By
Tyna
|
23:21
|
Uniosła wysoko jedną brew, gdy Atei zaczął trochę drżeć głos. Dziewczyna wydawała się być nieco jakby roztrzęsiona, ale Rowena ani trochę się tym nie przejęła, a jej dziwne reakcje wywoływały w niej co najwyżej jedynie jakąś nikłą ciekawość związanym z tym wszystkim, co mówiła. Zupełnie nie rozumiała jej punktu widzenia i to nawet nie dlatego, że sama nie potrafiła się zamieniać czy dlatego, że wśród członków jej rodziny najważniejsze przekonanie dotyczące ich rasy wymuszało zachowanie czystych genów i nieskalanej inną krwią krew wilków. Chodziło raczej o to, że sama Rowena nigdy nie miała żadnych oporów przed trzymaniem i używaniem jakiejkolwiek broni. Tak samo jak osoby, w towarzystwie których obracała się z własnej woli lub pod przymusem. Nie było to ani coś strasznego, ani wyjątkowego, ani nawet kontrowersyjnego. Wszyscy byli do tego przyzwyczajeni, a oficjalne i nieoficjalne zawody w walce były czymś absolutnie normalnym.
I dziewczynie nigdy nawet przez myśl nie przyszło, żeby mogłoby być inaczej.
— Ludzkie, nie ludzkie, co to za różnica...? — odparła bardziej do siebie niż do niej. — Są. A to, co jest akurat z czego, jest chyba mało istotne.
Rowena zamilkła i odezwała się dopiero po kilku sekundach wgapiania się w ścianę naprzeciw niej.
— Tak samo jak pochodzenie. No wiesz. Tu raczej chodzi o samoobronę i własne życie, a nie jakieś morale, złe wspomnienia czy cokolwiek takiego. A to przecież nadal broń. Taka sama jak każda inna, której trzeba używać, by przetrwać. A ta, o której mówimy, jest akurat wyjątkowo skuteczna i można na niej polegać.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, może odrobinkę złośliwie.
— A polowania są czymś zupełnie normalnym na całym świecie, wiesz? Ja też lubię polować i to nierzadko z przyjemności. Dla zabawy, bo to fajna rozrywka, jakich wiele. I osobiście nie uważam, żeby było to coś strasznego. A jak nagle zaczynają polować też na ciebie, robi się nieco zabawniej.
W oku Roweny pojawił się niewielki błysk.
I chociaż odkąd poczuła, co to znaczy przebywać na otwartym morzu, a las stał się dla niej mały, ciasny oraz ograniczający ją ze wszystkich stron, nie miałaby większych oporów przed tym, by tam wrócić na jakieś małe polowanie. W tamtym momencie nawet trochę za tym zatęskniła, bo chociaż nie była w tym jakoś szczególnie cudowna i spotkała na swej drodze mnóstwo różnych osób, które były w tym bardziej wprawione niż ona, uważała to za jakiś sposób spędzania wolnego czasu, a jej bracia w każdy niedzielny poranek wsiadali na konie i jechali do lasu, by tam zgarnąć jakąś zwierzynę. Gardziła nimi w ogromnym stopniu, ale czasami wyglądała zza okna, gdy wracali, żeby zobaczyć, co tym razem udało im się upolować.
Zawsze coś ze sobą przywozili, niejednokrotnie naprawdę niezwykłe okazy, a świat mógłby się walić, a oni nie zrezygnowaliby ze swojej małej, niedzielnej tradycji.
Rowena poprawiła siad.
— Chyba nie przekonuje mnie twój punkt widzenia, ale zrobisz, co chcesz. Nic mi do tego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz