Kiedy oboje z Ateą w końcu prześlizgnęli się — trochę zresztą nielegalnie — do środka sali treningowej, NamGi prędko i w miarę cicho zamknął ogromne, mahoniowe drzwi, tak, aby żaden ciekawski i nadgorliwy dozorca nie pomyślał, że ktokolwiek mógłby być o tej niepoprawnie późnej porze akurat w tym miejscu.
Zaraz potem, nie stojąc w ciemności dłużej niż dziesięć sekund, wymacał na chropowatej ścianie włącznik, a kiedy parę ogromnych reflektorów rozbłysnęło rażącym światłem, oboje z wilczycą mogli w końcu dostrzec ogromne i wysłużone boisko.
Co prawda sam NamGi wolałby być teraz w łóżku, a już najbardziej z Roweną, ale podejrzewał — zwłaszcza że dziewczyny nie było w pokoju, nawet mimo późnej pory — że potrzebowała trochę wolności i ewentualnej potrzeby zrobienia czegoś po prostu w jej stylu.
— No, a jaka jest ta najważniejsza tradycja? — zaciekawił się, podchodząc do drewnianych stojaków z gromadą tępego, nierzadko uszkodzonego żelastwa. Po krótkich poszukiwaniach w końcu wybrał coś, co z założenia miało przypominać lekki Jian i zwrócił się w stronę Atei.
— A widzisz, wszystko zależy od perspektywy — mruknął łagodnie i posłał jej promienny uśmiech. Dong nie zamierzał raczej zmieniać jej światopoglądu, ale do owocnej nauki potrzebował, żeby Beamont była trochę bardziej otwarta na nowe ścieżki i możliwości.
— Niewiele o tym, wiem, ale wydaje mi się, że gdyby jeleń mógł, na pewno powiedziałby, że nienawidzi zębów, pazurów i generalnie wilków — odparł i przerzucił miecz kilkukrotnie z ręki do ręki, próbując przyzwyczaić się do jego wagi.
— Ogólnie najpierw musisz przybrać dobrą pozycję. Wiesz, nawet jak potrafisz walczyć, a nie umiesz stać stabilnie, to i tak przegrasz. Jak się dobrze zaprzesz, to już połowa sukcesu. Grunt to nigdy nie stracić równowagi, a niektóre ciosy naprawdę mogą być silne. Tę nogę wysuń trochę bardziej w przód.
Plotka 3
Już wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz