Khalid niechętnie dał się poprowadzić w stronę Bazyliszka, tylko dlatego, że nie chciał szarpać się z Sonią. Kroki stawiał ciężko chcąc wszem wobec uświadomić wszystkich, że za żadne skarby nie chce przebywać w towarzystwie chłopca.
Stanął tuż za dziewczyną tak, by w razie wypadku mógł ją osłonić i co jakiś czas nerwowo trzepotał nastroszonymi skrzydłami.
Stanął tuż za dziewczyną tak, by w razie wypadku mógł ją osłonić i co jakiś czas nerwowo trzepotał nastroszonymi skrzydłami.
Nie wierzył, że ktoś taki jak on (a już szczególnie on) mógł mieć dobre intencje.
Słyszał, że bazyliszki były cholernie złe i nie chciał ryzykować przebywaniem w jego obecności - nie chciał przecież skończyć jako kolejny z kamiennych posągów akademickich ogrodów.
Tym bardziej nie rozumiał, dlaczego Sonia tak pozytywnie reagowała na obecność białowłosego. Czy ona naprawdę przyjaźniła się z kimś takim?
Khalid spojrzał na chłopca niechętnie i skrzywił się nieznacznie słysząc ostrzegawcze grzechotanie. Sam jednak nie zamierzał atakować tak długo, aż bestia nie da mu do tego powodów.
— Sonia, przecież to cholerny bazyliszek — syknął, nie spuszczając oka z białowłosego. — Jest niebezpieczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz