By
Tyna
|
12:21
|
Dziewczyna nie miała pojęcia, kim jest ta cała Jelly, ale nie przejęła się tym ani trochę.
Rowena cały czas uśmiechała się pod nosem. Głównie ze względu na fakt, że sam NamGi wyglądał na dość podekscytowanego, co wyraźnie odbijało się niewielkim blaskiem w jego ciemnych oczach.
Samo wyczekiwanie na jakikolwiek znak od Charms było nieco męczące i zamiast pomóc Rowenie zebrać trochę rozwiane nieco myśli i skupić się na stojącym przed nią NamGim z mieczem w dłoniach, trochę ją irytowało. Wolała już po prostu zacząć.
Parsknęła cicho śmiechem, gdy NamGi ostatni raz się odezwał.
– Jasne – odparła, poprawiając szablę w dłoni. – Nie będzie litości, Dong.
Nie minęła nawet chwila, odkąd nauczycielka pozwoliła im zacząć, a Rowena już dość szybko doskoczyła do chłopaka, nawet nie zakładając, że uda jej się go trafić. Po prostu wykonała cios, który NamGi z gracją odparował, a ona lekko zdziwiła się tym, jak wiele siły użył.
Wtedy też zdała sobie sprawę z tego, że naprawdę nie miał zamiaru jej odpuścić, co naprawdę bardzo ją ucieszyło.
Zrobiła niewielki odskok tuż po tym jak uderzyła w niego falą niezwykle szybkich, lecz dość słabych ciosów.
Już dawno uznała, że szabla była tą bronią, która układała jej się w dłoni najlepiej i chciała to wykorzystać, więc zgrabnie wykonała kolejny atak, a tępe ostrze uderzyło w jego bok.
Rowena walczyła dokładnie tak, jak NamGi podejrzewał; dobrze, ale trochę chaotycznie.
Chociaż Azjata i tak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że właśnie taki styl, w którym ataki były niejasne, zawikłane i zmienne, pasował do niej najbardziej, mimo że niektórym uderzeniom brakowało dostatniej siły.
Ostatecznie to wszystko właśnie sprawiało, że NamGi nie spodziewał się, gdzie padnie jej kolejny cios i gdzie spróbuje uderzyć kolejnym razem — dlatego więc musiał przykładać o wiele więcej uwagi do ruchów jej szabli, żeby przypadkiem nie stracić czujności.
A Dong był już na tyle zmęczony nieprzespaną nocą, godzinami zajęć i tym ostatnim treningiem, że jego defensywa nie była tak dobra, jak mogłaby być, gdyby tylko się wyspał.
Nim się spostrzegł tępe ostrze jej szabli obiło jego bok i dopiero ból, który rozbiegł się po jego ciele, zaalarmował o tym, że ten ostatni raz powinien wziąć się w garść.
W ostatniej chwili udało mu się odskoczyć od kolejnego ciosu Roweny, chociaż jej ostrze i tak — nie z taką siłą jak poprzedni atak — obiło się o jego ramię.
Dong syknął (bardziej z niezadowolenia, niż bólu) i prędko przestawił jian z prawej do lewej dłoni, podejrzewając, że Rowena nie spodziewała się ataku z tej strony. Prędko natarł na nią szeregiem silnych ciosów, by finalnie obić jej nogę.
Bronienie się przed atakami NamGiego było o tyle trudne, że po prostu były one aż nazbyt pełne harmonii i spokoju, a ona nigdy nie zdążyła do tego typu stylu walki w pełni przywyknąć. Teoretycznie lekcje szermierki opierały się właśnie na takiej harmonijnej, szlachetnej, efektywno-efektownej potyczce, ale Rowena, chociaż zdecydowanie były to jedne z nielicznych zajęć, które w jakiś sposób zaakceptowała, nie przywiązywała do nich zbyt dużej wagi. Już dawno oceniła je jako po prostu dość niepraktyczne i za każdym razem, gdy musiała walczyć bronią białą, robiła to po swojemu, chociaż było po niej widać, że w jej "stylu" walki pozostało kilka naleciałości z szermierki.
Dziewczyna syknęła cicho, gdy broń NamGiego z dość dużą siłą uderzyła w jej piszczel. Wyrwało jej się też krótkie "kurwa", gdy potem otrzymała cios w udo.
Trzeba przyznać, że podejście do niego z jego lewej strony jednak nie było tak łatwe jak wydawało jej się, że będzie.
Zgrabnie ominęła tępe ostrze miecza, gdy chłopak znowu na nią natarł, po czym odsunęła się na względnie bezpieczną odległość, żeby móc wystarczająco szybko zareagować, gdyby znowu ją zaatakował, ale też po to, by mieć możliwość, by znowu w gwałtowny, nieprzemyślany sposób go uderzyć. Robiła stabilne, dość spore kroki i kiedy poczuła, że to odpowiedni moment, żeby uderzyć, zrobiła to, tym razem celując gdzieś w okolicę pleców.
Szybko jednak poczuła kolejne uderzenie na swojej skórze.
Pojedynek z Roweną przyniósł NamGiemu sporo uciechy i satysfakcji; dziewczyna była naprawdę dobrym przeciwnikiem. Szczególnie że w tym stanie młody Azjata nie był zdolny robić aż tak udanych uników (w związku z czym ostrze Roweny często obijało jego ciało, przyczyniając się do jeszcze kilku nowych siniaków), tak samo jak nie był zdolny wykorzystać w pełni swoich umiejętności przeciwko niej; był po prostu zmęczony.
A dzięki temu ich walka była o wiele bardziej wyrównana, sprawiedliwa, oraz dłuższa.
W momencie, w którym jego ostrze zderzyło się z bokiem Roweny, on sam poczuł promieniujący, silny ból na swoich, i tak już obolałych, plecach.
Był pewien, że nie wyprostuje ich przez następny dzień.
Ból, który rozbiegł się w dół jego kręgosłupa sprawił, NamGi syknął głośno, tracąc czujność na parę długich sekund, w których trakcie miecz Roweny uderzył jeszcze o jego ramię i tors, nim Dong ostatecznie odskoczył od niej, unikając kolejnego ciosu.
Rowena atakowała gęstą serią ciosów, które Dong starał się (czasami nieudolnie), odparowywać, nie znajdując momentu, w którym on sam mógłby zaatakować. Dopiero kiedy jej ciosy przestały być tak częste, Dong ponowił swoją ofensywę, a brzdęk metalu głośno zadzwonił w jego uszach.
— Rowcia, Promyczku — zaczął, kiedy odepchnął jej ostrze i mógł zaatakować jej niechroniony brzuch. — Dobrze walczysz — sapnął i doskoczył do niej ponownie, tym razem próbując trafić w nadgarstek, tak, by z bólu (bo siły nie oszczędzał) sama wypuściła szablę z dłoni.
Niewielki uśmiech rozkwitł na zarumienionej, spoconej twarzy Roweny, gdy z pełną siłą dotarło do niej, że walka powoli dobiega końca, a jej tułów, ramiona i nogi są w większym lub mniejszym stopniu poobijane. Była niemalże pewna, że niedługo będzie mogła zacząć liczyć wielkie, bolące siniaki, ale nie przeszkadzało jej to.
Mało tego - cieszyła się, że mogła chociaż chwilę poćwiczyć w ten sposób. Znajdowała w tym radość i fajną rozrywkę, a fakt, że wymęczyła NamGiego jeszcze trochę bardziej, sprawiało jej jakąś dziwną satysfakcję.
Była też pewna podziwu, że stanowił dla niej spore wyzwanie, nawet jeśli ona przyszła na zajęcia wypoczęta i gotowa do potyczek, a on zauważalnie miał ich już dość. Nie zdziwiło jej to jednak, bo przecież doskonale wiedziała (nawet jeśli przecież nie znali się jakoś szczególnie długo), że chłopak jest świetnym wojownikiem i potrafi poradzić sobie z każdą przeciwnością losu.
Nie miała jednak zamiaru się poddawać i chciała walczyć, dopóki NamGi sam, bez niczyjej pomocy, nie powali jej na łopatki.
Od tamtego momentu nie musiała na to czekać jakoś szczególnie długo.
Gwałtownie wciągnęła i zatrzymała powietrze do płuc, gdy poczuła silne uderzenie prosto w brzuch. Nie zdążyła nawet porządnie odskoczyć, gdy zauważyła, że chłopak zaczął wykonywać kolejne uderzenie. Chciała sprawnie go uniknąć, ale zabrakło jej czasu; ból w brzuchu skutecznie jej to uniemożliwił, przez co NamGiemu udało się wykonać kolejny cios.
Ostrze miecza szybko i z ogromną siłą, której Rowena nawet nie do końca się spodziewała, mimo zapewnień, że chłopak raczej nie będzie oszczędzał ani siebie, ani jej, zetknęło się w jej prawym nadgarstkiem, co poskutkowało gwałtownym, promieniującym bólem, który zaczął rozchodzić się po jej ręce od dłoni prawie aż po łokieć. Unieruchomiło ją to na kilka krótkich sekund, przez co nie zdążyła się cofnąć przed kolejnym uderzeniem NamGiego.
Szabla upadła na mokrą trawę.
Rowena odruchowo zacisnęła lewą dłoni w pięść, po czym, nie szczędząc siły, uderzyła chłopaka, celując gdzieś pod żebra. Szybko natarł na nią mieczem ten ostatni raz tego dnia, żeby już ostatecznie zakończyć ich niewielką potyczkę, pieczętując ją powaleniem dziewczyny na ziemię. Padła tuż obok swojej broni.
Walka zakończyła się wygraną NamGiego, czyli dokładnie tak, jak się tego spodziewała. Leżąc na chłodnej, mokrej trawie, Rowena przetarła twarz obiema dłońmi, przy okazji odgarniając z niej włosy, po czym zaśmiała się cicho.
– Wiesz, chyba trochę odechciało mi się tych zajęć – oznajmiła lekkim tonem, spoglądając na stojącego nad nią chłopaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz