Podniósł wzrok z notatek i spojrzał na tarczę zegara, lustrując wszystkie wskazówki i cyfry skupionym spojrzeniem. Jeszcze raz zerknął na znajome pismo, a jego powieki trochę bardziej się rozchyliły. Zerwał się na równe nogi, pozwalając miękkiemu materacowi łóżka znów się wyprostować, bo ten ugiął się pod jego w zasadzie wyjątkowo lekkim ciałem. Zrobił gwałtowny krok w stronę drzwi, ale zatrzymał się równie nagle, odwracając w stronę torby spokojnie czekającej na uwagę właściciela. Pochylił się i uniósł ją z lekkim trudem spowodowanym pokaźną ilością książek w środku. Załamał ramiona i ponownie ją odstawił, po czym kucnął, żeby zacząć z niej wyjmować to, co uznał za niepotrzebne. Może i dostał plan lekcji niemal dosłownie przed chwilą i ewentualnie ze dwa razy pobieżnie na niego zerknął, ale niemal doskonale go już zapamiętał oraz zdołał się zorientować, jaka lekcja go teraz czeka. Oraz że spóźnił się na kilka z nich...
Wyjątkowo trudno było mu ścierpieć spóźnienia. A raczej konsekwencje, które dotychczas takowym towarzyszyły.
Wyprysnął z pokoju, zamknął za sobą drzwi i zrobił kilka kroków w stronę jednego z końców korytarza, ale zatrzymał się, gdy rozniosły się po nim stukoty podeszew jego butów. Poczuł nieprzyjemne ciarki bezlitośnie drażniące go od czubka głowy, spływające niespiesznie i bezlitośnie wzdłuż linii jego kręgosłupa, przechodzący mu na nogi i wędrujące aż do tego stóp. Dość mocno się przez to wzdrygnął, jakby chciał się z nich otrzepać z nadzieją, że raz na zawsze się ich pozbędzie. Powolutku nabrał sporą ilość powietrza w płuca, choć na dobrą sprawę nie było mu to potrzebne, po czym z takim samym tempem wypuścił je z ust, przez co jego przed chwilą uniesiona klatka piersiowa wróciła do ustalonej normy. Wznowił podążanie w stronę celu, nawet jeśli nie był do końca pewien, gdzie dokładnie powinien się kierować, bo nie zdążył rozejrzeć się po budynku. Tym razem szedł o wiele wolniej, przez co odgłosy głuchych stuknięć nie dawały tak o sobie znać. Zamknął dolną wargę między białymi i równymi zębami, zaczynając ją nerwowo podgryzać. Robił to dość mocno, na co nie zwrócił uwagi, bo uciskowi, który czuł, nie towarzyszyła ani odrobina bólu. Nie chciał szczycić się spóźnieniem już pierwszego dnia w nowej placówce, ale odgłosy kroków echem dostające mu się do uszu były chyba jeszcze gorsze. Doszedł więc do wniosku, że woli tłumaczyć się przed nauczycielami późnym przyjazdem niż narażać się na jakikolwiek stres, starając się jak najbardziej uniknąć jego ewentualnych, nawet najdrobniejszych skutków, za którymi, delikatnie mówiąc, nie do końca przepadał.
Szedł więc niespiesznie wzdłuż korytarza, starannie układając w głowie wyjaśnienia co do swojej nie najlepszej uczniowskiej postawy, przykładając sobie otwartą dłoń do torsu i gładząc kciukiem niewielki, gładki, szklany wisiorek w kształcie ptasiego skrzydła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz