Khalid zagarnął Sonię trochę bardziej w swoją stronę, czujnie obserwując młodego bazyliszka, który siedział tuż przed nimi. Jego zachowanie było jakoś tak ... Nienaturalnie spokojne; dokładnie jakby zaraz, w najmniej spodziewanym momencie, miał ściągnąć tę cholerną przepaskę i obdarzyć ich spojrzeniem oczu, które byłoby ostatnim w ich życiu.
Kiedy poczuł jak dłoń Sonii oplata się ciaśniej na jego przedramieniu, zrozumiał, że dziewczyna najwyraźniej nie miała pojęcia z kim przyszło się jej kolegować; czyli chłopiec nie chwalił się swoim pochodzeniem.
I słusznie.
Khalid na jego miejscu też by tego nie robił. Głupio byłoby chyba przyznać, że jest się cholernym potworem, który zabija czymś tak prozaicznym jak zwyczajne zerknięcie.
Raza skrzywił się zniechęcony i ściągnął brwi.
— To pytanie retoryczne? — wtrącił jadowicie, nim dziewczyna w ogóle zdążyła odpowiedzieć. — Na przyjemnego nie wyglądasz — odparł i wystąpił o krok, odrobinę zasłaniając dziewczynę prawym skrzydłem; bardziej odruchowo niż z rozmysłem.
Po prostu cholernie nie podobał mu się sposób i ton, w którym Bazyliszek zaczął do niej mówić. Dodatkowo jego przerażająco dziwne zachowanie wyglądało mniej więcej tak, jakby był gotowy do ataku.
— Nie, to tak jakby powiedzieć, że każdy lew żre mięso — poprawił go kąśliwie, z obrzydzeniem spoglądając na długie, wężowe kły, wykrzywione w uśmiechu.
— Zdolności? I ty to jeszcze tak nazywasz, tak? Zdolności — roześmiał się, kręcąc głową. — Chyba nie powiesz mi, że zabijanie kogoś wzrokiem to jakaś pieprzona zdolność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz