Gideon objął Crystal opiekuńczo, kiedy pociąg rozpoczął całkiem gwałtowne hamowanie, tak, aby śpiąca dziewczyna przypadkiem nie upadła. Anvill raczej nie chciał, żeby znów się stukła. O wiele bardziej podobała mu się taka w jednym kawałku.
Podróż przez Taau była raczej bezproblemowa; przynajmniej dla Edith i Crystal. Gideon zaś napotkał parę natarczywych trudności. Pogoda nad morzem była absolutnie idealna; bezchmurne niebo i pełne słońce zmusiły Anvill'a do naciągnięcia kaptura na głowę, a porywisty wiatr, który ciągnął za sobą miękkie fale rozbijające się o piaszczysty brzeg, sprawiały, że wampir musiał trzymać kaptur tak, aby nie zwiało mu go z głowy, więc słońce trochę przypaliło jego skórę na bladych dłoniach.
Ignorował jednak ból, nie chcąc nikogo martwić swoim stanem.
Kiedy miał okazję szedł pod zacienionymi budynkami i wtedy, chociaż na chwilę, mógł odczuć ulgę.
Gideon westchnął zadowolony, kiedy w końcu znaleźli się pod hotelem, a właściwie jak się okazało - pensjonatem, gdzie znajdowało się wystarczająco dużo cienia, by pozwolić młodemu wampirowi w końcu ściągnąć kaptur.
Anvill nie miał żadnego poczucia estetyki architektonicznej (w ogóle poczucia żadnej estetyki), jednak budek wydawał mu się i ładny i przytulny.
Taki domowy.
I takie też mniej więcej było jego wnętrze.
I chociaż Gideon często czuł się niekomfortowo w nowych miejscach, tutaj poczuł się nawet swobodnie. Pokątnie zerknął na swoje dłonie i krzywiąc się nieznacznie, podniósł głowę słysząc nowy głos.
I chociaż Gideon często czuł się niekomfortowo w nowych miejscach, tutaj poczuł się nawet swobodnie. Pokątnie zerknął na swoje dłonie i krzywiąc się nieznacznie, podniósł głowę słysząc nowy głos.
Anvill spoglądnął na chłopaka wyjątkowo krytycznym wzrokiem, zwłaszcza kiedy usłyszał ten cholernie zalotny głos, który wpędził go chyba w największy dyskomfort w całym jego życiu. Z grymasem wymalowanym na twarzy, Anvill chwycił dłoń Ruby'ego, uścisnął ją mocno - chociaż nie za mocno, żeby przypadkiem go nie ukruszyć - i potrząsnął nieznacznie.
— Gideon — mruknął trochę niechętnie, choć wymusił uśmiech.
To był dokładnie jeden z tych dominujących, męskich uścisków, który niebezpośrednio mówił coś na zasadzie: "Spadaj, nie jestem gejem".
Całe szczęście na krótko po tym niekomfortowym spotkaniu pojawiła się matka Crystal, więc Gideon ostatecznie złagodniał, spoglądając na czułe przytulanki obu kobiet.
To nie tak, że zazdrościł swojej przyjaciółce, ale w gruncie rzeczy poczuł coś na kształt żalu, że z nim nikt nigdy nie witał się w ten sposób. Przynajmniej nie w ostatnim czasie.
Ostatecznie Anvill nie miał zielonego pojęcia jak powinien się zachować. Czuł się mniej więcej tak, jakby zaraz miał zacząć rozdawać autografy tylko dlatego, że zjawił się tutaj w towarzystwie Crystal.
Odchrząknął trochę niezręcznie, a kiedy w końcu i jej ojciec trochę zagęścił niekomfortową atmosferę, Gideon wyciągnął poparzoną dłoń w ich stronę i uścisnął najpierw jej mamie, później tacie.
— Gideon Anvill, dzień dobry — przedstawił się w końcu, z najszczerszym i najładniejszym uśmiechem, na jaki mógł się zdobyć tak, aby zrobić dobre pierwsze wrażenie.
Po grzecznościowym powitaniu, mama Crystal spoglądnęła na nich z nieustającą ekscytacją i w końcu zaproponowała:
— Crystal, skarbie, twoi przyjaciele na pewno są głodni. Chodźcie, właśnie zrobiłam obiad, zjemy razem.
Cała szóstka usiadła w jadali przed pięknie zastawionym stołem.
Ciszę jako pierwszy postanowił przerwać jej ojciec, chociaż wciąż brzmiał tak samo niezręcznie jak na samym początku:
— To ... Jak się właściwie poznaliście?
Jego wzrok wędrował raz w stronę Gideona, raz w stronę Edith, by ostatecznie posłać Crystal ojcowski, dumny uśmiech. Anvill cieszył się, że w tym momencie akurat przeżuwał i nie musiał odpowiadać jako pierwszy; ostatecznie nie chciał wspominać o tym, że składał ich potłuczoną, gołą córkę do kupy.
Domyślał się, że musiał wymyślić coś na poczekaniu, kiedy to Edith mówiła, ale narastająca pustka w jego głowie sprawiła, że jedynie posłał Crystal litościwy, spanikowany wzrok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz