By
Afuś
|
22:01
|
「Collab post by Rogan i Afuś」
— Może i za randkę — zaśmiał się, był pewien, że byłby to lepszy prezent niż zorganizowanie im kolejnej randki, w końcu niezbyt się na tym znał, a tematy miłosne były mu kompletnie obce.— Ojciec miał ci go dać — rzucił już o wiele poważniej — przekazał go mi, bym ci go podrzucił kiedy uznam, że jesteś gotowy, też dostałem podobny.
Przed wejściem na lekcje zatrzymał się jeszcze, by przyjrzeć się czemuś wyrysowanemu na ścianie. Albo wyświetlanymi...? Konkurs na twarz akademii brzmiał nieco absurdalnie, ale oddanie głosu zajęło zaledwie kilka sekund więc mógł sobie na to pozwolić.
Po lekcji spodziewał się czegoś nieco innego, myślał, że zaczną od podstaw, najprostszych ruchów czy nawet teorii, ale sparing brzmiał o niebo ciekawiej. Czuł, że nauczycielka będzie sporo od nich wymagać, ale przecież po to tu są.
Ich walka wyglądała podobnie jak te które prowadzili pod okiem ojca, trzymali wysoki poziom, chociaż BaoCheng nieco się rozproszył gdy usłyszał głos Jelly gdy ta dyskutowała z Ophelią Charms.
— Cholera, ona jest z nami w klasie?
— Kto, Jelly? — na ułamek sekundy wzrok NamGiego powędrował w stronę wężowej koleżanki, rozmawiającej z panią Charms. Faktycznie, zdziwił się nieco obecnością Meduzy, ale nieszczególnie mu przeszkadzał mu fakt wspólnego chodzenia z nią na zajęcia; ostatecznie nic do niej nie miał.
Sama Jelly nie wykazywała chęci dalszego bratania się z nim, więc NamGi nie czuł się jakoś zagrożony.
Później, korzystając z nieuwagi BaoChenga, Dong natarł na niego gwałtownie, starając się wyrzucić atrapę broni z jego ręki, a brzdęk metalu nosił się echem po polu wielkim treningowym.
— Najwyraźniej. Dziwna jest, ale ja właściwie nic do niej nie mam. Jeszcze — wyjaśnił i gładko uniknął ataku brata, marszcząc brwi.
— Chyba że powinienem coś do niej mieć, ale słyszałem, że wczoraj ci pomogła, więc chyba jest w porządku —chwilę potem zamachnął się i rzucił na Baochenga.
— Słyszałeś, że nasza siostra chyba z kimś kręci?
— Pomogła i też nie powinienem nic mieć, ale ta chwila z nią była cholernie niezręczna — BaoCheng w ostatniej chwili udało mu odeprzeć atak — No i po prostu nie spodziewałem się żeby interesował ją taki profil.
—Krę... Fausta? — znów na chwilę się rozproszył co musiał nadrobić agresywniejszym i precyzyjniejszym atakiem — Naprawdę? Widziałeś czy...
— Bah, widziałem i słyszałem — roześmiał się cicho i zwinnie odskoczył od jego miecza. Jeszcze w Chinach treningi z Baochengiem były codziennością NamGiego, więc młodszy brat mniej więcej rozumiał schemat jego kroków i ataku; dzisiejsze zajęcia traktował hobbistycznie, jako możliwość porozmawiania z nim.
— Wczoraj wieczorem poszedłem na chwilę na bal. Wiesz, byliśmy z Roweną ukraść wino i jakieś przekąski — wyjaśnił sapiąc i wściekle ponowił atak, starając się celować w jego tułów, jednak Baocheng za każdym razem odpierał jego ataki.
— Jakoś się złożyło, że zostaliśmy na ogłoszeniu wyników króla i królowej balu — mruknął i zacisnął trzon miecza mocniej. — Fausta wygrała. Z Jamesem, to mój współlokator, całkiem w porządku koleś — wytłumaczył z lekkim uśmiechem, czując, że parę kropel potu zsunęło mu się na skronie. Całe szczęście poranna mżawka, która muskała jego rozgrzaną skórę, chłodziła zapał młodego Azjaty.
— Ale rozumiesz? Fausta z chłopakiem. Chłopakiem. No i ... Sam nie wiem, pasują do siebie.
BaoCheng zaśmiał się cicho słysząc o podkradaniu przekąsek. Było to coś co zarówno do brata jak i jego dziewczyny cholernie pasowało, a przynajmniej zdaniem samego BaoChenga.
— Fausta z chłopakiem — powtórzył biorąc kolejny zamach — Brzmi abstrakcyjnie, ale jeśli to faktycznie spoko koleś, to może coś z tego będzie. Musimy zabrać tego Jamesa, żeby coś wypić, zobaczymy czy będzie dobrym szwagrem.
— Nie wiem, on jest trochę małomówny, nie wiem, czy da się wyciągnąć na picie.. No, przynajmniej teraz. Ale możemy spróbować — westchnął, trochę rozkojarzony. NamGi zaczął zastanawiać się, czy Fausta faktycznie zacznie umawiać się z Jamesem. Według niego był naprawdę dobrym kandydatem na jej pierwszego chłopaka; spokojny, miły i fajny koleś.
Kogoś takiego właśnie potrzebowała Fausta.
Właściwie byli do siebie nawet podobni.
— O-ogh! Huòluàn! — mruknął, kiedy Baocheng, wykorzystując jego rozkojarzenie, naparł na niego mieczem i powalił zgrabnie, paroma silnymi uderzeniami.
Leżąc na trawie, NamGi spojrzał na starszego brata w niezadowoleniu i ostatecznie podciął mu nogi, więc i on runął na ziemię.
Zawsze to robił, kiedy Baochengowi udawało się pokonywać go w walce.
— Tego ataku nie znałem — burknął i podniósł się z zimnej, mokrej trawy.
Otrzepał swoje czarne kimono z jesiennych liści i pomógł podnieść się bratu.
— Nieźle wam poszło. Z tego co widzę to ... Najlepiej — pani Charms mruknęła, patrząc na nich.
NamGi skłonił się przed nią z uśmiechem.
— Dobrze się ruszacie, tylko szkoda, że ta rozmowa was tak rozpraszała. Następnym razem powinniście skupić się bardziej — mruknęła szorstko, chociaż posłała im coś na kształt uśmiechu.
— Usiądźcie na ławkę. Jak będzie jakaś para wolna, wtedy się wymienicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz