Raza jeszcze przez chwilę spoglądał na odchodzącego Bazyliszka, a kiedy ten w końcu zniknął za rogiem, westchnął spokojnie. Poczuł ulgę, kiedy białowłosy nie wykazał się chęcią przebywania w ich towarzystwie; sam Khalid też nie miał na to ochoty - ani teraz, ani nigdy.
W życiu nie słyszał o tak niedorzecznej anomalii, którą miałby być dobry bazyliszek i nie chciał ryzykować, ślepo wierząc, że akurat on miał czyste intencje.
W życiu nie słyszał o tak niedorzecznej anomalii, którą miałby być dobry bazyliszek i nie chciał ryzykować, ślepo wierząc, że akurat on miał czyste intencje.
Ani ten grzechoczący ogon, ani te jadowite kły nie wyglądały na coś przyjaznego, tak samo jak dziwny sposób, w który się zachowywał.
Raza w końcu spojrzał na Sonię i kiedy miał się już odezwać w miękkim zapewnieniu, że nic się nie stało, a cała ta sytuacja była tylko niepotrzebną sprzeczką, poczuł ruch między swoimi nogami.
Puchaty ruch.
Zaciekawiony chłopak spojrzał w dół, a kiedy dostrzegł niewielkiego, półprzezroczystego lisa, która cały przestraszony kulił na ziemi tuż pod nim ze spuszczonymi ku sobie uszkami, uśmiechnął się łagodnie i powolutku usiadł na chłodnej trawie przed tym cholernie słodkim zwierzęciem.
Puchaty ruch.
Zaciekawiony chłopak spojrzał w dół, a kiedy dostrzegł niewielkiego, półprzezroczystego lisa, która cały przestraszony kulił na ziemi tuż pod nim ze spuszczonymi ku sobie uszkami, uśmiechnął się łagodnie i powolutku usiadł na chłodnej trawie przed tym cholernie słodkim zwierzęciem.
— Nie musisz na niego krzyczeć, nic nie zrobił — zapewnił, niepewnie i powoli kładąc dłoń na grzbiecie wystraszonego lisa z intencją pogłaskania go. — Czemu się tak boi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz