Już chciał się odwrócić i po prostu wyjść, ale zobaczył kątem oka, że dziewczyna go dostrzegła. Normalnie zapewne by się tym nie przejął i po prostu opuściłby pomieszczenie, ale chyba nie chciał sprawić swojej znajomej przykrości. Wysunął więc obie dłonie z kieszeni i bardziej zasunął kaptur na głowę, popychając przez to śnieżnobiałą grzywkę, która zaczęła wpraszać mu się do oczu. Potem ponownie schował dłonie w ubraniu, a jego wzrok uciekł na stojącą zaraz obok półkę z książkami. Zaczął z jakże ogromnym zainteresowaniem czytać poszczególne tytuły, jak gdyby szukał jakiejś konkretnej pozycji, choć jedyne, co wiedział o książkach, to od której strony się je czyta i jak przerzuca się kartki. Odetchnął cichutko, zaciskając dłonie w pięści, przy okazji zamykając w uścisku fragment materiału, kiedy usłyszał szybki i pewny krok Fausty. Odwrócił na nią wzrok, a zanim zdołał zdać sobie z tego sprawę, na jego policzki wkradł się bardzo subtelny i ledwie zauważalny, fioletowy rumieniec.
– Cześć – rzucił tylko cicho, a jego spojrzenie w zasadzie samo uciekło na dziecko w jej ramionach. – W zasadzie nic ciekawego – dodał, nieco wzruszając ramionami i znów patrząc w oczy dziewczyny, dopóki ta nie kazała dziewczynce się z nim przywitać.
Na jego twarzy pojawił się jakiś dziwny grymas, który tylko z założenia przypominał uśmiech. Na co dzień był tak nieprzyzwyczajony do tego wyrazu, że kiedy go wymuszał, wyglądał wyjątkowo paskudnie. James nie lubił obcować z dziećmi, a i one nigdy nie odnajdywały w chłopaku godnego towarzysza. Na dobrą sprawę nigdy też nie musiał się żadnym zajmować, więc jego doświadczenie w tej kwestii było wyjątkowo znikome. Jak na razie nigdy też nie czuł, że chce się pod tym względem jakkolwiek rozwinąć.
Zdążył przywitać się z rudowłosą, zanim ta opuściła bibliotekę, pozostawiając ich samych sobie. Chłopak nieco ścisnął wargi, odprowadzając ją przez krótką chwilę wzrokiem, który utkwił potem w korytarzu, na którym panował półmrok. Powoli odwrócił głowę, a dopiero potem spojrzenie na oczy niewiele niższej blondynki przed sobą, po czym znów zamilkł na krótką chwilę, jak gdyby zastanawiał się, co chciałby jej powiedzieć.
– Skoro jest głodna, chyba przydałoby się ją nakarmić – powiedział w końcu jakże błyskotliwie, po czym zrobił mały krok w stronę wyjścia. – Chodź, odprowadzę cię do pokoju – zaproponował, czy w sumie bardziej zarządził, przyglądając się dziewczynie, co jakiś czas zerkając też na małą Azjatkę, która przylepiła się do fauna, kiedy szli w stronę skrzydła dziewcząt. – Nie wspominałaś, że masz dziecko – mruknął wpatrzony w ciemne oczy dziecka, najpierw mówiąc, a potem dopiero zastanawiając się, jakie słowa w ogóle opuściły jego usta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz