Gideon nie przywiązywał większej wagi do lekcji.
Wodził skupionym wzrokiem po klasie, starając się zapamiętać wszystkich nowych uczniów, z którym przyjdzie mu studiować, ignorując przy tym, że raz na jakiś czas patrzył się na kogoś zbyt często i zbyt długo. Jego nowa klasa nie była jakaś nadzwyczaj charakterystyczna. Uczniowie byli mdli, przeciętni i jacyś tacy przerzuci; nic ciekawego.
Chociaż jedna para, siedząca chyba najbliżej Anvilla, przykuła jego zainteresowanie.
Raczej nie z wyglądu, bo też nie rzucali się w oczy, ale z tego co robili. Gideon zmarszczył czoło, kiedy dostrzegł, że dziewczyna o brwiach bardziej krzaczastych niż całe leśne tereny otaczające akademię, podkradała ukradkiem sprzęty alchemiczne do swojej torby.
Anvill sam nie był święty, jednak nie zamierzał ułatwiać im życia; był ciekawy, po co właściwie to robią i jaki mają w tym cel. W przypadku chwili złośliwości, był też gotowy poinformować o tym nauczyciela, chociaż tak długo, jak młodziki nie zamierzały mu się sprzeciwiać, zamierzał przymknąć oko na sprawę.
Chyba.
Wyrwał więc z zeszytu kawałek kartki i pochyłym pismem wyskrobał na papierze:
,, po co wam to? ''
podrzucając zrolowany liścik wprost na ich ławkę, kiedy nauczyciel robił coś przy biurku. Gideon już za długo był w tej szkole, żeby wyłożyć się na czymś tak banalnym jak kryjome pisanie listów.
Później drzwi do sali otworzyły się, a on (prawie łapiąc się na tym, że się uśmiechnął), prędko odsunął krzesełko.
— Jasne, siadaj — burknął, ukradkiem spoglądając na parkę uczniów. Później znów jego wzrok padł na Crystal. W pewnym sensie poczuł ulgę, że jednak pojawiła się na zajęciach; Anvill naprawdę chciał się z nią spotkać; bez szczególnego powodu, po prostu fajnie im się razem rozmawiało.
— Co, zaspałaś? Wyglądasz jak nowo narodzona... Co jest dziwne, bo minęły może ze trzy godziny.
Wodził skupionym wzrokiem po klasie, starając się zapamiętać wszystkich nowych uczniów, z którym przyjdzie mu studiować, ignorując przy tym, że raz na jakiś czas patrzył się na kogoś zbyt często i zbyt długo. Jego nowa klasa nie była jakaś nadzwyczaj charakterystyczna. Uczniowie byli mdli, przeciętni i jacyś tacy przerzuci; nic ciekawego.
Chociaż jedna para, siedząca chyba najbliżej Anvilla, przykuła jego zainteresowanie.
Raczej nie z wyglądu, bo też nie rzucali się w oczy, ale z tego co robili. Gideon zmarszczył czoło, kiedy dostrzegł, że dziewczyna o brwiach bardziej krzaczastych niż całe leśne tereny otaczające akademię, podkradała ukradkiem sprzęty alchemiczne do swojej torby.
Anvill sam nie był święty, jednak nie zamierzał ułatwiać im życia; był ciekawy, po co właściwie to robią i jaki mają w tym cel. W przypadku chwili złośliwości, był też gotowy poinformować o tym nauczyciela, chociaż tak długo, jak młodziki nie zamierzały mu się sprzeciwiać, zamierzał przymknąć oko na sprawę.
Chyba.
Wyrwał więc z zeszytu kawałek kartki i pochyłym pismem wyskrobał na papierze:
,, po co wam to? ''
podrzucając zrolowany liścik wprost na ich ławkę, kiedy nauczyciel robił coś przy biurku. Gideon już za długo był w tej szkole, żeby wyłożyć się na czymś tak banalnym jak kryjome pisanie listów.
Później drzwi do sali otworzyły się, a on (prawie łapiąc się na tym, że się uśmiechnął), prędko odsunął krzesełko.
— Jasne, siadaj — burknął, ukradkiem spoglądając na parkę uczniów. Później znów jego wzrok padł na Crystal. W pewnym sensie poczuł ulgę, że jednak pojawiła się na zajęciach; Anvill naprawdę chciał się z nią spotkać; bez szczególnego powodu, po prostu fajnie im się razem rozmawiało.
— Co, zaspałaś? Wyglądasz jak nowo narodzona... Co jest dziwne, bo minęły może ze trzy godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz