By
Tyna
|
16:09
|
Cichy stukot butów rozlegał się subtelnym echem po pustych korytarzach. Szli jednak dość wolno, zajmując się niewielką pogawędką o wszystkim i o niczym, a sam Aldert czuł się w obowiązku, by umilić Cristabel ten krótki spacer w kierunku jej pokoju. Ostatecznie przecież nie wypadało, by musieli milczeć. Starał się jednak nie mówić zbyt głośno, mając na uwadze fakt, że było już dość późno.
Faktycznie, jedno z pytań, które zadała dziewczyna, było w jego odczuciu dość wścibskie, lecz zdecydował się jej o tym nie informować w jakikolwiek sposób, a zaspokoić jej ciekawość, wiedząc, że tak mu po prostu wypada, chociaż trzeba przyznać, że nie był przyzwyczajony do tak okazywanego zainteresowania swoją osobą. W jego sferach wyglądało to inaczej – zawsze tworzono pewną woalkę pełną grzeczności i domysłów, a jego zadaniem było odpowiedzieć w jak najbardziej okrężny sposób, ale tak, by druga osoba zrozumiała, co miał na myśli. Tworzyło to dość wyjątkową aurę. Tymczasem Cristabel po prostu pytała, a on, nie chcąc jej jakkolwiek urazić, próbował odpowiadać jej najbardziej wprost, jak tylko potrafił.
– W gruncie rzeczy... – zaczął, chcąc jej wyjaśnić, że jest nowym nauczycielem, ale nie zdążył dokończyć zdania.
Coś obok nich huknęło, a lampa wisząca na ścianie roztrzaskała się w drobny mak. Potem kolejna i jeszcze jedna. Okruchy szkła rozsypały się po podłodze, korytarz pociemniał jeszcze bardziej, wpadając w coraz głębszy półmrok. Aldert niemal niezauważalnie zmarszczył brwi, po czym z większym skupieniem zaczął badać swoje otoczenie, zatrzymując się na chwilę, by móc na spokojnie się rozejrzeć.
Niczego jednak nie wyczuł, niczego nie zauważył, nie usłyszał też niczego konkretnego. Wszędzie było tak samo pusto i cicho jak jeszcze chwilę temu, co sprawiło, że nagle rozbite lampy mogły wydać się jeszcze bardziej niepokojące. Mężczyzna nie chciał się tym jednak jakkolwiek przejmować, dochodząc do wniosku, że ta dziwna sytuacja nie jest warta jego cennej uwagi.
– Dobrze się czujesz, Cristabel? – zapytał, bo wydawało mu się, że dziewczyna zareagowała trochę bardziej gwałtownie na pękające nad nimi lampy, po czym zaproponował, by ruszyli dalej.
Ostatecznie przecież czuł się w obowiązku odprowadzić ją do pokoju.
Aldert nie miał problemów z widzeniem w ciemności. Nikt z jego rodziny nie miał z tym problemów. Prawie nikt. Dlatego też, prowadząc dziewczynę przez ciemne korytarze, doskonale wiedział, gdzie jest i w którą stronę powinien się kierować, by bezproblemowo dotrzeć do skrzydła zachodniego. Potłuczone szkło chrzęściło pod ich butami.
Nagle wydało mu się, że coś przed nim przebiegło. Nie dalej niż trzy metry od niego pojawił się jakiś dziwny, ciemny cień o sylwetce podobnej do ludzkiej, który zniknął tak szybko, jak tylko się pojawił, a kolejna lampa pękła, sprawiając, że kilka okruchów szkła spadło mu na głowę. Aldert rozejrzał się uważnie, już wtedy uznając, że rozbite klosze chyba nie są jednak byle jakim przypadkiem. Tym bardziej, że ciemna postać znów się pojawiła, przechadzając się i skrywając gdzieś obok kolumny.
Nie czuł jednak żadnego nowego zapachu, który mógłby pochodzić od tego czegoś, co usilnie próbowało ich nastraszyć. Chociaż chodziło po szkle, nie wydawało żadnego dźwięku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz