By
Shadow Memory
|
09:20
|
Na cichutki, drżący i pełen lęku głos dziewczynki, serce Vena zareagowała dość nieprzewidywalnie. Drgnęło. Chłopak wysunął język, by zebrać zapach dziewczynki. Bryza i nieco mentolowy chłód mieszał się ze słonym smakiem starego bulionu. Mocz, dziecko musiało być przerażone. Viperios odetchnął z ulgą, przez chwilę bał się, że zostanie zamordowany. Dziewczynka w komnacie pełnej toksycznych oparów, to nie mogło się skończyć dobrze, w dodatku woda sięgała jej aż do pasa, nie powinna w niej brodzić. Skąd w akademii dziecko? Zastanawiał się Ven, ale dłuższej chwili zignorował ten fakt i postanowił nie walczyć z instynktem i zająć się dziewczynką.
— Cześć, jestem Ven — zaczął ciepłym, spokojnym głosem, nie chcąc dziecka przestraszyć. — Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy — dodał, wyczuwając zapach zbierających się jej w oczach łez.
Chłopak przełknął ślinę. Małe dziecko w takim położeniu udusi się prędko, jeśli jego usta i nos nie będą zasłonięte, ale czym mógłby. Opaska. Czarna opaska, którą Ven nosił na oczach, by niwelować możliwość spojrzenia komuś w oczy, nie, nie mógł. Jeśli cokolwiek się wydarzy, poleci jego głowa, jednak gdyby niczego nie zrobił, malutka udusi się. Ven zaczął nerwowo grzechotać ogonem, a dziewczynka, jakby oczarowana nową zabawką, złapała chłopaka. Przygryzł wargę i poczuł w ustach metaliczny smak krwi, gdy tylko dreszcz przebiegł jego ciało. Wysunął grzechotkę z jej rąk i przykucnął nad dzieckiem, z którego wciąż kapała woda, srebrzysta woda, jakby sam księżyc do niej wpadł i rozpuścił się, tworząc mleczny blask. Skoro dziecko tak reagowało, to jak silne były teraz jego oczy?
— Przyjdą po nas, niedługo — zaczął, choć wiedział, że było to zapewne kłamstwo. — Dlatego, gdy będziemy czekać na twoich rodziców, może się pobawimy?
Z ust dziewczynki wyrwał się nieco cichy chichot, przerwany próbą płaczu, ale skinęła, onieśmielona nieznajomym. Ven, widząc tą reakcję dostał potwierdzenie, że może przystąpić do działania.
— Zamknij oczka i nie otwieraj ich, póki ci tego nie powiem — polecił, a ta wykonała polecenie bez zająknięcia.
Złote dziecko, pomyślał Ven, a następnie ściągnął opaskę ze swoich oczu. Uchylił jedno, a gdy zauważył, że mała grzecznie czeka, otworzył i drugie. Chwilę czasu poświęcił na rozejrzenie się po komnacie, po czym doszedł do wniosku, że rozwiązania są dwa. Próba wspinaczki drogą, którą tu wpadli, a po nieudanych próbach, zostanie w jednym miejscu, druga opcja zakładała dalszą eksplorację pomieszczeń w celu znalezienia wyjścia. Równie ryzykowna, co pierwsza.
— Pobawimy się w poszukiwaczy skarbów — zaczął chłopak, zakładając opaskę na usta i nos dziewczynki, a następnie dzięki swym smukłym palcom udało mu się ją tak umocować, by nie uciskała głowy dziecka. — Ty będziesz dowódcą wyprawy i moimi oczami, będziesz mi mówić, co widzisz i co gdzie jest, a ja będę twoim ochroniarzem, zgoda? Otwórz oczki.
Gdy tylko wydał to polecenie, zamknął swoje. Słuch u węży nie był jakoś wybitnie rozwinięty. Viperios gwizdnął i zaczął nasłuchiwać, nigdy nie musiał ćwiczyć echolokacji, ale stwierdził, że najwyższy czas. Następnie pomagając sobie ogonem podniósł dziewczynkę.
— Chcesz żebym wziął cię na barana? — spytał.
Tak było wygodnie, unikał możliwości spojrzenia na dziecko, a jednocześnie miał ją blisko siebie, gdyby w razie zagrożenia, coś miało jej zaszkodzić. Wysunął dyskretnie język, by zebrać informacje zapachowe o tej komnacie. Napływ orzeźwiającego smaku dochodził z dwóch miejsc, tunelu, którym wpadli oraz z dalszej części pomieszczenia. Dziewczynka uspokoiła się nieco, Ven zastanawiał się, czy nie zrobiła sobie krzywdy, z powodu takiego upadku, ale teraz wolał już nie sprawdzać, złamana ręka w zestawieniu z zawałem brzmiała o niebo lepiej. Ven Viperios miał tylko nadzieję, że ktoś, wytropi ich w podziemnej komnacie, w Nook of Wolves musiało być dużo osób z dobrym węchem.
— Cześć, jestem Ven — zaczął ciepłym, spokojnym głosem, nie chcąc dziecka przestraszyć. — Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy — dodał, wyczuwając zapach zbierających się jej w oczach łez.
Chłopak przełknął ślinę. Małe dziecko w takim położeniu udusi się prędko, jeśli jego usta i nos nie będą zasłonięte, ale czym mógłby. Opaska. Czarna opaska, którą Ven nosił na oczach, by niwelować możliwość spojrzenia komuś w oczy, nie, nie mógł. Jeśli cokolwiek się wydarzy, poleci jego głowa, jednak gdyby niczego nie zrobił, malutka udusi się. Ven zaczął nerwowo grzechotać ogonem, a dziewczynka, jakby oczarowana nową zabawką, złapała chłopaka. Przygryzł wargę i poczuł w ustach metaliczny smak krwi, gdy tylko dreszcz przebiegł jego ciało. Wysunął grzechotkę z jej rąk i przykucnął nad dzieckiem, z którego wciąż kapała woda, srebrzysta woda, jakby sam księżyc do niej wpadł i rozpuścił się, tworząc mleczny blask. Skoro dziecko tak reagowało, to jak silne były teraz jego oczy?
— Przyjdą po nas, niedługo — zaczął, choć wiedział, że było to zapewne kłamstwo. — Dlatego, gdy będziemy czekać na twoich rodziców, może się pobawimy?
Z ust dziewczynki wyrwał się nieco cichy chichot, przerwany próbą płaczu, ale skinęła, onieśmielona nieznajomym. Ven, widząc tą reakcję dostał potwierdzenie, że może przystąpić do działania.
— Zamknij oczka i nie otwieraj ich, póki ci tego nie powiem — polecił, a ta wykonała polecenie bez zająknięcia.
Złote dziecko, pomyślał Ven, a następnie ściągnął opaskę ze swoich oczu. Uchylił jedno, a gdy zauważył, że mała grzecznie czeka, otworzył i drugie. Chwilę czasu poświęcił na rozejrzenie się po komnacie, po czym doszedł do wniosku, że rozwiązania są dwa. Próba wspinaczki drogą, którą tu wpadli, a po nieudanych próbach, zostanie w jednym miejscu, druga opcja zakładała dalszą eksplorację pomieszczeń w celu znalezienia wyjścia. Równie ryzykowna, co pierwsza.
— Pobawimy się w poszukiwaczy skarbów — zaczął chłopak, zakładając opaskę na usta i nos dziewczynki, a następnie dzięki swym smukłym palcom udało mu się ją tak umocować, by nie uciskała głowy dziecka. — Ty będziesz dowódcą wyprawy i moimi oczami, będziesz mi mówić, co widzisz i co gdzie jest, a ja będę twoim ochroniarzem, zgoda? Otwórz oczki.
Gdy tylko wydał to polecenie, zamknął swoje. Słuch u węży nie był jakoś wybitnie rozwinięty. Viperios gwizdnął i zaczął nasłuchiwać, nigdy nie musiał ćwiczyć echolokacji, ale stwierdził, że najwyższy czas. Następnie pomagając sobie ogonem podniósł dziewczynkę.
— Chcesz żebym wziął cię na barana? — spytał.
Tak było wygodnie, unikał możliwości spojrzenia na dziecko, a jednocześnie miał ją blisko siebie, gdyby w razie zagrożenia, coś miało jej zaszkodzić. Wysunął dyskretnie język, by zebrać informacje zapachowe o tej komnacie. Napływ orzeźwiającego smaku dochodził z dwóch miejsc, tunelu, którym wpadli oraz z dalszej części pomieszczenia. Dziewczynka uspokoiła się nieco, Ven zastanawiał się, czy nie zrobiła sobie krzywdy, z powodu takiego upadku, ale teraz wolał już nie sprawdzać, złamana ręka w zestawieniu z zawałem brzmiała o niebo lepiej. Ven Viperios miał tylko nadzieję, że ktoś, wytropi ich w podziemnej komnacie, w Nook of Wolves musiało być dużo osób z dobrym węchem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz