Crista wspominała kiedyś pewnym osobą, że jej kondycja nie jest tragiczna? Że co jakiś czas sobie biega i ćwiczy? Oczywiście to nie było kłamstwo. Uwielbiała to robić, szczególnie na łonie natury. Jednak dziś rano - no dobrze, może nie całkowicie rano bo gdy zerknęła na zegar wiszący na jednej ze ścian pokoju wybijał on już dwunastą trzydzieści jeden - zerwała się poplątana w koc, z włosami w ustach i rozmazanym tuszem z wczoraj pod oczami. Jęknęła przeciągle na chrupnięcie w kręgosłupie i rzuciła się do walizek by szybko znaleźć zdatne do założenia na zajęcia wychowania fizycznego - bo tylko na nie była w stanie zdążyć - ubrania. Jak na złość krótkie spodenki były na samym dnie walizki, a koszulka, którą miała zamiar do nich ubrać zaginęła w akcji. Zdjęła dresy, w których spała i wciągnęła na pośladki czarne spodenki. Zerknęła na koszulkę, w której spała - cóż nie była w tragicznym stanie. Trochę pognieciona, ale nie tragiczna. Niech i będzie. Spojrzała szybko na zegar - dwunasta trzydzieści pięć. Cholercia jasna za pięć minut zaczyna zajęcia! Przeczesała palcami swoje długie włosy łapiąc je w kucyk. Zerknęła w lusterko przecierając oczy by nie wyglądać tak okropnie jak się czuła. Łóżko jej współlokatorki było ładnie zaścielane, w porównaniu do strony od Cristy. Walizki na podłodze z wyrzuconą zawartością. Koc w połowie zsunięty z łóżka oraz szafka z otworzoną kosmetyczką. Obiecała sobie szybko, że jak tylko wróci posprząta to. Dwunasta trzydzieści sześć. Nosz! Że też nie umie zatrzymać czasu! Zabrała szybko rozpinaną bluzę i w biegu przez korytarz założyła ją. Dopiero potykając się na długich schodach zrozumiała, że miała na sobie klapki. Ten dzień nie mógł się gorzej zacząć - stwierdziła w myślach.
Jęknęła, gdy z impetem wpadła na kogoś o wiele wyższego od niej. Upadła na ziemię tucząc sobie przy okazji kość ogonową. Syknęła, zauważając jak jej kosmyki zmieniły barwę na jasną, prawie białą. Super, wyjdzie jeszcze na jakiegoś dziwaka, z dziwnymi włosami.
Uniosła wzrok marszcząc brwi. Nie na co dzień widziało się zamiast dwóch nóg, cztery. W dodatku nie ludzkich, a końskich. Jej wzrok gnał ku górze aż zobaczyła twarz chłopaka o rozkopanych, kasztanowych włosach i jasno szarych oczach.
- Oh - wymsknęło jej się, gdy chłopak wyciągnął do niej dłoń. - Przepraszam… Spieszyłam się… I cię nie zauważyłam.
Wyrzuciła z siebie między oddechami. Przyjęła pomocną dłoń i wstała.
- Muszę lecieć! Jestem bardzo spóźniona! - krzyknęła nawet nie dając dojść do słowa chłopakowi i biegiem rzuciła się w stronę dużego placu, na którym widziała rozciągające się osoby, a przy ich nogach smoki. Niesamowite - pomyślała. W końcu pierwszy raz na oczy widziała te stworzenia.
Odetchnęła z lekką ulgą, że dotarła i nie zgubiła się po drodze. Już chciała się kierować do nauczyciela prowadzącego rozgrzewkę, gdy mój wzrok przyciągnęło coś błyszczącego.
- O nie - westchnęłam zauważając z pewnością nie mój pierścień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz