Z każdym ułamkiem sekundy, w czasie którego José nie otrzymywał odpowiedzi od swojego nowego znajomego, chłopak czuł, że jego sztucznie stworzone serce zaczyna bić w coraz bardziej zestresowanym tempie. Powiedział coś nie tak, prawda? Tutaj też nie wolno zadawać pytań, szybko i pochopnie doszedł do takich wniosków, przez co poczuł się jeszcze gorzej. Przez myśl przeszło mu nawet, żeby się odwrócić i uciec, ale jego wewnętrzny strach przed konsekwencjami ucieczki nie miał zamiaru mu na to pozwolić. Co prawda on sam jeszcze nigdy ich nie doświadczył, ale przecież nie był niewidomy.
Wszystkie jego spięte mięśnie natychmiast się rozluźniły, kiedy usłyszał potwierdzenie z ust bruneta. Jego niepewny i nieco spanikowany uśmiech zamienił się w znów serdeczny i nieco podekscytowany, a w jego jasnych oczach pojawił się jakiś drobny błysk. Rzadko kiedy otrzymywał pozwolenie na otrzymanie jakichkolwiek informacji, dlatego te dwa drobne słowa naprawdę go ucieszyły. Kiedy usłyszał kod identyfikacyjny skinął głową, dając mu tym do zrozumienia, że zapamiętał i zapisał sobie tę informację gdzieś w umyśle. Chłopak nazywał się bardzo interesująco, przynajmniej według szatyna. Podobało mu się to, jak drugi uczeń się przedstawił. Być może dlatego, że José nie miał jeszcze okazji usłyszeć zbyt wielu imion ani nazwisk, a przede wszystkim kody składające się zaledwie z dwóch literek i równie skąpej ilości cyferek.
Jednak zanim zdążył on jakkolwiek skomplementować to, jak nazywa się jego pierwszy nowy znajomy, zobaczył jego dłoń, która bez ostrzeżenia zaczęła się do niego zbliżać. Nieco wyższy chłopak cały się na to spiął i zrobił pół kroku do tyłu, patrząc na rękę kolegi jakby była wymierzoną w niego lufą pistoletu, a nie częścią ciała. Po dwóch długich sekundach podniósł wzrok na twarz Nathana, a gdy dotarło do niego, że nie ma on zamiaru zrobić mu krzywdy, poczuł się zażenowany przez swoją nagłą i niezbyt miłą reakcję.
– Wybacz... – mruknął cicho ze skruchą w spojrzeniu. – Mnie też miło cię poznać – zapewnił, uśmiechając się trochę radośniej i bardzo niepewnie oraz delikatnie podając mu dłoń. José nie miał w życiu okazji za bardzo nikogo dotykać i niemal od razu doszedł do wniosku, że jego skóra jest bardzo przyjemna w dotyku. Ucieszył się trochę bardziej, kiedy usłyszał pytanie z jego strony. W zasadzie sam nie wiedział, dlaczego dokładnie, ale bardzo cieszył się, że ktoś rzeczywiście chce nawiązywać z nim jakąkolwiek rozmowę. – Doktor Díaz zapisał mnie do klasy alchemicznej – oznajmił, podchodząc bliżej do jego boku, po czym zaczął się kierować w tę samą stronę, w którą szedł, zanim spotkał bruneta. – Miałem iść na zajęcia, ale bardzo się na nie spóźniłem i w zasadzie nie wiem, czy wstęp nadal jest aktywny... – przyznał, nieco smutniejąc i spuszczając wzrok bardziej na podłogę. Obiecał, że nie zawiedzie, a bał się, że już zdążył to zrobić. – Czy tutaj też funkcjonują drzwi z czasomierzem, żeby drzwi były otwarte łącznie jedynie kilka minut? – spytał, znów unosząc wzrok na dwukolorowe tęczówki kolegi. – Och, i od jak dawna jesteś obiektem w tej placówce? – dopiero chwilkę po wypowiedzeniu tych słów zdał sobie sprawę z tego, że powiedział coś nie tak, przynajmniej w jego opinii. – To znaczy... Przepraszam... – nieznacznie opuścił głowę, wciąż na niego patrząc, swoim spojrzeniem również ukazując, że jest mu głupio. – Jakie stanowisko zajmujesz? Nie chciałbym cię urazić, gdybym nieodpowiednio się do ciebie zwrócił – objaśnił, uśmiechając się trochę nieśmiało.
Czekając na odpowiedź, patrzył to na twarz swojego towarzysza, to na ścianę korytarza, nie chcąc sprawić mu dyskomfortu przez wgapianie się w niego. Niskie obcasy jego butów próbowały atencyjnie stukać o podłogę, ale chłopak starał się jak najbardziej je uciszyć, by nie robić zbędnego hałasu. Jedna z jego dłoni znów zawędrowała na jego tors, by zacząć bawić się przezroczystym wisiorkiem, podczas gdy druga błądziła po ramieniu ciemnej torby.
Nagle poczuł mocne pchnięcie. Dopiero co zdążył się uspokoić, a znów został przez kogoś narażony na stres. Trzeba przyznać, że dość mocno spanikował, kiedy nagle zaczął trochę lecieć do tyłu, w pierwszej krótkiej chwili nie będąc nawet pewnym, co się właśnie stało. Próbował złapać się czegokolwiek obok siebie, ale jego palce jedynie z dość donośnym piskiem przesunęły się po ścianie, powodując dreszcze wędrujące mu wzdłuż kręgosłupa. W utrzymaniu równowagi na pewno nie pomagała mu ciężka torba, która przez to zderzenie zsunęła się z jego ramienia i uderzyła o zgięcie w jego łokciu, zatrzymując się tam. Trochę instynktownie chwycił ją za ramię, jakby bał się, że przewróci się, jeśli tego nie zrobi, nawet jeśli trzymała go w pasie, w dodatku wcale nie tak leciutko, do czego absolutnie nie był przyzwyczajony. Nie zaciskał jednak palców zbyt mocno, bo nie chciałby zrobić jej krzywdy, nawet gdyby ona miała zamiar zrobić ją jemu. Wbijał spojrzenie w parę dwukolorowych oczu, na co jego twarz delikatnie drgnęła. Jego spojrzenie uciekło nieco na włosy dziewczyny, a raczej znajdujące się na ich miejscu skupisko gadów. Kiedy poczuł się już trochę stabilniej, rozluźnił uścisk dłoni na jej ramieniu, nieznacznie przesuwając palcami po jej łuskach na skórze. One również były bardzo miłe w dotyku, choć inne niż wnętrze ręki Nathana.
Wrócił spojrzeniem na twarz dziewczyny, kiedy w korytarzu rozbrzmiał jej głos. Drgnął nieco, nieznacznie odsuwając od niej twarz, kiedy dostrzegł język wysuwający się spomiędzy jej warg. Przesunął dłoń po ścianie, kiedy dziewczyna go puszczała, po czym ustał prosto, zdejmując przy tym dłoń z jej ramienia i robiąc krok w tył, obawiając się, że sprawi jej dyskomfort, jeśli będzie stał za blisko.
Kąciki jego ust z powrotem powędrowały ku górze, kiedy usłyszał przywitanie dziewczyny. Było inne niż „Hej”, którym przed chwilą wymienił z Nathanem, ale zrozumiał, że oznacza to praktycznie to samo, zresztą często słyszał już podobne powitania, z tym, że żadne nigdy nie było skierowane w jego stronę.
Akademia wydawała mu się naprawdę niezwykle sympatycznym miejscem.
– Wszystko w porządku, dziękuję, że pytasz – uśmiechnął się do niej trochę szerzej, jakby tym gestem również chciał zapewnić uczennicę, że nic mu się nie stało. – Wybacz, po prostu się nie spodziewałem – dodał, w zasadzie samemu nie będąc do końca pewnym, za co ją przeprosił. – Tobie też nic się nie stało? – zapytał jeszcze, pobieżnie jej się przyglądając z nadzieją, że jest cała.
Z powrotem zawiesił pasek torby na barku i poprawił sobie nieco szary materiał golfu, choć w zasadzie wszystko było z nim w porządku poza faktem, że kołnierz odsłaniał jego tatuaż na szyi, więc chłopak postanowił zakryć ślady czarnego tuszu. Nie chciał na nie patrzeć ani zmuszać do tego innych.
– Identyfikuję się jako José Ezperanza – przedstawił się, po czym, naśladując gest Nathana sprzed chwili, wysunął w stronę dziewczyny otwartą dłoń, z tym, że on to zrobił dosyć sztywno. Kątem oka zerknął też na bruneta obok, jakby chciał się upewnić, że poprawnie przywitał się z uczennicą.
Kiedy przywitał się z nią tak, jak jego pierwszy kolega z akademii z nim, zerknął na wspomnianego chłopaka. Szatyn uniósł kąciki ust nieco wyżej, jakby z wdzięcznością za to, że Nate wciąż dotrzymuje im towarzystwa, bo przecież nie był do tego zmuszany. Jego brwi lekko drgnęły, kiedy znów uważnie przyglądał się dwójce nowych znajomych.
– Jesteście z tej samej partii produkcyjnej? – zagaił, przerzucając na dwójkę swoich towarzyszy zaciekawione spojrzenie i posyłając im ciepły uśmiech. – Tęczówki w waszych narządach wzroku mają bardzo podobną barwę – dodał, żeby oboje nie zastanawiali się zbyt długo, o co właściwie chodzi chłopakowi. Było dla niego niesamowite, że pierwszy raz w, co prawda niezbyt długim, życiu spotkał aż dwie osoby z heterochromią i tylko takie tłumaczenie na ten moment przychodziło mu na myśl. Zresztą widok dwukolorowych oczy był dla niego naprawdę wyjątkowy i chciałby wiedzieć, czy spotkanie dwóch osób z tak podobną przypadłością to norma czy czysty, niesamowity przypadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz