Walka z Jelly sprawiła, że Azjata nie miał większej ochoty, ani nawet siły na inne sparingi. Potrzebował chwili odpoczynku, więc niezauważony ulokował się w miejscu, gdzie najmniej rzucał się w oczy Pani Charms i bez większego zainteresowania zaczął przyglądać się koślawym walkom innych uczniów.
NamGi nigdy nie krytykował innych; w końcu nie lubił robić przykrości, ale podstawowe błędy, które popełniali uczniowie z klasy łowców, a których on oduczył się popełniać jeszcze za dziecka, sprawiały, że mimowolnie zaczął zastanawiać się, co połowa z nich właściwie robiła na takim profilu. Dong myślał, że jest to klasa dla ludzi, którzy mają przynajmniej minimalne pojęcie o walce, a nie dla tych, którzy ledwo potrafili trzymać miecz w dłoniach.
W międzyczasie, obserwując te wszystkie starcia, NamGi doszedł do wniosku, że te zajęcia dla niego będą raczej formą rozrywki, niż jakimkolwiek wyzwaniem i prawdopodobnie najrzadziej będzie uczęszczał właśnie na nie.
Nie podejrzewał, że Ophelia mogłaby nauczyć go czegokolwiek więcej; za długo trenował, żeby mieć jakiekolwiek luki.
I wtedy, te zajęcia i w ogóle, cały dotychczasowy dzień, stały się jakieś ciekawsze i o wiele lepsze.
NamGi uśmiechnął się radośnie i szybko przetarł twarz, kiedy tylko dostrzegł przed sobą Rowenę, nawet nie podejrzewając, jak bardzo się za nią stęsknił. Serce zabiło mu trochę szybciej, a on sam, w pierwszych sekundach odkąd stanęła przed nim, nie potrafił znaleźć słów, by przywitać ją odpowiednio.
A wszelkie próby powiedzenia czegokolwiek rozpadły się w proch, kiedy jej dłoń wsunęła się w jego włosy, a on mógł już tylko mruknąć z zachwytu.
— No cześć, Promyczku — rzucił, zadzierając głowę tak, by móc na nią spojrzeć, oplatając ramiona dookoła jej nóg.
— Dobrze się spało? Chyba trochę za dobrze, co? — zaśmiał się radośnie, posyłając jej szeroki, promienny uśmiech. Właściwie cieszył się, że Rowena postanowiła przyjść chociaż na część ich zajęć, bo bardzo chciał się z nią zobaczyć.
— Wy się chyba nudzicie, co? — charknęła nauczycielka, która pojawiła się znikąd tuż przy nich.
NamGi nigdy nie krytykował innych; w końcu nie lubił robić przykrości, ale podstawowe błędy, które popełniali uczniowie z klasy łowców, a których on oduczył się popełniać jeszcze za dziecka, sprawiały, że mimowolnie zaczął zastanawiać się, co połowa z nich właściwie robiła na takim profilu. Dong myślał, że jest to klasa dla ludzi, którzy mają przynajmniej minimalne pojęcie o walce, a nie dla tych, którzy ledwo potrafili trzymać miecz w dłoniach.
W międzyczasie, obserwując te wszystkie starcia, NamGi doszedł do wniosku, że te zajęcia dla niego będą raczej formą rozrywki, niż jakimkolwiek wyzwaniem i prawdopodobnie najrzadziej będzie uczęszczał właśnie na nie.
Nie podejrzewał, że Ophelia mogłaby nauczyć go czegokolwiek więcej; za długo trenował, żeby mieć jakiekolwiek luki.
I wtedy, te zajęcia i w ogóle, cały dotychczasowy dzień, stały się jakieś ciekawsze i o wiele lepsze.
NamGi uśmiechnął się radośnie i szybko przetarł twarz, kiedy tylko dostrzegł przed sobą Rowenę, nawet nie podejrzewając, jak bardzo się za nią stęsknił. Serce zabiło mu trochę szybciej, a on sam, w pierwszych sekundach odkąd stanęła przed nim, nie potrafił znaleźć słów, by przywitać ją odpowiednio.
A wszelkie próby powiedzenia czegokolwiek rozpadły się w proch, kiedy jej dłoń wsunęła się w jego włosy, a on mógł już tylko mruknąć z zachwytu.
— No cześć, Promyczku — rzucił, zadzierając głowę tak, by móc na nią spojrzeć, oplatając ramiona dookoła jej nóg.
— Dobrze się spało? Chyba trochę za dobrze, co? — zaśmiał się radośnie, posyłając jej szeroki, promienny uśmiech. Właściwie cieszył się, że Rowena postanowiła przyjść chociaż na część ich zajęć, bo bardzo chciał się z nią zobaczyć.
— Wy się chyba nudzicie, co? — charknęła nauczycielka, która pojawiła się znikąd tuż przy nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz