Wzrok Jamesa uciekł na ułamek sekundy na różowy kolor goszczący na policzkach wróżki. Doszedł do wniosku, że to zapewne jeden z pierwszych, o ile nie jedyny raz, kiedy blondyn postanowił zrobić coś wbrew ustalonym przez kogoś innego zasadom. Nieco niższy chłopak bez zastanowienia ośmieliłby się więc stwierdzić, że ma o wiele większe doświadczenie w bardziej lub mniej nielegalnych sprawach, z czego w niektórych był wręcz doświadczonym specjalistą od wielu lat. Nic jednak nie wskazywało na to, żeby któregokolwiek występku jakoś szczególnie żałował.
Szczególnie, jeśli było ciekawie.
– Też mam z tym małe problemy – przyznał, lekko wzruszając ramionami. Trudno stwierdzić, czy w niektórych sytuacjach rzeczywiście zaledwie „małe”. – Może da się to jakoś wyleczyć – dodał, a jeden z kącików jego ust nieznacznie drgnął w górę.
Trzeba przyznać, że zareagował o wiele spokojniej od swojego kolegi z ławki. Nawet gdyby ta drobna ucieczka miałaby skończyć się wizytą u pani dyrektor, w co szczerze wątpił, mimo że nie znał dobrze reguł, którymi rządziły się szkoły, chyba nie zrobiłoby to na nim jakiegoś większego wrażenia, oczywiście uznając, że w ogóle zrobiłoby jakiekolwiek. Zapewne po prostu byłoby mu głupio ze względu na wplątanie w kłopoty Sítha, którego by przeprosił. Zresztą białowłosy już od jakiegoś czasu przestał łączyć schwytanie z konsekwencjami, bo zawsze przecież można po prostu ponownie zwiać lub wcisnąć komuś jakieś drobne kłamstewko. On małego kitu co prawda czasami ginęli ludzie, ale nie było to jakimś częstym zjawiskiem, a przynajmniej on nie miał z takimi sytuacjami zbyt często do czynienia.
Spojrzenie jasnych oczu, a w zasadzie oka, błądziło po postaci starca, kiedy ten prowadził ich do wspomnianych pakunków, które po wcale nie tak długiej chwili ukazały się ich oczom – szarobrązowe kartony oklejone taśmą, która po przyjrzeniu się wpadała w bardzo delikatne, fioletowe lub błękitne tony. Zerknął na twarz mężczyzny, kiedy ogłosił, że właśnie o te pudła chodzi, po czym objaśnił, że dystans, który będą musieli pokonać, nie jest duży. Dorównał kroku chłopakowi wyższemu od niego o kilka centymetrów, co było dla Jamesa bardzo sympatyczne, bo jednak często spotykał w życiu osoby bardzo wyraźnie od niego wyższe, podchodząc do niewielkiego stolika. Złapał dwa leżące na sobie kartony i uniósł je troszeczkę zbyt gwałtownie, bo nieznana im zawartość trochę się zachwiała, podejmując próbę podróżowania po wnętrzu kartonów. Chłopak trochę się przez to zdziwił i spiął, bardziej skupiając swoją uwagę na pakunkach, dość szybko opanowując sytuację. Uśmiechnął się przez to pod nosem nieco zażenowany, ale bez zbędnej jego zdaniem zwłoki znów uniósł ciężkie pudła z niestabilną zawartością, już bez najmniejszych problemów czy drobnych turbulencji.
W końcu nie takie rzeczy się robiło, kiedy na morzu szalał sztorm, a trzeba było utrzymać buntujący się ster w wilgotnych od słonej wody dłoniach.
Zerknął na swojego kolegę, po niedługiej chwili dochodząc do wniosku, że chłopak ma jakieś malutkie problemy. Blondyn jednak nie narzekał, więc Plejadus, jak na dobrego kolegę przystało, zignorował to, czy chłopak ma jakiekolwiek trudności. W końcu gdyby miał, poprosiłby o pomoc, a James bez problemu by mu jej udzielił.
– Spokojnie, Sítheach, nigdzie nam się nie spieszy – zapewnił staruszek z serdecznym uśmiechem, posyłając mu przy tym dobrotliwe i wdzięczne spojrzenie, które następnie przerzucił na niższego chłopaka. – No chyba, że Jamesowi – zaśmiał się lekko, wskazując smukłym palcem na znajdującą się w jego niezbyt masywnych dłoniach parę jasnych pudeł.
Tak, jak białowłosy zignorował fakt, że mężczyzna wie, z której są klasy i z kim planowo mają lekcję, tak tego, że zna ich imiona, najzwyczajniej w świecie nie potrafił. James nie należał do osób, które jakoś szczególnie chętnie zdradzają innym ten fakt i w zasadzie dopiero po przystąpieniu do akademii coś się w jego przypadku w tej kwestii zmieniło. Chłopak stanął jak wryty, z ledwością utrzymując pudła w dłoniach i odwrócił zaskoczony wzrok w stronę staruszka, który tylko dobrotliwie się do niego uśmiechnął, spokojnym i niespiesznym krokiem zmierzając w stronę swojej kanciapy. Plejadus przypatrywał mu się jeszcze chwilę, po czym spojrzał na swojego kolegę, marszcząc brwi z niezrozumieniem, jakby miał nadzieję, że Síth jakoś wyjaśni mu tę niecodzienną sytuację. Jak na razie on sam zdołał tylko dojść do wniosku, że albo starzec jest niezbyt zdrowy na umyśle i śledzi uczniów, ale jest jednym z tych, którym nie trzeba mówić ani pokazywać, by wiedzieli. Wciąż patrząc na zielone tęczówki chłopaka, zrobił kolejny, niezbyt pewny i na pewno nie pospieszny krok za mężczyzną, bardziej uważnie mu się przyglądając. Nie było w nim jednak nic, co sam chłopak uznałby za podejrzane czy jakkolwiek niegodne zaufania. A może po prostu jego myśli wciąż nie mogły się opanować i wrócić do racjonalnej normy przez to, że martwił się o Faustę.
Błądząc umysłem wokół źle czującej się dziewczyny, podświadomie dotrzymując kroku swojemu nowemu koledze, dotarł razem z nim do kanciapy pana Sandersa, który poszedł w głąb pomieszczenia. Białowłosy ruszył za nim, żeby odnieść pudełka na jakiś pusty stolik w środku. Odsunął ciężkie kartonu trochę na bok, żeby Sítheach również znalazł miejsce dla swojego pakunku, po czym odwrócił się do wyjścia, żeby ponownie przekroczyć próg. Nim jednak zdążył to zrobić, utkwił wzrok w staruszku, który zalewał wrzątkiem suche liście w dwóch filiżankach bez uszu.
– Macie wolne do końca lekcji, więc może zostaniecie chociaż na herbatę? – zaproponował, podnosząc na nich serdeczne spojrzenie. Zanim którykolwiek z nich zdążył mu odpowiedzieć, usiadł na środku wzorzystego dywanu, stawiając przed sobą napary i podsuwając do ust swój własny. James przyglądał się temu chwilę, po czym odwrócił się do młodszej wróżki obok, krzyżując ramiona na piersi.
– Co o tym myślisz, Síth? – zapytał, uśmiechając się do niego lekko, ale wyjątkowo jak na niego ciepło, po czym postanowił stopę bliżej starca z zamiarem podejścia bliżej i dołączenia do picia herbatki. Woźny wydawał mu się zbyt interesujący, żeby James miał tak po prostu odejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz