NamGi słuchał jej słów uważnie, chociaż wciąż nie wiedział, czy powinien jej wierzyć.
Głos dziewczyny brzmiał zaskakująco spokojnie, a monolog, który ciągnął się z jej ust był chyba godny zaufania, chociaż Azjata i tak wątpił w to wszystko.
Do jej zapewnień podszedł raczej powściągliwie, bez jakiejkolwiek entuzjastycznej reakcji; po prostu kiwnął głową, by poinformować w ten sposób, że przez cały czas jej słuchał i zrozumiał intencję jej wypowiedzi.
Jej rodzice, przynajmniej z opowieści, którymi parę razy go uraczyła, nie kojarzyli mu się z kimś, kto czekałby na rezultat czegoś tak bezowocnego jak resocjalizacja buntowniczej piratki. Pomimo spokoju, którym zewsząd emanowała Rowena, NamGi wciąż obawiał się, że wcześniej czy później jej rodzina i tak postawi na swoim, zabierając ją daleko stąd; tym razem do jeszcze lepszej i surowszej placówki, która tym razem byłaby w stanie utemperować Rowenę.
I chociaż wszystkie te myśli kłębiły mu się w głowie, ostatecznie postanowił nie dzielić się z nią swoimi obawami. Nie sądził w ogóle, żeby się zrozumieli, a NamGi nie był ani w humorze, ani na siłach, by wszczynać kłótnie.
Szczególnie nie z nią; z Roweną wolał spędzać ich wspólny czas w bardziej przyjemny sposób niż rozwiązywanie nieporozumień.
Dong podejrzewał, że właściwie jedyne co może zrobić w obecnej sytuacji, to po prostu cieszyć się obecnością Roweny, dopóty dopóki jeszcze była tutaj z nim.
Nieważne, czy rodzice ją stąd zabiorą, czy prędzej sama w końcu ucieknie; ostatecznie i tak się rozdzielą, a NamGi, chociaż za każdym razem się opierał i ignorował świadomość ich nieuniknionej rozłąki, musiał w końcu przywyknąć do tej myśli.
Tym bardziej nie chciał tracić czasu na coś tak niepotrzebnego jak kłótnie.
— No dobrze, dobrze — odparł w końcu i pochylił się nad kucającą Roweną, by ucałować czubek jej głowy między falami wilgotnych, przyjemnie pachnących włosów, na znak ostatecznego pokoju między nimi i nadziei pogrzebania niewygodnego tematu.
— Skoro tak mówisz, to w porządku. Nie będę się już tym martwił, ale to prawda, wolałbym wiedzieć — westchnął.
— No i faktycznie nie powinienem wtrącać się w twoje sprawy — mruknął, chociaż ostatecznie nie czuł żadnego żalu związanego z tym co zrobił; teraz przynajmniej wiedział trochę więcej.
NamGi ostatecznie ułożył się na materacu jej łóżka i uniósł nieco ramię, uśmiechając się do niej zachęcająco i zapraszająco. Stwierdził, że odrobina łóżkowych przytulanek była w tym momencie bardzo wskazana.
— Rowcia, chyba nie dasz się prosić, prawda?
Głos dziewczyny brzmiał zaskakująco spokojnie, a monolog, który ciągnął się z jej ust był chyba godny zaufania, chociaż Azjata i tak wątpił w to wszystko.
Do jej zapewnień podszedł raczej powściągliwie, bez jakiejkolwiek entuzjastycznej reakcji; po prostu kiwnął głową, by poinformować w ten sposób, że przez cały czas jej słuchał i zrozumiał intencję jej wypowiedzi.
Jej rodzice, przynajmniej z opowieści, którymi parę razy go uraczyła, nie kojarzyli mu się z kimś, kto czekałby na rezultat czegoś tak bezowocnego jak resocjalizacja buntowniczej piratki. Pomimo spokoju, którym zewsząd emanowała Rowena, NamGi wciąż obawiał się, że wcześniej czy później jej rodzina i tak postawi na swoim, zabierając ją daleko stąd; tym razem do jeszcze lepszej i surowszej placówki, która tym razem byłaby w stanie utemperować Rowenę.
I chociaż wszystkie te myśli kłębiły mu się w głowie, ostatecznie postanowił nie dzielić się z nią swoimi obawami. Nie sądził w ogóle, żeby się zrozumieli, a NamGi nie był ani w humorze, ani na siłach, by wszczynać kłótnie.
Szczególnie nie z nią; z Roweną wolał spędzać ich wspólny czas w bardziej przyjemny sposób niż rozwiązywanie nieporozumień.
Dong podejrzewał, że właściwie jedyne co może zrobić w obecnej sytuacji, to po prostu cieszyć się obecnością Roweny, dopóty dopóki jeszcze była tutaj z nim.
Nieważne, czy rodzice ją stąd zabiorą, czy prędzej sama w końcu ucieknie; ostatecznie i tak się rozdzielą, a NamGi, chociaż za każdym razem się opierał i ignorował świadomość ich nieuniknionej rozłąki, musiał w końcu przywyknąć do tej myśli.
Tym bardziej nie chciał tracić czasu na coś tak niepotrzebnego jak kłótnie.
— No dobrze, dobrze — odparł w końcu i pochylił się nad kucającą Roweną, by ucałować czubek jej głowy między falami wilgotnych, przyjemnie pachnących włosów, na znak ostatecznego pokoju między nimi i nadziei pogrzebania niewygodnego tematu.
— Skoro tak mówisz, to w porządku. Nie będę się już tym martwił, ale to prawda, wolałbym wiedzieć — westchnął.
— No i faktycznie nie powinienem wtrącać się w twoje sprawy — mruknął, chociaż ostatecznie nie czuł żadnego żalu związanego z tym co zrobił; teraz przynajmniej wiedział trochę więcej.
NamGi ostatecznie ułożył się na materacu jej łóżka i uniósł nieco ramię, uśmiechając się do niej zachęcająco i zapraszająco. Stwierdził, że odrobina łóżkowych przytulanek była w tym momencie bardzo wskazana.
— Rowcia, chyba nie dasz się prosić, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz