Po zapachu i specyficznym zachowaniu ciała, Ven zrozumiał, że ma doczynienia z feniksem. Mitycznym stworem, jedyną kontrą na jad bazyliszka. Reakcja obronna miała więc sens. Pochylił się nad papierem, mimo wszystko obserwując kątem oka nieznajomego i Sonię. Niepokoiło go, że swobodnie porusza się obok tak potężnej, niebezpiecznej istoty. Kto w Akademii w ogóle doszedł do wniosku, że trzymanie w jednej szkole dwóch antagonistycznie do siebie nastawionych istot jest mądrym pomysłem. Viperios poczuł jak jego kły wysuwają się, gotowe, by zostać wgryzione w ciało, a ogon samoistnie drga, wytwarzając upiorną melodię.
Usłyszał przyjemny, melodyjny głos Sonii, będący ukojeniem dla jego ucha. Uniósł głowę, gotowy, by się z nią przywitać, jednak zauważył, że ciągła ze sobą feniksa. Viperios postarał się uśmiechnąć w miarę naturalnie, nie ujawniając zaniepokojenia. I tak najważniejszej części uśmiechu, czyli oczu, nie było w jego przypadku widać, gdyż miał je osłonięte opaską. Odłożył rzeczy na trawę, wstał i otrzepał spodnie.
— Cześć Sonia, widzę, że humor dopisuje? — zwrócił się do dziewczyny.
Skinął na nieznajomego głową. Starał się być uprzejmy, ale z drugiej strony nie garnął się do poznania nieznajomego, wydawał się dość porywczy i silny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz