By
Tyna
|
22:36
|
Aldertowi raczej rzadko zdarzały się tego typu sytuacje – w gruncie rzeczy nie był w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatnim razem gonił za kimkolwiek lub czymkolwiek w tak szaleńczym tempie, nie licząc zajęć, treningów, polowań czy innych sytuacji, które były raczej normą. Tamta chwila, gdy błądził po ciemnych korytarzach, czasami będąc pewnym, że zaczyna się cofać, szczególnie, kiedy minął już trzeci raz to samo miejsce, była w jego odczuciu co najmniej niecodzienna i na pewno nie nazwałby tego wszystkiego jakąkolwiek normą.
Zaczynało go już to powoli irytować. Zjawa wyraźnie sobie z nimi igrała, zbliżając się coraz bardziej za każdym razem, gdy już się pojawiała, a on nadal nie znalazł jakiegoś sensownego sposobu na schwytanie jej i odzyskanie skradzionego jaja, chwilowo ograniczając się do tego, by cały czas mieć postać gdzieś w polu widzenia oraz chociaż udawać, że względnie panuje nad sytuacją. Nie ukazywał jednak w żaden sposób swojej irytacji, a jego twarz nie wykrzywiała się w żadnym nieprzyjemnym grymasie. Nawet w jego oczach, których kolor wyraźnie wpadał w szlachetną zieleń, nie pojawiło się nic, co mogłoby wskazywać na to, że coś się zmieniło. Tłumił wszelkie emocje w sobie, nie pozwalając im wyjść na światło dzienne – zupełnie tak samo jak zawsze. Uczono go tego, odkąd tylko pamiętał, więc sztukę duszenia wszystkiego w sobie opanował wręcz do perfekcji.
Złodziej na chwilę się zatrzymał, a Aldert przyspieszył jeszcze bardziej, chcąc wykorzystać okazję najlepiej, jak było to możliwe. Mało tego – prawie go już miał, zahaczając swoimi długimi palcami o materiał swetra na plecach chłopaka, który wydawał się być niewyczuwalny, a mimo to wiedział, że coś tam jednak jest. Próba jednak skończyła się fiaskiem – widmo zniknęło, a tuż za nim pojawiła się Cristabel.
Aldert bardzo starał się wyhamować dość szybko, ale był na tyle rozpędzony, że podeszwy jego idealnie wypolerowanych butów niekontrolowanie prześlizgnęły się po posadzce, przez co potrącił dziewczynę, a ta upadła. W poślizgu zdążył złapać tylko jej delikatną dłoń, przez co nieco zamortyzował upadek.
Było to w jego odczuciu równie niespodziewane, co upokarzające.
– Wybacz mi, Cristabel – poprosił spokojnym głosem, który w półmroku korytarza nabrał jeszcze większej głębi niż zazwyczaj. – Nie to miałem w zamiarze.
Pochylał się nad nią, nadal trzymając jej dłoń. Jej skóra była bardzo ciepła, miękka i wyjątkowo przyjemna w dotyku. Pomógł podnieść się dziewczynie, postępując z nią najbardziej delikatnie, jak tylko mógł, nadal trzymając wszelkie nerwy na wodzy, a jego twarz wyrażała tę samą powagę. Gdy już wstała, skinął lekko głową, zaznaczając w ten sposób jeszcze raz, że nie chciał naruszać jej przestrzeni osobistej w takim stopniu i narażać jej na jakąkolwiek krzywdę, mając na uwadze, że taki czyn może być dla niego jawnie ujmujący.
– Zwróciłaś uwagę, gdzie zniknął chłopak? – zapytał, cały czas zawieszając na niej swój wzrok.
Nie wyglądał na zmęczonego. Nie miał przyspieszonego oddechu, rumieńców na policzkach czy potu na czole. Nie wyglądał na kogoś, kto przebiegł przed chwilą taki kawał w tak szybkim tempie, ale przecież nie bez powodu nazywano go najlepszym z rodzeństwa.
– Nie bawią mnie jego zagrywki – dodał po chwili, gdy znowu usłyszał jego śmiech gdzieś na drugim końcu korytarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz