku uznał ten dźwięk za całkiem miły i przyjemny. Również stanął i zaczął się zastanawiać, co tak rozbawiło dziewczynę, przy czym zerknął na brązowe oczy dziecka, jak gdyby miał cichą nadzieję, że chociaż ona mu odpowie na nurtujące go pytanie, którego nie zadał głośno. Już na pierwsze słowa wyjaśnień Fausty nieco uniósł brwi, przez co jego oczy również trochę szerzej się otworzyły, a jego usta nieco się ścisnęły i ułożyły tak, jakby James chciał wydać z siebie rozumiejące „Oooh...”, ale postanowił dalej milczeć. Lekko pokręcił głową, żeby potwierdzić fakt, że nie miał jeszcze okazji poznać ani nie kojarzył wspomnianego przez nią taty dziewczynki. Lekko się też zdziwił – szczerze mówiąc, jeszcze nie tak dawno temu nawet nie myślał o tym, że jego współlokator w ogóle ma jakieś rodzeństwo, a tym bardziej, że dwójka z nich znajduje się w tej samej szkole.
Na jej podziękowania jedynie lekko skinął głową, jakby niemo chciał jej przekazać, że nie ma za co, przy czym jeden z kącików jego ust otulił się cieniem uśmiechu. Zniknął jednak, żeby zrobić miejsce zaskoczeniu, które go opanowało po kolejnym geście dziewczyny. Na jego policzki znów wpłynął dość ciemny odcień fioletu, a jego powieki trochę szerzej się rozchyliły. Spojrzał w oczy blondynki, a kilka gwiazd w jego prawym oku błysnęło trochę mocniej. Delikatnie rozchylił wargi, jak gdyby chciał coś w końcu powiedzieć, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, że sam nawet nie jest pewien, co by to mogło być. Kiedy Fausta się od niego odsunęła, by dostać się do swojego pokoju, chłopak uniósł dłoń na wysokość swojego torsu w ramach odmachania Huan, bo zdał sobie sprawę z tego, że jeszcze tego nie zrobił, oraz żeby pożegnać się z jej ciocią.
Chciał się już odwrócić i iść, ale jego wzrok utkwił w szparze między framugą a drzwiami. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy powiadomić o tym swoją koleżankę z klasy, ale w kolejnym momencie postanowił nie zawracać jej głowy taką drobnostką i sięgnął po klamkę, żeby powoli i bezgłośnie zamknąć za nią drzwi. Dopiero wtedy powoli odwrócił się na pięcie, ciągnąc po podłodze podeszwą tenisówki, po czym niespiesznym krokiem skierował się w stronę drugiego skrzydła, a następnie pokoju, w połowie drogi znów wyjmując klucz z kieszeni i zaczął nim manewrować między palcami, rozglądając się po korytarzach i nasłuchując, czy gdzieś w okolicy nie czyha na niego żaden strażnik. Możliwe, że jedynie cudem, ale udało mu się przemknąć do odpowiedniego pomieszczenia bez zwracania na siebie najmniejszej uwagi kogokolwiek. Zamknął za sobą drzwi i już przymierzał się do przywitania się z NamGim, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Azjaty nie ma w pokoju. Wzrok jego współlokatora utknął w jednym z pustych łóżek, podczas gdy nogi powoli ciągnęły go w stronę posłania, na które opadł, nie zajmując sobie głowy ściągnięciem kaptura ani nawet butów.
Pragnął jedynie odpocząć od tego dnia, a przede wszystkim od myśli, które wciąż uparcie kłębiły mu się w głowie. Jego brwi co jakiś czas marszczyły się delikatnie, gdy oczami wyobraźni mimowolnie widział sceny z wczesnych lat swojego życia, z czasów, kiedy na jego twarzy zdecydowanie częściej gościł uśmiech, a śmiech Jamesa nie był jedynie pogłoską lub wyjątkowym zjawiskiem zarezerwowanym dla raczej wąskiej grupy ludzi. Z czasów, gdy nie czuł, że czegoś brakuje mu w życiu i kiedy się z niego cieszył, a nie przez nie brnął.
Co jakiś czas przecierał sobie twarz dłońmi, zaciskał pięści na włosach, które ciągnął, jakby razem z cebulkami chciał sobie wyrwać z głowy te cholerne wspomnienia. Po którejś bezsennej godzinie przelotnie zastanowił się, gdzie podział się NamGi i czy coś mu się stało, że jeszcze nie wrócił do pokoju, ale jedynie zerknął w stronę jego łóżka, jak gdyby chciał się upewnić, że nie przegapił jego przybycia, dochodząc z samym sobą do wniosku, że dziwnie mu nie widzieć go w pościeli, nawet jeśli sam białowłosy nie spędził jeszcze w akademii zbyt dużo czasu. Odetchnął jednak tylko głęboko i odwrócił się z powrotem twarzą w stronę sufitu, zastanawiając się, czy nie powinien może zacząć go szukać.
Ta myśl szybko zamieniła się w chęć działania, a natychmiast potem w czyny. Potrzebował przerwy od tych myśli, jakiejkolwiek, choćby krótkiej. Podniósł się z łóżka, sięgnął po swój plecak i nie namyślając się zbyt długo odwrócił go, wysypując na pościel całą jego zawartość, czyli aż dwa zeszyty, kilka wolnych kartek i długopis. Zrobił krok w stronę szafki nocnej, po czym otworzył szufladę, wyciągając z niej brązowy, dość ciężki zwój materiału, kilka obowiązkowych pudełek cukierków pudrowych i butelkę już dość starej, ale wciąż zdatnej do picia wody. Potem wyciągnął całą szufladę i przewrócił ją do góry nogami, odczepiając z deski parę sztyletów wciąż schowanych w ciemnych pokrowcach. Znów ułożył mebel tak, by wrócił do stanu sprzed chwili, po czym wysunął jedną z broni z pochwy. Przyjrzał się matowej, czarniejszej od nocy powierzchni ostrza, po czym odwrócił ją na drugą stronę, a srebrna tafla zaczęła odbijać jego oczy skryte w półmroku. Z cichym zgrzytem metalu znów otulił sztylet pokrowcem, by potem zaczepić obie klingi o pasek spodni i zakryć je nieco bluzą. Kucnął i sięgnął pod łóżko, wyciągając spod niego garść mniejszych ostrzy, również zabezpieczonych materiałem, które po chwili skończyły w plecaku, który chłopak zapiął i zarzucił sobie na barki. Zsunął tenisówki ze stóp i zastąpił je parą glanów, dotychczas spokojnie spoczywających w kącie pokoju. Wyjrzał za okno, na powoli szarzejące niebo, przypominając sobie o niskiej temperaturze, która postanowiła zapanować na zewnątrz. W tym celu, zamiast przebrać spodnie na jakieś sięgające dalej niż do kolan, sięgnął po ciemny szal, którym oplótł sobie nieco szyję, przy okazji chowając w materiale brodę i usta.
W końcu uznając się za gotowego, wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Nim zdążył się zastanowić, gdzie NamGi w ogóle mógłby się znajdować, postanowił wyjść z akademii, by, gdyby przebywał na dziedzińcu, nie zajmować sobie za dużo czasu szukaniem go.
Aż trudno uwierzyć, jak szybko jego poranny cel się zmienił, gdy tylko niedaleko wybranego przez siebie wyjścia spostrzegł dwie znane mu już sylwetki, w dodatku uzbrojone. Szedł dalej, zmierzając już bardziej w stronę tej dwójki niż drzwi. Trochę też przyspieszył kroku, jak gdyby obawiał się, że jego znajomi mu uciekną.
Ten widok zdecydowanie był dość ciekawy.
Drobne gwiazdy z jego oku znów błysnęły, a nawet mogłoby się wydawać, że przez krótką chwilę zaczęły szybciej wirować. Poprawił nieco ramię mocno poniszczonego plecaka, po czym niemal do nich podbiegł i zatrzymał się jakiś metr przed nimi.
– Wybieracie się gdzieś? – rzucił mimo wszystko dość beznamiętnie, a że odezwał się pierwszy raz od wielu godzin, jego głos wydawał się nieco niższy i bardziej mrukliwy, a warstwa materiału na ustach zdecydowanie nie pomagała klarowności jego tonu. Najwyraźniej zupełnie tym jednak nieprzejęty, przerzucał spojrzenie pomiędzy twarzami wyższej od siebie dwójki, mając nadzieję na otrzymanie odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz