By
Tyna
|
14:37
|
– No jasne, brzmi normalnie jak marzenie – odparła, przewracając oczami i śmiejąc się cicho.
Rowena usadowiła się wygodniej na dość twardym siedzeniu, pochylając się w stronę NamGi'ego, żeby móc położyć głowę na jego ramieniu. Spojrzała na ich dłonie splecione ze sobą, mając wrażenie, że jakoś tak ładnie do siebie pasują.
– Ale tatuś też jest niczego sobie – zachichotała, dźgając go lekko palcem wskazującym w brzuch.
Jeszcze zanim chłopak zdążył zadać swoje pytanie dotyczące jakiegoś dawnego i niezwykle krótkiego epizodu w jej życiu, gdzieś pobieżnie pomyślała o tym, że tak właściwie przecież sama nigdy szczeniakiem nie była. Mogła jedynie obserwować swoje młodsze siostry i ich niekontrolowane przemiany oraz rozwijające się, kontrolowane wilcze formy tego starszego rodzeństwa. Zawsze bardzo mocno im tego zazdrościła i nie mogła tego znieść.
Jednak tego wieczoru nie przejęła się tym jakoś szczególnie, tak jakby była do tego przyzwyczajona i wcale jej to nie przeszkadzało.
– Do dzisiaj wydaje mi się, że miał w sobie coś z trolla – oznajmiła najpierw, próbując przypomnieć sobie jak wyglądał; niestety, na niewiele się to zdało, bo oprócz wielkich uszu i szaro-zielonkawej skóry i ubrań z liści niewiele potrafiła sobie przypomnieć. – Mieszkał w takim domu na drzewie kilkadziesiąt metrów nad ziemią w środku totalnego zadupia, w jakiejś dżungli, kilometry od najbliższej cywilizacji. Nieźle musieliśmy się z Jimem namęczyć, żeby w ogóle do niego dotrzeć...
Rowena zamilkła na chwilę, zastanawiając się, czy w ogóle powinna była o nim wspominać. Był to chyba pierwszy raz, kiedy wymieniła kogoś z imienia podczas opowiadania NamGi'emu o jakiejś swojej "przygodzie".
– Tak czy inaczej twierdził, że medytacja pozwala mu osiągnąć stan harmonii z naturą, a potem zaczął wróżyć nam z liści tego drzewa, na którym mieszkał.
Dziewczyna westchnęła cicho, przypominając sobie jak ten wróżbita przez dłuższy czas przyglądał się blaszce i dogłębnie analizował unerwienie wybranego przez nią liścia, żeby na koniec wyjawić jej przyszłość, w którą chciała uwierzyć tak bardzo, że to się naprawdę stało.
– A na koniec, chwilę przed tym jak nas wyprosił, powiedział mi, że, no wiesz, że niedługo wszystko się zmieni – dodała, wzruszając ramionami. – Ale nadal nic się nie zmieniło, a minęły już chyba ze trzy czy cztery lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz